Koniec marca przyniósł ze sobą znaczne
ocieplenie. Wszystko zaczęło budzić się do życia, więc i błonia przestały
świecić pustkami. Spora grupka Ślizgonów również właśnie na nich postanowiła
spędzić piątkowe popołudnie. Towarzystwo podzieliło się na kilka grupek.
Hermiona korzystając z cienia i
oparcia drzewa, spędzała czas na lekturze czegoś innego niż Historii Ludzi
Lasu. Draco zadecydował, że dzisiejsze popołudnie spędzają poza zamkiem, a tu
nie mogła wziąć ze sobą woluminu. Musiała jednak sama przed sobą przyznać, że
to miła odmiana. Przez ostatnie tygodnie wszystko kręciło się wokół
tłumaczenia. Nawet ona potrzebowała chwili wytchnienia.
Również nieco na uboczu siedzieli
Tracey i Wiliam. Oboje dzierżyli w dłoniach ołówki, a przed nimi na podkładkach
spoczywały pergaminy. Szkicowali jezioro oraz fragment lasu. Tracey do tego
stopnia zafascynowały wspaniałe prace Wiliama, że sama również postanowiła
zgłębić tajniki rysunku. Na razie efekty były dość marne, ale rekompensował jej
to cierpliwy i czarujący nauczyciel. Każdego dnia dziękowała Salazarowi, że
zgodziła się na tę randkę. Wiliam okazał się fantastycznym kompanem do rozmów i
uwielbiała spędzać z nim czas. Przy nim czuła się po prostu wyjątkowa. Miała
nadzieję, że z tej znajomości naprawdę wyjdzie coś więcej.
Największą grupę stanowili zawodnicy
Quidditcha i inni jego miłośnicy, między innymi Dafne i Pansy. U tej drugiej
miłość kończyła się na jednym z zawodników, ale był to wystarczający powód, aby
przysłuchiwać się nudnym dla niej wywodom.
— Mówię wam, że trzeba grać ostro.
Gryfiakom honor na to nie pozwala, a poza tym mają sporo lasek, które nie
trudno będzie wyeliminować.
Adrian wygłaszał swoje mądrości na
temat czekającego ich meczu z Gryffindorem. Nie przeszkadzało mu w tym, że nie
jest ani kapitanem, ani nawet zawodnikiem pierwszego składu.
— O ile mnie pamięć nie myli, to w
zeszłym sezonie Weasleyówna robiła z tobą, co chciała i nawet kafla nie
potrafiłeś przy niej utrzymać.
Skwitował wywody kolegi Draco. Nie
odpuszczał żadnej okazji, aby mu dopiec. Nie trawił go i nie krył się z tym.
Fakt, że ten leszcz nie dostał się do pierwszego składu, nadal go cieszył i
starał mu się o tym jak najczęściej przypominać.
— Nikt cię nie pytał o zdanie, Malfoy.
Miałem problemy z miotłą.
— O ile mi wiadomo, Ginny lata na Zmiataczu
7, więc nie sądzę, żeby dysponowała lepszym sprzętem. Tu w grę wchodzą raczej
umiejętności.
Stwierdziła Dafne urażona słowami
Adriana o eliminacji dziewcząt. Typowy przedstawiciel gatunku uważającego, że
Quidditch to sport wyłącznie dla mężczyzn, co doprowadzało ją do szału.
— Znawczyni się znalazła. Co taka
panna może wiedzieć o lataniu?
— W konkursie rzutów miała sześć, a ty
przypomnisz nam ile? Trzy, cztery?
W obronie Dafne stanął Teodor. Pucey
dużo mówił, ale na tym jego zdolności się kończyły. Oddałby wszystko, aby
zamiast niego mieć w drużynie Dafne, ale musiał z tym zaczekać do przyszłego
roku. Nie miał wątpliwości, że panna Greengrass przy następnych eliminacjach
dostanie się do drużyny bez względu na to, kto będzie kapitanem.
— Z Longbottomem jako obrońcom na
pewno.
— Ja broniłem.
Mimo straconej pozycji Adrian
zamierzał dalej brnąć w tę dyskusję, lecz w słowo wszedł mu Blaise.
— Weź ty się człowieku, bardziej nie
pogrążaj, bo robisz z siebie pośmiewisko. Wróćmy do tematów przyjemniejszych
niż twoja nieudolność życiowa.
Tym razem Adrian milczał, gotując się
z wściekłości. Za kogo ta cholerna trójca się uważała? I jeszcze ta pusta
blondyna na dokładkę. Co takie dziewczątko mogło wiedzieć o Quidditchu? Adrian
postanowił nie zniżać się dłużej do ich poziomu i za najlepsze wyjście uznał
milczenie. Po chwili znalazł sobie jednak sposób na odreagowanie. Nieopodal
nich spacerowali Weasley z tą swoją piskliwą Brown. Wyśmienity zbieg
okoliczności. Nic tak nie poprawia człowiekowi humoru, jak gnębieni leszcza.
— Weasley, cóż za ulga widzieć cię
odklejonego od twojej panny. Przez was zaczynałem już mieć problemy z
żołądkiem!
Krzyknął Adrian na tyle głośno, aby
usłyszeli go wszyscy wokół. Skoro już zamierzał zrobić przedstawienie, niech
cieszy się nim większa publika.
— Odwal się, Pucey.
Rzucił gniewnie Ron, czując, jak
czerwienieją mu uszy. Słyszał śmiechy innych przygłupów, choć starał się ich
ignorować.
— Cóż za cięta riposta. Dziewczyna cię
nauczyła?
— Pilnuj swojego nosa, ty parszywy
wężu.
— Uuu mocne słowa jak na Gryfiaczka.
Jak ci to przeszło przez gardło?
Ron popełnił poważny błąd, zamiast
odejść, podszedł do grupki Ślizgonów. Właśnie na to liczył Adrian. Sam podniósł
się z trawy i teraz stał naprzeciwko rudzielca.
— O co ci chodzi? Jak nie masz swojego
życia, to nie mój problem, więc się odwal.
— Mon-Ron, chodźmy stąd.
Poprosiła Lavender, ciągnąc swojego
chłopaka za rękę. Nie chciała tracić czasu na kłótnie z tym wstrętnym
Ślizgonem.
— Właśnie, Mon-Ron, słuchaj swojej
dziewczyny. Na pewno ma większe jaja od ciebie.
— Odczep się od nas. Ron, idziemy.
— Ron, idziemy.
Adrian zaczął naśladować piskliwy głos
Lavender, czego Ron nie potrafił dłużej znieść. Cały czerwony na twarzy zaczął
podwijać rękawy.
— Zaraz ci zniknie ten paskudny
uśmieszek.
Ron już zamierzał rzucić się z
pięściami na Adriana, gdy nagle znikąd pomiędzy nimi pojawiła się Hermiona.
— Dość tego.
Powiedziała stanowczo, patrząc na
Puceya. Nie potrafiła dłużej znieść jego żałosnych popisów. Pastwił się nad
niczemu winnym Ronem dla jakiegoś chorego kaprysu, próby połechtania swojego
ego. To jedna z niewielu rzeczy, jakimi gardziła.
— O coś konkretnego ci chodzi?
Zapytał Adrian, udając głupiego.
Zabawa zaczęła się rozkręcać. Interwencja Riddle dała mu jeszcze większe pole
do popisu.
— Masz ich natychmiast zostawić w
spokoju.
— Chyba trochę za późno na amory do
rudego. Jak widać, on ma już swojego rycerza, a poza tym nasz Draco będzie
niepocieszony.
— Licz się ze słowami, idioto, bo
zaraz inaczej porozmawiamy.
Powiedział Draco, podnosząc się z
ziemi, po czym stanął obok Hermiony. W ślad za nim poszli Blaise i Teodor, nie
chcąc dopuścić do kolejne bójki tej dwójki.
— Jeśli sądzisz, że swoim dziecinnym
gadaniem zrobisz na kimkolwiek wrażenie, to jesteś w błędzie. Oszczędź resztki
swojej godności, której i tak nie posiadasz za wiele i nie katuj nas swoimi
wywodami, a najlepiej i towarzystwem.
— Widzisz, Weasley, to się nazywa
inteligentna riposta. Wiem, trudne słowa, ale z czasem może i ty je opanujesz.
— Czy ty słyszysz, co ja do ciebie
mówię? Skończ te…
— Po co się wtrącasz?
Hermiona umilkła. Wszystko wskazywało
na to, że to pełne wyrzutu pytanie Ron zadał jej. Zwróciła się w jego stronę i
istotnie patrzył na nią.
— Słucham?
— Nie prosiłem cię o pomoc.
Warknął Ron, przez którego przemawiał
gniew. W jego mniemaniu Hermiona wtrąciła się, aby jeszcze bardziej go
upokorzyć. Złość przysłaniała mu wszystko inne. Nie dostrzegał nawet zmieszanej
i zbolałej miny panny Riddle.
— Wiem.
— Więc po co się wtrącasz? Nie myśl
sobie, że będę ci teraz dziękował.
— Nawet na to nie liczyłam.
Odpowiedziała pełnym goryczy głosem
Hermiona, po czym jak najszybciej odeszła w stronę jeziora.
— Brawo, Weasley pokazał pazurki.
Zarechotał Adrian, choć absolutnie
nikt nie podzielał jego wesołości. Wszyscy skupili się na Hermionie, która z
powodu chęci pomocy, została potraktowana jak śmieć.
— I co zrobiłeś, Weasley? Jesteś z
siebie zadowolony? Ty to wszystko potrafisz spieszyć, nawet jak ci ktoś pomaga.
Draco najchętniej dałby tej łasicy w
mordę. Riddle staje w jego obronie, a ta niewdzięczna szuja odpłaca jej się
czymś takim. Z uwagi na ich wcześniejszą przyjaźń i dobre chęci Hermiony
powinien trzymać gębę na kłódkę. Był tu jednak ktoś jeszcze, kogo Draco
najchętniej obdarłby ze skóry. Nie namyślając się długo, odwrócił się w stronę
Puceya i pchnął go z całej siły. Ten nie spodziewając się tego, stracił
równowagę i runął na ziemię. Draco pochylił się nad nim, mierząc w niego
oskarżycielsko palcem.
— A ty odezwij się do niej jeszcze
choćby słowem, a taki ci rozkwaszę gębę, że będzie się nadawała tylko na żarcie
dla hipogryfów.
Nie zwlekając dłużej, Draco ruszył za
Hermioną, która stała na brzegu jeziora. Obejmowała się ramionami i patrzyła w
dal.
— Nie przejmuj się, mała.
Powiedział Draco, stając obok niej.
Położył jej rękę na ramieniu, aby jej nie wystraszyć.
— Chciałam mu tylko pomóc.
Wyznała słabym głosem Hermiona i Draco
wiedział, że to, co się stało, naprawdę ją zabolało. Nie czekając, przygarnął
ją do siebie i przytulił.
— Wiem, ale widocznie na to nie
zasługiwał.
Hermiona wiedziała, że Draco ma rację,
ale nie potrafiła się wyzbyć dotkliwego poczucia straty. Ron to jej dawny
przyjaciel. Niegdyś stali za sobą murem, a jedno za drugim wskoczyłoby w ogień,
tak przynajmniej myślała. Rozumiała, że wiele ich podzieliło, ale nie sądziła,
że między nimi nie ma już zupełnie nic. Ron potraktował ją jak najgorszego
wroga, a przecież chciała mu wyłącznie pomóc. Przez wzgląd na ich przyjaźń, nie
potrafiła się bezczynnie przyglądać, jak ktoś z niego drwi. Osiągnęła tylko to,
że stała się kozłem ofiarnym i zyskała pewność, że Ron stracił do niej nie
tylko sympatię, ale i szacunek.
— Nie przejmuj się nim, to zwykły
dupek. Jak chcesz, wyrwę mu te wszystkie rude kłaki.
Hermiona mimowolnie się uśmiechnęła,
opierając głowę o tors Dracona. Było jej potwornie przykro, ale przynajmniej
miała przy sobie jego. Draco samą swoją obecnością potrafił osłodzić największą
gorycz.
♥ ♥ ♥ ♥ ♥
Ron i Lavender oddalili się zaraz po
Draconie i usiedli przy drzewie nieopodal jeziora. Dopiero po chwili zauważyli,
że znajdują się blisko Malfoya i Riddle. Ron mimowolnie zaczął ich obserwować.
Z ich zachowania mógł wywnioskować, że Malfoy pocieszał Hermionę, aby w końcu
ją przytulić i gładzić po włosach. Nie wyglądała, jakby przed chwilą dobrze się
bawiła, wręcz przeciwnie. Draco cały czas coś do niej mówił, lecz Ron nie
widział jej twarzy, ponieważ blondyn nie wypuszczał jej z objęć. Chciał
wierzyć, że dobrze zrobił i Riddle sobie na to zasłużyła. Gniew jednak powoli
mijał, a do głosu zaczął dochodzić rozsądek. Czym Hermiona zawiniła? Stanęła w
jego obronie, przeciwstawiając się jednemu ze swoich. Gdzie się tu doszukiwać
złych intencji? Hermiona zawsze broniła słabszych, a nawet im z Harrym pomagała
w niejednym konflikcie, aby nie doszło do rękoczynów. Wszystkie argumenty
przemawiały na korzyść Hermiony i jasno wskazywały, że to on zachował się jak
niewdzięczny prostak.
— Wszystko w porządku, Mon-Ron? Nie
przejmuj się tym wstrętnym człowiekiem, dobrze mu powiedziałeś.
Szczebiotała uwieszona na ramieniu Rona
Lavender. Zdawała się niewzruszona sytuacją z Hermioną. Nigdy szczególnie za
nią nie przepadała, była zazdrosna, że to jej Ron poświęcał całą swoją uwagę.
Teraz jednak ten problem zniknął, bo Hermiona już się dla niego nie liczyła,
więc nie zamierzała się nią przejmować.
— To Hermiona nas obroniła.
— Nonsens, ty jesteś moim bohaterem.
Ron ni jak tego nie skomentował.
Lavender nic nie rozumiała. Nigdy nie lubiła Hermiony. On również wmawiał
sobie, że stracił do niej całą sympatię. Dzisiejsze wydarzenia dały mu jednak
do myślenia. Skreślił Hermionę z powodu jej pochodzenia, a każde zachowanie
odbierał jako negatywne. Czy jednak aby na pewno miał rację? Ginny pomimo jego
sprzeciwów nadal zadawała się z Hermioną. Czasami o niej opowiadała, zarzekając
się, że jeśli się zmieniła to tylko na lepsze. Nie chciał w to wierzyć,
wygodniej mu był ją postrzegać jako złą. Ile jednak mógł tkwić w tym kłamstwie?
Hermiona to najwspanialsza osoba, jaką kiedykolwiek poznał. Nie zasłużyła na te
wszystkie przykrości z ich strony.
— Cześć wam.
Niespodziewanie przy parze pojawili
się Harry i Ginny. Oni również uznali, że jest idealna pogoda na spacer, a że
zauważyli Rona i Lavender, postanowili podejść.
— O jest nawet Hermiona. Idę się
przywitać.
Ron nie zdążył powstrzymać swojej
siostry, gdyż ta już ruszyła w stronę pary Ślizgonów. Jako pierwszy zauważył ją
Draco i nie wydawał się szczególnie zadowolony z jej obecności. Ginny nie
zdążyła wypowiedzieć choćby słowa, ponieważ ją uprzedził.
— Wybacz, wiewióra, ale na dzisiaj
mamy już dosyć Weasleyów, więc znikaj.
— Draco, przestań, Ginny nic nie
zrobiła. Przepraszam za niego.
Hermiona wyplatała się z uścisku
chłopaka i stanęła przodem do Ginny, która nie rozumiała, co się dzieje.
— O co tej fretce chodzi? Co się
stało?
Ginewra była wyraźnie zmartwiona.
Warczący Malfoy i do tego wyglądająca na strutą Hermiona. Coś się musiało stać,
tylko co ona miała z tym wspólnego.
— Nic, wszystko w porządku. Spotkajmy
się jutro po obiedzie, wtedy porozmawiamy.
Hermiona nie chciała się skarżyć
Ginny, dlatego wolała uciec.
— W porządku.
Odpowiedziała Ginny, obserwując, jak
Draco obejmuje Hermionę i oboje się oddalają. Jej mózg zaczął pracować na
najwyższych obrotach. Co tu się mogło stać? Zrozumienie przyszło, gdy
przypomniała sobie słowa Malfoya.
— Ron.
Warknęła pod nosem Ginny, ruszając w
stronę brata. W Hogwarcie poza nią przebywał tylko jeden Weasley, który dziwnym
trafem również znajdował się na błoniach. Nie trzeba być geniuszem, aby się
domyślić, o kogo chodziło Malfoyowi.
— Masz mi w tej chwili powiedzieć, co
robiłeś Hermionie.
Zapytała gniewnie Ginny, opierając
dłonie na biodrach. Przypominała teraz Molly Weasley, gdy ta strofowała swoje
dzieci.
— Ja nie chciałem…
— Nie tłumacz się, Ron. A ty
natychmiast przestań na niego krzyczeć.
Lavender niczym lwica stanęła w
obronie swojego chłopaka, lecz nie doceniła gniewu Ginny.
— Zamilcz, ty pudlu nieuczesany, bo
jak naślę na ciebie upioronogacka, to odechce ci się wszystkiego. Z tobą nie
rozmawiam, więc siedź cicho, a najlepiej sobie stąd idź.
— Mon-Ron, powiedz coś.
Lavender szukała ratunku u swojego
chłopaka. Ginny momentami ją przerażała. Była nieobliczalna, a jej wybuchowy
charakter sprawiał, że często zamieniała słowa w czyny.
— Spotkajmy się później, Lav.
Odpowiedział ku zdziwieniu Lavender
Ron. Oburzona dziewczyna prychnęła pod nosem, po czym dumnym krokiem ruszyła w
stronę zamku.
— Może teraz nam wyjaśnisz, co tu się
stało.
— Ginny, uspokój się i daj mu dojść do
słowa.
Powiedział Harry, usiłując uchronić
przyjaciela przed atakiem jego siostry. Sam usiadł obok Rona i poklepał go po
ramieniu. Ginny policzyła w myślach do pięciu i również usiadła. Powtarzała
sobie, że spokojem osiągnie więcej, więc postanowiła zdać się na Harry’ego. Ron
z ciężkim sercem, ale zaczął relacjonować całą kłótnię z Puceyem oraz udział w
niej Hermiony. O ile Harry wyglądał na spokojnego, Ginny wprost kipiała z
wściekłości.
— Jak mogłeś, Ronaldzie? Ja wszystko
rozumiem, ale ona chciała ci tylko pomóc.
— Ginny, zrozum, że w tych
okolicznościach…
— W jakich okolicznościach, Harry?
Czemu ona jest winna? Sama sobie nie wybrała ojca. Wierzycie w każde słowo
Dumbledore’a, jakbyście nie mieli własnego rozumu. Szkoda tylko, że to Hermiona
na tym cierpi. Żaden z was nie zadał sobie trudu, żeby sprawdzić, ile jest
prawdy w tym, w co tak ślepo wierzycie. Momentami was nie poznaję. Jesteście
gorsi od takiego Puceya, on przynajmniej nie dręczy przyjaciół.
Ginny nie zamierzała spędzić w
towarzystwie chłopaków ani minuty dłużej. Natychmiast podniosła się z ziemi i
ruszyła w stronę zamku. Ich stosunek do Hermiony i to, w jaki sposób ją
traktowali, sprawiały jej przykrość, choć nie mogło się to równać z tym, co
zapewne czuła Hermiona.
— Ona ma rację.
Stwierdził z goryczą Ron, który był w
pełni świadomy swej winy. Zazdrość i żal przysłoniły mu wszystko inne. Czy
jednak naprawdę tak wiele się zmieniło? Obserwowali Hermionę na lekcjach,
przerwach, posiłkach i w wielu innych okolicznościach. Nigdy nie zadzierała
nosa, nie wywyższała się, nikomu nie sprawiała przykrości. Gdzie więc miejsce
na tego demona, przeklęte dziecko Lorda Voldemorta? Wierzyli w to, co chcieli w
to, co było dla nich prostsze. Dlaczego Hermiona miałaby się zadawać z kimś
takim?
— Dumbledore twierdzi…
— Nie posądzam go o kłamstwo, ale może
to jego ktoś okłamuje? Może ma złych informatorów, sam nie wiem. Po prostu, gdy
patrzę na Hermionę, nie potrafię sobie jej wyobrazić robiącej te wszystkie złe
rzeczy.
Harry w głębi duszy zgadzał się z
przyjacielem, po prostu już sam nie wiedział, co myśleć. Wszyscy usiłowali mu
wmówić, co innego, czegoś od niego oczekiwali. Nikt nie rozumiał, że jest coraz
bardziej zagubiony. Ogrom ciążącego na nim brzemienia przytłaczał go coraz
bardziej. Nie chciał nikogo zawieść, lecz zaczynał tracić siły. Los bywa wręcz
okrutny, ponieważ czuł, że to właśnie Hermiony teraz potrzebował, jej chłodnej
logiki, inteligencji i przeświadczenia, że ze wszystkim da sobie radę. Po
odejściu Hermiony stracił jeden ze swoich filarów i nie potrafił go zastąpić.
— Nie mamy innego wyjścia, Ron. Musimy
zacząć działać na własną rękę i dowiedzieć się, kto w tym zamku chce zaszkodzić
Hermionie.
Obaj panowie byli zdeterminowani i
pewni, że tylko sami mogą sobie pomóc. Nie pozwolą dłużej mydlić sobie oczu.
Odkryją prawdę, nieważne za jaką cenę.
♥ ♥ ♥ ♥ ♥
Draco i Hermiona siedzieli na
pomoście, rzucając do wody kamienie. Draco uparł się, aby opuścili zamek, a
kierowała nim przede wszystkim troska o Riddle. Kłótnie z Ronem przeżyła
gorzej, niż się spodziewał. Nie rozmawiali o tym za dużo, ale widział, że jest
markotna i bardziej zamyślona niż zwykle. Z trudem się powstrzymywał, aby nie
dorwać Weaselya i nie dać mu dobitnie do zrozumienia, jak wielkim kretynem
jest. Powtarzał sobie jednak, że to Riddle jest najważniejsza.
— O czym myślisz?
Zagadnął ją w końcu Draco, nie mogąc
dłużej znieść tej ciszy.
— O tym, jak bardzo wszystko się
zmieniło.
— To znaczy?
— Kiedyś miałam tylko Harry’ego, Rona
i Ginny. Zawsze myślałam, że po skończeniu Hogwartu całą czwórką dalej będziemy
ratować świat, osiądziemy w ministerstwie, oni założą rodziny. To wszystko
wydawało się takie oczywiste i pewne.
— A teraz?
— Teraz?
Powtórzyła Hermiona, na chwilę
pogrążając się w myślach. To o czym mówiła, już od dawna nie miało prawa się
spełnić. Jej poukładana przyszłość przepadła, wraz z odnalezieniem starego
listu Jamesa Pottera.
— Teraz zło, z którym tak chciałam
walczyć, okazało się moją rodziną, a Harry i Ron nie chcą mnie znać.
— Jest jeszcze Weasleyównie, ona nie
jest tak tępa, jak jej braciszek i chłoptaś. Nie zapominaj też o Dafne,
Teodorze, Blaise’ie, może dziwnie to okazuje, ale on też stanąłby za tobą
murem.
Draco za wszelką cenę chciał udowodnić
Hermionie, że nie są sami i jest wiele osób, które Hermiona obchodzi. Znając
Riddle, nawet nie zdawała sobie sprawy, jak dużo dla nich znaczyła.
Hermiona uśmiechnęła się na te słowa.
Część niej zdawała sobie sprawę, że on ma rację. Czuła to, przebywając wśród
tych osób. Nawet Tracey wydawała się do niej o wiele lepiej nastawiona. To
podtrzymywało ją na duchu.
— Skoro nie będziesz ratować świata,
to co chcesz robić po Hogwarcie?
Zapytał Draco, którym tym razem
kierowała zwykła ciekawość. Zdał sobie sprawę, że nigdy nie rozmawiali o
przyszłości. Ich świat zaczynał się i kończył na Hogwarcie. To on stanowił
centrum ich świata. Zostało im jednak półtora roku szkoły i co dalej?
— Chciałabym zobaczyć Francję i poznać
rodzinę. Potem myślę o kursie na magomedyka.
Hermiona coraz śmielej patrzyła w
przyszłość. Zdawała sobie sprawę, że ogranicza ją sytuacja rodzinna, ale
przecież taki stan rzeczy nie może trwać wiecznie. W końcu nadejdzie takie
czas, gdy będzie mogła odwiedzić Francję i poznać krewnych. Dzięki swojej mocy
i niezliczonej licznie przeczytanych ksiąg autorstwa jej przodków czuła z nimi
swego rodzaju więź. Wspaniale byłoby ich poznać. To tak jakby odkryła nową
część siebie.
Pomysł z magomedyctwem zrodził się w
jej głowie niedawno. Zawsze ciągnęło ją w tym kierunku, ale uważała, że lepiej
jej będzie wśród przyjaciół w Ministerstwie. Teraz nic jej tam nie ciągnęło.
— To mówisz, że na wakacje po siódmym
roku wybieramy się do Francji.
Stwierdził z zadowoleniem Draco, na co
Hermiona spojrzała na niego z uśmiechem.
— Nie przypominam sobie, żebym coś ci
proponowała.
— No co ty, mała. Bez obstawy nie
pojedziesz, a nie zapominaj, kto cię niańczy od września.
Hermiona roześmiała się na to
wspomnienie. Doskonale pamiętała swoje niezadowolone, gdy ojciec usiłował
odwieść ją od powrotu do szkoły, nasyłając na nią Malfoya i jego bandę. Gdyby
tylko wiedział, do czego to doprowadzi, dwa razy by się wcześniej zastanowił.
— Przejdźmy się.
Zaproponowała nagle Hermiona,
podnosząc się pomostu. Draco nie protestując, uczynił to samo i ruszyli w
drogę. Po chwili wrócili do tematu przeszłości.
— A ty, o czym myślisz po Hogwarcie?
Na pytanie Hermiony, o ile to możliwe,
Draco nieco się zmieszał. Riddle miała być pierwszą osobą, która usłyszy o jego
być może mało realnych marzeniach.
— Chcę produkować miotły, stworzyć
własną markę.
Draco spodziewał się różnych reakcji
Hermiony, znając jej podejście do Quidditcha. Nie mniej jednak nieco go
zdziwiła.
— Naprawdę? To świetny pomysł.
Myślałeś już nad nazwą?
Draco zaczął opowiadać, a Hermiona co
rusz zadawała kolejne pytania. Mogła się nie interesować Quidditchem, ale Draco
obchodził ją bardzo. Wystarczyło jej to, z jakim ożywieniem i zaangażowaniem
opowiadał o swoich planach. Zawędrowali tak aż na odległy brzeg jeziora, gdzie
niemal nikt się nie zapuszczał, a woda niemal stykała się z Zakazanym Lasem.
Nagle idąca od strony drzew Hermiona potknęła się o wystający korzeń i nim
Draco zdążył ją złapać, upadła. Pech chciał, że jej dłoń, którą wystawiła, aby
zamortyzować upadek, wylądowała na kamieniu z ostrą krawędzią. Hermiona poczuła
tylko, jak pod wpływem siły upadku skóra na jej ręce rozchodzi się, a z rany
zaczyna się sączyć krew.
— Salazarze wszechmogący, Riddle,
czemu ty nie patrzysz pod nogi?
Zaniepokojony Draco natychmiast przy
niej kucnął, aby sprawdzić wielkość szkód. Hermiona była jednak zaabsorbowana
czymś zupełnie innym. Na płaskiej części kamienia, który rozciął jej rękę,
dostrzegła wyryty wzór, który niemal cały był pokryty ziemią i mchem. Zaintrygowana
Hermiona zdrową ręką zaczęła kopać, aby odsłonić całość.
— Co ty do cholery wyprawiasz? Masz
rozwaloną rękę, a tobie się zabawy w wykopaliska zachciewa.
— Nie gadaj tyle, tylko pomóż mi to
odkopać.
Draco pokręcił z niedowierzaniem
głową, ale nie widząc innego wyjścia, zaczął odgarniać ziemię. Przestał,
dopiero gdy ich oczom ukazało się wyryte w skale drzewo z płonącymi gałęziami.
Hermiona przyglądała się temu, zafascynowana z jak wielką dbałością o
szczegóły, ktoś wykonał tę jakby nie patrzeć płaskorzeźbę i dlaczego zrobił to
właśnie tutaj.
— Jest piękny.
— Wspaniale, obejrzałaś, więc idziemy
zrobić porządek z twoją ręką.
Oznajmił stanowczo Draco, chwytając
Hermionę za zdrową dłoń. Nie bacząc na jej sprzeciwy, pociągnął ją w stronę
zamku. W końcu przestała się opierać, lecz w głowie nadal miała obraz kamienia
z wyrytym płonącym drzewem.
♥ ♥ ♥ ♥ ♥
Postać w ciemnej pelerynie z kapturem
przemierzała opustoszałe ulice Hogsmeade. Mieszkańcy już dawno spali w swoich
łóżkach. Tylko w jednym domostwie paliło się światło i tam zmierzał tajemniczy
mężczyzna. Od razu skierował się do tylnego wejścia. Nawet jeśli zegary
wskazywały późną godzinę, wolał zachować ostrożność. Stanąwszy przed
drewnianymi drzwiami, zapukał w nie trzykrotnie. Dzięki względnej ciszy słyszał
kroki gospodarza, schodzącego po skrzypiących schodach. Szczęk zamka, dwie zasuwki
i drzwi się otworzyły.
— Witaj, Aberforthcie. Miło cię w
końcu widzieć.
Mężczyzna w pelerynie wszedł do
niewielkiej izby, oświetlonej jedynie światłem z kominka. Poza dwoma krzesłami
i stolikiem znajdował się tu tylko obraz młodej dziewczyny, wiszący nad
kominkiem. Przyglądała się ona bacznie nowoprzybyłemu.
— Witaj, Ariano.
Panna z obrazu skinęła lekko głową, po
czym wycofała się na biegnącą za nią drogę. Gość ponownie zwrócił się ku
gospodarzowi. Widząc, że ten zamknął drzwi, w końcu zdjął kaptur.
— Co to za ważna sprawa przygnała cię
aż tutaj, bracie?
— Najpierw usiądźmy.
Albus wskazał na krzesła, po czym sam
zajął jedno z nich. Poczekał, aż brat uczyni to samo.
— Potrzebuję twojej pomocy.
— Niczego innego się nie spodziewałem.
Prychnął Aberforth, lecz Albus zdawał
się niewzruszony jego opryskliwością. Nie zamierzał zaprzątać sobie głowy
humorkami brata. Przyszedł tu tylko w jednym celu.
— Tylko tobie mogę zaufać. Oni wszyscy
spiskują za moimi plecami.
— Dziwisz się im? Popadasz w obłęd, znajdujesz
się na granicy szaleństwa, o ile już jej nie przekroczyłeś.
— Nie proszę cię o osądy, a pomoc.
Uciął krótko Albus, a Aberforth
patrzył na niego i czuł jedynie litość. Jego brat kompletnie pobłądził i coraz
częściej miał wrażenie, że dla niego od lat nie ma już drogi powrotnej.
— W czym miałbym ci pomóc?
— Tydzień przed feriami wiosennymi
odbędzie się wyjście do Hogsmeade. Podczas jego trwania porwiesz Hermionę
Riddle. Za nią niczym cień chodzi młody Malfoy, ale nim zajmę się sam. Dostarczysz
ją do ruin zamku w zachodniej Szkocji. Jego lokalizacje podam ci tuż przed. To idealne
miejsce. Nikt nie będzie jej tam szukał, wszystko przygotowałem. Będziesz musiał
bardzo uważać. Nikt nie może cię powiązać z tą sprawą.
Albus był niezwykle pobudzony,
opowiadając o swoim planie. Dokładnie to zaplanował. Młoda Riddle spędzi ponad
dwa miesiące w zapuszczonych lochach zamczyska. Jej tatuś będzie regularnie
otrzymywał zdjęcia z wakacji córeczki i jego wspomnienia. Pogrąży się w
rozpaczy, wiedząc, że to wszystko jego wina. Hermiona przy okazji zapłaci mu za
wszystkie problemy, jakie przez nią miał. Toma ściągnie przed wielkim finałem,
tylko po to, aby na jego oczach uśmiercić Hermionę. Spędzą ze sobą cały
miesiąc, aby zwłoki dziewczyny zaczęły się rozkładać. Na urodziny zorganizuje
małe przyjęcie dla całej trójki. Żywy niestety wyjdzie z niego tylko on, a
szczątki Toma i Hermiony będą tkwić w zatęchłym lochu. Być może wyświadczy
Julianne przysługę i pozwoli jej dołączyć do reszty rodziny. Nad tym się jednak
jeszcze nie zastanawiał. Liczyło się to, że dwudziestego trzeciego lipca tysiąc
dziewięćset dziewięćdziesiątego siódmego roku Tom Riddle dokona swego żywota. Dokładnie
w dwudziestą piątą rocznicę kłótni, która ich poróżniła. Albus nie mógł sobie wymarzyć
lepszego prezentu na sto szesnaste urodziny.
— Co się z tobą stało?
Zapytał z przerażeniem Aberforth. Przed
nim nie siedział jego brat, lecz sadystyczny szaleniec, który nie cofnie się
przed niczym, aby spełnić swoje chore fantazje. Pamiętał Albus z młodzieńczych lat.
Nie zawsze byli zgodni, ale kochał brata. Był ambitny, inteligentny, ciekawy
świata, który stał przed nim otworem. Teraz patrząc na Albusa, nie czuł nic,
ponieważ jego brat umarł dawno temu. To, co przed nim siedział to skorupa
demona, karmiącego się żalem, goryczą i urazą.
— Nie przyszedłem tu po reprymendę,
tylko pomoc.
— I jej ode mnie nie otrzymasz.
Odparł stanowczo Aberforth. Przez te
wszystkie lata milczał, kryjąc brata, ale to zaszło za daleko. On wymagał od
niego, aby porwał niewinną dziewczynę i uwięził w jakimś zamczysku, skazując ją
na pewną śmierć i to w imię czego? Kłótnie sprzed dwudziestu pięciu lat? Aberforth
nie zamierzał przyłożyć do tego ręki.
— Jesteś moim bratem.
— Ale nie potworem.
— Niczego nie rozumiesz.
— I nie chcę zrozumieć tego szaleństwa.
Opamiętaj się, póki jeszcze nie jest za późno.
— Pożałujesz swojej decyzji.
Wysyczał przez zaciśnięte zęby Albus,
zarzucając na głowę kaptur. Natychmiast opuścił izbę, zatrzaskując za sobą
drzwi. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewał. Przyszedł tu pewien, że brat
mu pomoże, są w końcu rodziną, a ten po prostu się od niego odwrócił. Ostania osoba
na tym świecie, na którą sądził, że może liczyć, okazała się równie zdradziecka
co wszyscy. Mógł polegać wyłącznie na sobie. Nie potrzebował pomocy. Sam rozprawi
się z Riddle’ami raz na zawsze, a potem przyjdzie czas na tych, którzy go
zdradzili, a ta lista z dnia na dzień stawała się coraz dłuższa.
♥ ♥ ♥ ♥ ♥
Aberforth stał przed kominkiem, przyglądając
się pustemu portretowi siostry. Nie raz żałował, że tego pamiętnego dnia to
Ariana poniosła śmierć, a nie Albus. Ilu ludzi by to uchroniło przed cierpieniem?
Ich rodzice przewracali się grobach, widząc, co wyprawia ich syn. Aberforth nie
potrafił jednak w żaden sposób na niego wpłynąć. Albus zamknął się w swoim
świecie, nie wpuszczając do niego nikogo. Podejrzewał, że nie ma osoby, która
potrafiłaby nad nim zapanować. Aberforth na pewno nie posiadał takiej mocy. Chodziło
mu już tylko o los tego biednego dziecka. Hermiona, podobnie jak Ariana,
niczemu nie była winna, więc dlaczego miał ją spotkać tak okrutny koniec i to z
powodu tego samego człowieka. Aberforth nie potrafił tego pojąć, a tym bardziej
zaakceptować.
Szczerze to już nie mam pomysłów. Co pisać? Świetny rozdział? Cieszyłam się jak dziecko, gdy go ujrzałam? Nie mogę się doczekać następnego? To wszystko już dobrze wiesz. Czekałam, tak jak zawsze czekam i nigdy mnie nie zawiodłaś. Podoba mi się ten wątek Rona. Nie lubi Riddle, czego nie dało się ukryć. Jednak teraz nie wydaje się być takim oczywistym bohaterem. Chciałabym jeszcze zobaczyć sceny w domku Zabiniego, więc Albus Fe ! Nie wolno ! To już 62 rozdział, zbliżamy się do końca, a ja wciąż nie żadnego wytłumaczenia konfliktu Albus-Tom. Jedna wielka niewiadoma. Co takiego tam się stało? Dlaczego Albus stal się psychopatą? Czy doczekam się sceny "tylko spania" młodych Malfoyow? Kto zasiądzie na żelaznym tronie?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, życzę samych zaliczeń i multum czasu wolnego.
Ps: Czy grożenie to już firmowy znak Malfoya?
Już miałam w myślach, że to będzie taki przejściowy, spokojny rozdział, no ale po kłótni Rona i reszty przeczuwałam, że stanie się coś więcej. I co ? No i psychopata Albus dał o sobie znać :) Wiedziałam, że Aberforth się nie zgodzi na "oferte" Dumbledora , ale chyba mimo wszystko jakieś ziarnko niepewności siedziało we mnie. Bardzo mnie cieszy to, że w końcu Harry i Ron się ogarnęli, no bo ileż można: Hermiona jest zła, ma ojca Voldemorta, zacznijmy ją nienawidzić! Już paplam bez sensu XD Zaciekawiła mnie również ta sprawa z kamieniem. Z tego coś więcej będzie, tylko nic nie przychodzi mi do głowy co mogłaś z nim wymyśleć. Lecę, bo lekcje czekają ;c
OdpowiedzUsuńPozdrawiam !
PS. Mam nadzieję, że w 63 rozdziale będzie już scena w domu Zabiniego <3
wowowowo
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział!!! Cieszyłam się jak głupia, gdy go dodałaś. Mam nadzieję , że dom Zabiniego będzie dla nas (czytelnikow ) otwarty. Jeju tak bardzo nienawidzę Dropsa!!! SAMO ZŁO!! Mam nadzieję, że Hermionie nic się nie stanie no i Draconowi rzecz jasna. Cały czas skacze z radości i mam nadzieję w najbliższym czasie na rozdział.
OdpowiedzUsuńŻyczę WENY 💗💗
Milkay
Mam nadzieje że to skończy się heppy end-em. Czekam na nastepny rozdział
OdpowiedzUsuń"Gdzie więc miejsce na tego demona, przeklęte dziecko Lorda Voldemorta?" I see what you did here.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział, chociaż oczekiwałam domku Zabiniego. Mam nadzieję, ze będzie w kolejnym rozdziale.
Cudowny rozdział.
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko, że Ron zachował się tak źle w stosunku do Hermiony. A Draco uroczy w roli pocieszyciela.
Albus co raz bardziej mnie przeraża. W Twoim opowiadaniu staje się coraz bardziej nieobliczalny. Dobrze, że Aberforth mu odmówił.
Życzę dużo weny i przesyłam ciepła w te zimne dni.
Pozdrawiam mała gwiazdka
W końcu!!! Rozdział świetny (jak zwykle z resztą). Jestem bardzo ciekawa co znaczył ten dziwny kamień. Z niecierpliwością czekam na nexta!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę
~Dziurkacz
Uwielbiam to opowiadanie. Zaciekawił mnie wątek z kamieniem oraz co takiego będą robić Harry i Ron. I jestem ciekawa czy w jakiś sposób Aberforth powie Hermionnie co takie szykuje dla niej Albus.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział :D
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńAkcja widzę, nabiera rozpędu :)
Mam lekką nadzieję na zjednoczenie Złotej Trójcy... Nie mogę się doczekać, aż Dumbledore zostanie zdemaskowany :)
Czekam na next ;*
Pozdrawiam
Anna-medium
Rozdział wspaniały. Już nie mogę się doczekać następnego i rozwinięcia wątku z tym drzewem wyrytym na skale.
OdpowiedzUsuńŻyczę dużo weny!
Maggie Z.
Bardzo trafny tytuł rozdziału! :P
OdpowiedzUsuńFajny rozdział. Czekam na dalszy rozwój akcji ;)
OdpowiedzUsuńSuper.... Kocham to kiedy następny ??????
OdpowiedzUsuńUuu powiało grozą, kurde boję się że Dumbledore i tak porwie Hermione, ale wkoncu Ron i Harry się opamiętali i będą działać na własną rękę! Wesołych świąt! ❤
OdpowiedzUsuń~Madzik
Dopiero tu trafiłam i jestem pod wielkim wrażeniem. Piszesz wspaniale! Bardzo podoba mi się to w jaki sposób piszesz i czekam na więcej! ❤
OdpowiedzUsuńRewelacyjnie piszesz, fabuła twojej opowieści nie jest tak prozaiczna jak w większości tego typu opowiadań, uczucia opisujesz w taki sposób, że sama czuję jakbym była Hermioną i przeżywała to co ona. Podoba mi się także to że cała opowieść nie posuwa się zbyt szybko i przez to uczucia samych bohaterów, ich czyny i cała akcja stają się wiarygodniejsze i prawdziwsze dla czytelnika. Twoje opowiadanie bardzo mnie wciągnęło i jestem strasznie szczęśliwa ,że je znalazlam bo jest coraz mniej takich perełek w sieci jak to opowiadanie.
OdpowiedzUsuńXXX HG
Eh znudziło mi się łaskawie czekać na kolejny rozdział. Szkoda bo fajne było tylko historia jest przez autorke juz opuszczone niema ona serca juz do tego
OdpowiedzUsuńsesja nie ma serca, a nie ona :/ Szkoła czy tez studia w tym przypadku powinny być na pierwszym miejscu, nie sadzisz ?
UsuńRozumiem, że autorka może nie mieć zbyt dużo czasu na napisanie rozdziału, ale minęły już prawie 3 miesiące... :(
OdpowiedzUsuńCudny rozdział.Ciekawe czy chłopakowi się pochodzą z Hermiona.Mam nadzieję że tak.Powialo lekko groza. Mam nadzieję że chłopaki odkryją prawdziwą naturę Dumbledore I nie pozwolą zabić Hermiony.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam P.