Pogoda po
feriach wyjątkowo rozpieszczała uczniów Hogwartu, którzy ochoczo opuszczali
mury zamku. Grupa Ślizgonów również postanowiła spędzić popołudnie na błoniach.
– Jesteś
nienormalny, Zabini. Woda w jeziorze jest lodowata. – Teodor popatrzył z
politowaniem na przyjaciela, który za wszelką cenę starał się go namówić na
kąpiel.
– Nie
przesadzaj, popływasz chwilę i zaraz się rozgrzejesz – upierał się nietracący
entuzjazmu Blaise, zaczynając rozpinać koszulę.
– Chyba się nie
zrozumieliśmy, czego byś nie powiedział, odpowiedź brzmi nie.
Zabini nie dawał
za wygraną, jednak Hermiona już dawno przestała ich słuchać, jej myśli
zaprzątały znacznie poważniejsze sprawy. Od powrotu z ferii skupiała się
wyłącznie na Księdze Ludzi Lasu. Zaskakująca rozmowa z ojcem zmieniła więcej,
niż mogłoby się wydawać. Julianne od dawna powtarzała, że są rodziną, a Tom
bardzo ją kocha, jednak dotychczas były to tylko słowa. Ostatniego wieczoru
ferii Hermiona naprawdę to poczuła, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że
musi odnaleźć tę księgę, bez względu na wszystko.
– Ziemia do
Riddle.
Hermiona omal
nie podskoczyła, gdy siedzący obok niej Draco dźgnął ją w ramię.
– Nie strasz
mnie – warknęła, odpowiadając szturchnięciem.
– Gdzie
odpłynęłaś? – zapytał, choć w zasadzie niepotrzebnie, doskonale znał odpowiedź.
– Dobrze wiesz.
– Mieliśmy się
trochę oderwać.
– Robiliśmy to
przez całe ferie. Czas nie działa na naszą korzyść, a my siedzimy sobie jak
gdyby nigdy nic na błoniach, zajmując się bzdurami – uniosła się
niespodziewanie Hermiona.
Dotrzymała słowa
danego Snape’owi i nie powiedziała Draconowi o ich rozmowie, więc i o
zagrożeniu, w jakim się znalazła. Bała się o siebie i rodziców, szaleństwo
dyrektora zdawało się pogłębiać. Najgorsze było to, że bez księgi nie mogła nic
zrobić.
– Co się dzieje?
– zapytał nieco zbity z tropu Draco. Od pewnego czasu podejrzewał, że Riddle
coś przed nim ukrywa, po powrocie do Hogwartu stała się wyjątkowo niespokojna.
– Nic,
chciałabym wrócić do zamku i zająć się planami. Mógłbyś mnie odprowadzić? – Nie
czekając na odpowiedź, Hermiona zaczęła podnosić się z ziemi.
– Już idziecie?
– zapytał zdziwiony Blaise.
– Malfoy tylko
mnie odprowadzi. Nie czuję się najlepiej i chcę się położyć – skłamała gładko
Hermiona, a z racji tego, że przez większość spotkania była nieobecna, wszyscy
jej uwierzyli.
Draco nie
protestował, uznając, że Riddle potrzebuje nieco przestrzeni, którą zamierzał
jej dać. Być może planowanie pomoże jej się nieco odprężyć, jeśli nie, będzie
się tym martwił później.
Nie minęło
dwadzieścia minut, gdy Draco po odstawieniu swojej dziewczyny do pokoju
ponownie znalazł się na błoniach. Przyjaciele rozmawiali właśnie o Pansy.
– Snape
przeniósł ją do Milicenty i Allison. Rozumiem, że się posprzeczałyśmy, ale
myślałam, że jakoś się dogadamy. – Tracy była w szoku, gdy po powrocie do
szkoły zastały w dormitorium tylko dwa łóżka. To zrozumiałe, że Pansy ciężko
znosiła rozstanie, ale w takich okolicznościach tym bardziej powinna być blisko
przyjaciół, zamiast unosić się dumą i odstawiać całą tę szopkę.
– Rozmawiałyście
z nią w ogóle od powrotu znad jeziora? – zapytał Blaise, który mimo wszystko
martwił się nieco o byłą dziewczynę.
– Nie, nawet o
waszym rozstaniu dowiedziałyśmy się od Teodora – odpowiedziała Dafne, która
miała w związku z zaistniałą sytuacją mieszane uczucia.
Powinno jej być
przykro, najprawdopodobniej straciła bliską przyjaciółkę. Musiała jednak sama
przed sobą przyznać, że poczuła swego rodzaju ulgę. Pansy od dłuższego czasu
stała się dla niej wyłącznie utrapieniem. Ciągłe intrygi, podpuszczanie Tracey,
zamęczanie ich swoim związkiem z Blaisem, nieustające awantury o Albę i przede
wszystkim znęcanie się nad Hermioną. To przykre, ale Dafne czuła, że nie chce
mieć w swoim otoczeniu takiej osoby.
– Krzyżyk na
drogę, Parkinson to wrzód na dupie, którego w końcu udało się pozbyć –
powiedział Draco, nie zamierzając owijać w bawełnę.
– Malfoy –
upomniał przyjaciela Teodor. Jakby nie patrzeć kumplowali się z Pansy przez
ładnych parę lat.
– Co? Nie
powiesz mi, że za nią tęsknisz. Stała się nie do zniesienia, a nigdy nie
należała do najłatwiejszych w obyciu.
Ślizgoni choćby
chcieli, nie mogli zaprzeczyć. Pansy uprzykrzała im życie i dopiero po jej
zniknięciu z ich grona, odczuli jak bardzo.
♥ ♥ ♥
Wracając z błoni,
Draco od razu skierował się do pokoju Hermiony. Martwił się o nią, zachowywała
się dziwniej niż zwykle i ciągle była poddenerwowana. Zapukał trzykrotnie w
drzwi, lecz nie doczekał się odpowiedzi.
– Lepiej dla
ciebie, żebyś była w środku – mruknął pod nosem, bez zaproszenia wchodząc do
środka.
Ku jego uldze
Riddle siedziała na dywanie pośród ksiąg i pergaminów. Towarzyszyła jej Noctis,
z którą żywo o czymś dyskutowała.
– Blondas
przyszedł – syknął wąż i dopiero wtedy Hermiona zauważyła obecność swojego
chłopaka.
– Jesteś, mam ci
tyle do powiedzenia. – Ewidentnie podekscytowana Hermiona natychmiast poderwała
się z podłogi, przeszła przez kanapę, złapała Dracona za rękę, prowadząc go do
swojego stanowiska pracy.
– Już wszystko
wiem, wiem, jak znajdziemy księgę – przerwała na chwilę, sięgając po lupę i książkę,
nad którą ślęczała od tygodni – Brakowało nam punktu odniesienia, żeby
umiejscowić mapę w obecnym układzie lasu i znalazłam go.
Hermiona
przyłożyła lupę do księgi i wskazała na maleńki punkcik w prawym dolnym rogu
kartki. Draco spojrzał, lecz krzywe kółko z niewielkim obrazeczkiem nic mu nie
powiedziało.
– Możesz mówić
jaśniej.
– To jest symbol
płonącego drzewa, taki sam jak na kamieniu, o który rozcięłam sobie rękę na
spacerze. To jest nasz punkt odniesienia, a oto nasz przewodnik – mówiąc to,
panna Riddle wskazała na węża.
Nie rozumiała,
jakim cudem wcześniej na to nie wpadła. Noctis żyła w Zakazanym Lesie, znała te
tereny, a przede wszystkim wiedziała, jak unikać niebezpieczeństw, czających
się w nim. Z nią ich szanse na powodzenie znacznie wzrosły.
– Zdajesz sobie
sprawę, że to i tak cholernie niebezpieczne? – zapytał Draco, nie podzielając
entuzjazmu Riddle.
Nie był
zadowolony z takiego obrotu spraw. Rozumiał, jak ważna jest dla niej ta księga
i oczyszczenie nazwiska rodziny, ale zdawała się zupełnie ignorować fakt, jak
ogromne niesie to za sobą ryzyko, zwłaszcza przy tak nikłych szansach na
powodzenie. Im więcej znajdowała argumentów „za”, tym bardziej malały
jego szanse na przerwanie tego szaleństwa.
– Wiem, dlatego
wielokrotnie mówiłam, że powinnam zrobić to sama.
– Zlituj się i
nie zaczynaj znowu. Prędzej pocałuję Weasleya, niż gdziekolwiek sama pójdziesz.
Hermiona nie
drążyła tematu, nie chcąc wywoływać kolejne kłótni. Pogodziła się z porażką,
jednak Draco nie skończył jeszcze tej rozmowy.
– Jeśli naprawdę
mamy to zrobić, musimy wtajemniczyć Teodora.
– Wiesz, że to
niemożliwe.
– Nie, Riddle,
to jest konieczne. Musi wiedzieć, kiedy i gdzie idziemy, najlepiej gdyby dostał
kopię mapy.
– Ale…
– Posłuchaj mnie
uważnie, jest milion rzeczy, które mogą pójść nie tak. Jeśli coś nam się
stanie, nikt nam nie pomoże, bo nawet nie będą wiedzieli, gdzie nas szukać.
Ku
niezadowoleniu Hermiony Malfoy miał rację. Podczas włamania do gabinetu
dyrektora, to właśnie Teodor umożliwił im ucieczkę. Planowana przez nią wyprawa
niosła za sobą znacznie większe ryzyko. Potrzebowali koła ratunkowego.
– Ani słowa o
księdze i całej reszcie – zastrzegła Hermiona, poddając się, musiała zachować
zdrowy rozsądek. Tu nie chodziło tylko o nią, nie wybaczyłaby sobie, gdyby z
powodu jej lekkomyślności coś się stało Malfoyowi.
– Niech będzie,
porozmawiam z nim później. – Z niekrytą ulgą Draco opadł na kanapę, po czym
dodał – Chodź do mnie na chwilę.
Nieco zbita z
tropu Hermiona spełniła prośbę chłopaka. Spojrzała na niego wyczekująco, lecz
ten, zamiast cokolwiek powiedzieć, otoczył ją ramieniem. Po chwili zastanowienia
oparła o nie głowę, nieco się odprężając.
– Denerwujesz
się tylko tą księgą, czy dzieje się coś jeszcze? – zapytał w końcu Draco.
Hermiona
milczała, z jednej strony chciała podzielić się z nimi swoimi obawami, ale
obiecała Snape’owi, że nikomu o tym nie powie. Zresztą gdyby Malfoy wiedział o
makabrycznych planach Dumbledore’a, nigdy by się nie zgodził na wyprawę do
Zakazanego Lasu, a do tego nie mogła dopuścić.
– Chcę już po
prostu mieć tę księgę.
– Nie pękaj,
mała, wybrniemy z tego jak zawsze – zapewnił Draco, całując ją w czubek głowy.
Hermiona
mimowolnie się uśmiechnęła, przy Malfoyu wszystko wydawało się takie proste.
♥ ♥ ♥
– Was już do
końca powaliło?
Teodor nie
wierzył własnym uszom. Malfoy właśnie przedstawił mu plan wyprawy do Zakazanego
Lasu, która rzekomo miała się odbyć za tydzień. Ta dwójka miewała głupie
pomysły, ale tym razem ewidentnie oszaleli.
– Nie prosiłbym,
gdyby to nie było ważne – powiedział Draco, starając się pozostać opanowanym.
Nott nie musiał
mu uświadamiać oczywistego. Zakazany Las go przerażał, na każdym kroku czaiło
się w nim niebezpieczeństwo, wykraczające poza ludzką wyobraźnię, a oni ot tak
zamierzali sobie tam wejść i szukać książki sprzed dwóch tysięcy lat.
– Co wam w ogóle
strzeliło do głowy? Tam na każdym roku coś was może zeżreć. – Teodor nie dawał
za wygraną, był wręcz oburzony bezmyślnością tej dwójki.
– Dla Riddle to
bardzo ważne.
– To jej to
wybij z głowy, naprawdę nie macie lepszych rzeczy do roboty, zajmij ją czymś
albo…
– Myślisz, że
nie próbowałem?! Nic innego nie robię, ale ona nic sobie z tego nie robi! –
Draco dał upust swojej złości i frustracji. Stres i strach zżerały go od
środka. To było ponad jego siły, ale starał się stanąć na wysokości zadania. Kochał
Riddle i pragnął, aby w końcu odzyskała wewnętrzny spokój i mogła zacząć
normalnie żyć. – Gdyby to nie było ważne, nie prosiłbym. Zrobimy to z twoją
pomocą, czy bez – dodał już nieco spokojniej Draco.
– Dzieje się coś
złego, prawda? – zapytał Teodor.
Nie był ślepy,
coś wisiało w powietrzu, nie był w stanie określić co, ale wszechobecne
napięcie nie zwiastowało niczego dobrego.
– Też chciałbym
to wiedzieć.
Przez chwilę
między przyjaciółmi zapadła cisza, obaj pogrążyli się we własnych myślach.
– Pomogę wam –
powiedział w końcu Nott. Nie pochwalał tego przedsięwzięcia, ale nie powstrzyma
tej dwójki. Odniósł wrażenie, że Draco boryka się z czymś naprawdę trudnym i
nie chciał mu tego dodatkowo komplikować.
– Dzięki, mam
nadzieję, że po tej akcji ten cyrk się skończy.
♥ ♥ ♥
Grupka
roześmianych Ślizgonów wyłoniła się z lochów, zmierzając na kolację. Humory im
dopisywały z powodu rozpoczętego weekendu, wyjątkiem były dwie osoby. Hermiona
i Draco już jutro mieli wyruszyć na poszukiwanie Księgi Ludzi Lasu, co powoli
do nich docierało. Przez ostatnie dni w każdej wolnej chwili przygotowywali się
na jutrzejszy dzień: plany, mapa, ekwipunek, odświeżanie przydatnych zaklęć,
tylko po to, aby w tej chwili czuć się niczym przerażone dzieci. Wszystko mogło
pójść nie tak, a upragniony cel zdawał się zaledwie mrzonkami. Gdyby od tego
nie zależało życie Hermiony i jej bliskich, nigdy nie podjęliby takiego ryzyka.
Nim się
obejrzeli, siedzieli już w Wielkiej Sali. Rozentuzjazmowani uczniowie
dokazywali, śmiali się, planując, jak wykorzystają czas wolny. Hermiona
grzebała widelcem w swojej zapiekance, powtarzając w myślach niczym mantrę ich
punkty odniesienie, których nie mieli zbyt wiele, co tylko wzmagało ich
niepokój. Minęło dwa tysiące lat od stanu rzeczy przedstawionego na ich mapie,
na której opierała się cała wyprawa, Zakazany Las zmienił się od tego czasu nie
do poznania, a po wiosce Ludzi Lasu mogło nie być już śladu. Głos rozsądku w
głowie Hermiony błagał wręcz, żeby odpuściła to szaleństwo, lecz żądza
sprawiedliwości i bezpieczeństwa była znacznie silniejsza. Dumbledore musiał
zapłacić za swoje zbrodnie, a Tom odzyskać życie, na które zasługiwał. Hermiona
skrycie pragnęła poznać ojca nieopętanego klątwą i żądzą zemsty.
– Musisz coś
zjeść.
Draco wyrwał
Hermionę z rozmyślań. Patrzył na nią zatroskanym wzrokiem, bezskutecznie
starając się ukryć własny niepokój.
– Chodźmy po
kolacji na spacer – powiedziała nagle ni z tego, ni z owego Hermiona.
Potrzebowała chwili wytchnienia, w przeciwnym razie do rana postrada zmysły.
– Na spacer? –
zapytał z powątpiewaniem Draco, któremu ten pomysł wydał się dość absurdalny.
– Tak,
przejdziemy się, oderwiemy…
– Od czego? –
odezwał się znienacka Blaise, przez co Hermiona niemal podskoczyła. Przez ostatnie
dni była delikatnie mówiąc spięta.
– Od ciebie
wścibska gadzino – zripostował od razu Draco, na co Zabini zaśmiał się tylko.
– Możesz
uciekać, ale wiedz przyjacielu, że przede mną się nie schowasz.
Hermiona nie bez
trudu odepchnęła od siebie myśli o wyprawie, dołączając do rozmawiających
Ślizgonów. Powinna się skupić na tu i teraz, ponieważ jutro było jedną wielką
niewiadomą.
♥ ♥ ♥
Hermiona
krzątała się po pokoju, tysięczny raz sprawdzając spakowane na jutro plecaki,
gdy do pokoju wszedł Draco.
– Gotowa?
– Tak, wezmę
tylko kurtkę.
Zgarnęła jeansówkę
z oparcia kanapy, po czym oboje wyszli na korytarz. Zamek opuścili w milczeniu,
nie napotykając nikogo po drodze. Błonia również świeciły pustkami, co
zapewniło im nieco prywatności.
– Dokąd chcesz
iść? – zapytał w końcu Draco.
– Do kamienia.
Nie musiał
pytać, o co jej chodzi. Przeklęty kamień z płonącym drzewem, gdyby nie on nie
byłoby jeszcze mowy o żadnej wyprawie. Draco nie mówił tego na głos, ale miał
złe przeczucia. Nie potrafił jednoznacznie określić, czego dotyczą, ale od
pewnego czasu nie opuszczał go narastający niepokój. Miał nieodparte wrażenie,
że w końcu stanie się coś strasznego. Oby tylko przeczucie to nie było związane
z jutrzejszą wyprawą.
Para nie czując
potrzeby rozmowy, w milczeniu dotarła do kamienia. Odnaleźli go bez trudu,
ponieważ byli tu zaledwie dwa dni temu na rozpoznaniu terenu. Przez chwilę po
prostu na niego patrzyli. To tutaj wszystko miało się rozpocząć i – jeśli
szczęście im dopisze – zakończyć.
– Boję się –
wyznała znienacka Hermiona, nie będąc w stanie dłużej tego w sobie dusić.
– Ja też. –
Draco również nie zamierzał zgrywać bohater, tylko głupiec nie czułby na ich miejscu
strachu.
– Nawet nie
wiesz, ile to dla mnie znaczy – powiedziała śmiertelnie poważnie Hermiona.
Nie sprecyzowała,
o co jej chodzi, ale oboje wiedzieli. Malfoy nie musiał z nią iść, to była jej
misja, tylko ona powinna ponieść to ryzyko, niemniej jednak w głębi duszy była
mu niewyobrażalnie wdzięczna. Słowa, które wypowiedział nad Loch Tay, nabierały
coraz większej mocy. Kochał ją, tylko to mogło tłumaczyć, dlaczego godził się
na to szaleństwo. Jeśli to nie była miłość, Hermiona nie wiedziała, co nią
jest.
– Jest coś, co
mogłabyś dla mnie zrobić w zamian – powiedział Draco, przez co dziewczyna
spojrzała na niego nieco zdziwiona, ale i zaciekawiona. – Kiedy to wszystko się
skończy i znajdziemy tę księgę, koniec z takimi akcjami: żadnych włamań,
poszukiwań, niebezpiecznych wypraw, tylko nudne zajęcia dla ludzi w naszym
wieku.
Draco nie
sądził, że kiedykolwiek będzie marzyło o tak przyziemnych rzeczach. Związek z
Riddle był niezwykle emocjonujący i pełen wyzwań, co bywało przytłaczające,
jednak nigdy nie czuł się tak pełen życia i pasji. Wszystko przed nią wydawało
się niezbyt ciekawym snem. Chciał po prostu, aby nieco zwolnili.
– Obiecuję, że
po wszystkim nie będę nas ładować w kłopoty.
– To za mało,
potrzebne nam wakacje, tym razem dłuższe i w dwójkę. Może Francja, mogłabyś
poznać rodzinę. – Mówiąc to, Draco spojrzał na Hermionę, która wpatrywała się w
niego z nieopisaną wprost czułością.
Nawet nie zdawała
sobie sprawy, jak słodko teraz wyglądała. Uwielbiał ją taką, choć od dłuższego
czasu nie często miał okazję się tym cieszyć. Niczego tak nie pragnął, jak
spokoju ducha dla niej. Nie znał drugiej tak poturbowanej przez życie osoby.
Zbyt wiele ciężarów spoczywało na jej barkach. Zamierzał dołożyć wszelkich
starań, aby wyszli z tego lasu cali i z księgą, aby mogła w końcu odetchnąć.
– Jesteś
najlepszym, co mnie w życiu spotkało – wyznała cicho Hermiona. Wchodząc z nią
jutro do lasu, musiał wiedzieć, że jest dla niej wszystkim.
Chcąc podkreślić
wagę swych słów, panna Riddle przysunęła się do Dracona, stanęła na palcach i
delikatnie go pocałowała. Ten natychmiast ją objął, zupełnie niwelując dystans
między nimi. Oboje czuli w tej chwili, że mogą wszystko.
♥ ♥ ♥
Hermiona
krzątała się niespokojnie po pokoju, po raz setny sprawdzając, czy o niczym nie
zapomnieli. Nie spała dziś za wiele, targające nią emocje skutecznie
uniemożliwiły wypoczynek. Lada moment miał się zjawić Draco, zamierzali
wyruszyć przed świtem, aby na nikogo się nie natknąć. Starali się zaplanować
każdy aspekt tej wyprawy, co wcale nie pomagało jej w zachowaniu spokoju. Plany
to jedno, ale w praktyce absolutnie wszystko mogło pójść nie tak, jednak takie
myśli Hermiona starała się za wszelką cenę od siebie odepchnąć. Musi to zrobić,
zamartwianie się na zapas niczego nie zmieni. Skupienie, tego potrzebowała
teraz najbardziej. Z dalszych rozmyślań wyrwał ją dźwięk otwierających się
drzwi.
– Gotowa? –
zapytał po wejściu do pokoju Draco.
Para wymieniła
pełne niepokoju spojrzenia. Biła od nich jednak również determinacja.
Wiedzieli, dlaczego to robią i, że od powodzenia ich misji zależy nie tylko los
rodziny Riddle’ów, ale i całego magicznego świata.
Drogę do
kamienia z płonącym drzewem pokonali w ciszy. Z zamku wymknęli się bez
większego trudu. Zarówno uczniowie jak i nauczycieli sobotni poranek woleli
spędzić w łóżku. Na skraju lasu czekała na nich Noctis, która ostatnie dwa dni
spędziła w lesie, sprawdzając teren i szukając odpowiednich ścieżek dla
dwunogów.
– Zanim tam
wejdziemy, uważnie mnie posłuchajcie, nie oddalacie się, nie dyskutujecie ze
mną i uważacie na absolutnie wszystko – oznajmiła śmiertelnie poważnie Noctis,
uważała tę wyprawę za kompletne szaleństwo, ale oczywiście nikt jej nie
słuchał. – Przekaż blondasowi.
Hermiona
uczyniła, co jej kazano, choć Draconowi nie trzeba było tego przypominać.
Zakazany Las od zawsze go przerażał i z upływem lat nie uległo to zmianie. Cała
trójka zwlekała jeszcze chwilę, lecz wraz z pierwszymi promieniami wschodzącego
słońca wkroczyli do lasu. Młode drzewa i krzaki rosły tu dość gęsto, a o ścieżce
nie było mowy, więc Ślizgoni nie bez trudu przeciskali się przez ten gąszcz. Ta
część lasu była zupełnie dzika, nawet łamiący regulamin uczniowie nie
zapuszczali się w te rejony. Na szczęście stopniowo drzewa stawały się coraz
wyższe i masywniejsze, przez co inna roślinność nie mając dostępu do słońca, po
prostu zniknęła. Marsz dzięki temu stał się znacznie prostszy, choć okolica
upiorniejsza. Korony drzew zlewały się w jedną masę wysoko nad głowami
Ślizgonów, przez co promienie słońca praktycznie nie docierały do ziemi.
Draco rozglądał
się niespokojnie dookoła, wypatrując choćby najmniejszych oznak ruchu. Byli tu
jak na talerzu, w razie zagrożenia nawet nie mieli się gdzie schować. Przysiągł
sobie, że jeśli wyjdą z tego żywi, jego noga więcej nie postanie w tym lesie.
– Niedługo
powinniśmy dotrzeć do kolejnego punktu odniesienia – powiedziała Hermiona,
przyglądając się mapie. – Wskaż mi – rzuciła zaklęcie, po czym zwróciła się do
Noctis. – Powinniśmy nieco odbić w prawo.
Wąż rozejrzał
się czujnie, po czym bez słowa skierował się we wskazanym kierunku. W lesie
Noctis nie była lubiącym wygrzewać się przed kominkiem pupilem, lecz dzikim
zwierzęciem, wypatrującym zewsząd zagrożenia.
– Czego teraz
szukamy? – zapytał po kilku minutach Draco.
– Na mapie jest
coś, co przypomina skalną ścianę w kształcie łuku. Wygląda na dość dużą, więc
nawet po tylu wiekach powinniśmy trafić przynajmniej na jej pozostałości.
Hermiona się nie
myliła. Po kolejnych kilkunastu minutach marszu pośród drzew ich oczom ukazały
się skały. Nie wyglądały zupełnie jak na mapie, lecz ich podstawy, mimo iż
porośnięte mchem i wszelaką roślinnością, układały się w nieco krzywy łuk.
– Powinniśmy
zrobić tu postój – oznajmił Draco, rozglądając się po okolicy. Skały zapewniały
im prowizoryczne schronienie, a po trzech godzinach marszu zaczął już odczuwać
głód.
Hermiona uznała
to za dobry pomysł. Rozsiedli się przy pozostałościach skalnej ściany, po czym
zabrali się za przygotowane im przez Błyskotkę śniadanie.
– Jak to
wygląda? – zapytał Draco, kończąc kolejną kanapkę. Riddle przez cały posiłek studiowała
rozłożoną przed sobą mapę.
– Od celu dzielą
nas jeszcze trzy takie punkty, ale tylko jeden jest pewny. Kolejny to jakieś
drzewo – tu wskazała na mapie wspomniany przez siebie punkt – ale nie sądzę, że
po tylu latach uda nam się je zidentyfikować. Potem jest coś przypominającego
jaskinie, ale nie wiemy, co moglibyśmy w niej zastać, więc lepiej nie
ryzykować.
Draco doceniał
ten przejaw rozsądku, jakimś cudem udało im się nie natknąć na żadne kreatury, lecz
nie warto kusić losu.
– Ostatni punkt
to ogromny głaz, z którego wybija źródło. Ludzie Lasu zaopatrywali się tam w
wodę, uważali, że ma jakieś magiczne właściwości i używali jej do
przygotowywania eliksirów.
– Jak daleko
jest stamtąd do ich wioski?
– Kilometr, może
dwa, myślę, że sporą część drogi mamy już za sobą, prawdopodobnie zbliżamy się
nawet do połowy.
Hermiona
przysunęła Draconowi mapę, a sama zaczęła powtarzać wszystko Noctis. Ten
spojrzał na pergamin i musiał przyznać jej rację, kolejne punkty na mapie
dzielił znacznie mniejszy dystans niż ten, który pokonali dotychczas. Nie
chciał sobie pozwalać na nadmierny optymizm, ale skrycie liczył, że reszta
trasy przebiegnie równie spokojnie i bezproblemowo.
Po śniadaniu
ruszyli w dalszą drogę. Nie tracąc czujności, przemierzali las, którego
krajobraz niewiele się zmieniał. Tak jak przypuszczała Hermiona pośród setek
masywnych, starych drzew nie sposób było rozpoznać to przedstawione na mapie,
zwłaszcza iż nie posiadało ono znaków szczególnych. Podejrzewała, że niegdyś
był nim jego imponujący rozmiar, ale obecnie las w zasadzie składał się głównie
z takich drzew. Brnęli więc naprzód, skupiając się na dotarciu do źródła.
Postanowili za radą Noctis obejść wspomnianą wcześniej jaskinię. Ona również
uważała, że nic dobrego ich tam nie czeka.
Hermionę nieco
niepokoiło zboczenie z i tak mocno niepewnej trasy, ale zapewnienie im
bezpieczeństwa wygrało. W momencie, w którym to pomyślała, usłyszała szybkie
trzepotanie skrzydełek i coś spadło jej na głowę. Gwałtownie się zatrzymała,
przez co rozglądający się Draco niemal na nią wpadł.
– Co jest? –
zapytał zaniepokojony.
– Coś mnie
uderzyło w głowę – odpowiedziała Hermiona, bacznie nasłuchując.
Trzepot skrzydeł
równie szybko się pojawił, co zniknął, nie było śladu po ich właścicielu. Panna
Riddle nie mogła się jednak pozbyć wrażenia, że są obserwowani. Nagle z góry
spadło na nich kilka kamyków, które odbiły się od ich głów i barków.
– Co do cholery?
– Draco również zaczął wypatrywać atakujących ich stworzeń, przysuwając się do
dziewczyny, gotów w każdej chwili ją osłonić.
W jego dłoni
niemal natychmiast pojawiła się różdżka, co okazało się ogromnym błędem. Z
każdej strony zaczęły do nich docierać niepokojące dźwięki. Mogłoby się
wydawać, że otoczyło ich stado bliżej nieokreślonych, rozwścieczonych owadów,
jednak przebijające się przez to syki i warki wskazywały na coś innego. Nagle z
koron drzew opadł na nich deszcz malutkich, skrzydlatych istot. Poruszały się
nadzwyczaj szybko, przez co Ślizgoni nie byli w stanie im się przyjrzeć. Stworzenia
zaczęły krążyć wokół nich, jednak poruszały się w bardzo chaotyczny sposób,
były ich setki, przez co przypominały jedną, wściekłą masę.
Draconowi coraz
mniej się to wszystko podobało, cokolwiek to było nie wyglądało na zadowolone z
ich obecności. Myślał gorączkowo nad czarem, mogącym unieszkodliwić całe to
cholerstwo, ale jedyne co przychodziło mu do głowy to zaklęcie tarczy.
Postanowił zaryzykować, jednak szybko okazało się, że to wyciągnięcie różdżki
doprowadziło to coś do szału. Malfoy nie zdążył nawet pomyśleć formułki, lekkie
drgnięcie jego różdżki wystarczyło.
– To dzikie
chochliki! – zdążyła krzyknąć Hermiona, nim rozwścieczone istoty rzuciły się na
nich.
Drapały, gryzły
i szarpały za wszystko, co wpadło w ich drobne, lecz nadzwyczaj zwinne rączki.
Ich siłą była znaczna przewaga liczebna, nie byli w stanie odeprzeć ich ataku.
Noctis na oślep przecinała ogonem powietrze, jednak na miejsce jednego
powalonego chochlika pojawiały się trzy kolejne.
Draco za wszelką
cenę usiłował osłonić Hermionę, jednak te cholerne gadziny były wszędzie. Czuł,
jak szarpią jego ubrania, a nawet ranią skórę na twarzy i rękach. Nie był w
stanie użyć różdżki, w zasadzie walczył o to, aby nie została mu odebrana, co
ewidentnie stało się celem chochlików. Wiele z nich uwiesiło się na jego ubraniu,
a kilka nawet wgryzło się drobnymi zębami w jego dłoń, lecz za wszelką cenę
starał się nie rozluźnić chwytu. Nie mógł stracić różdżki.
– Padnij! –
krzyknęła nagle Hermiona, lecz Draco nie rozumiejąc, o co jej chodzi, nadal
walczył z chochlikami, które z coraz większą zaciekłością szarpały za jego
różdżkę. – Na ziemię!
Tym razem
dziewczyna nie poprzestała na krzyku. Z całej siły – na ile pozwalały jej
atakujące stworzenia – pchnęła Malfoya, podstawiając mu nogę. Ten nie
spodziewając się tego, runął na ziemię, w ostatniej chwili amortyzując upadek
rękami. Natychmiast chciał się podnieść, ale jedno szybkie spojrzenie na Riddle
wystarczyło, aby porzucił ten pomysł.
Zyskując
pewność, że nie skrzywdzi Dracona, Hermiona uniosła ręce nad głowę i gdy
rozłożyła ściśnięte w pięści dłonie, buchnął z nich ogień, lecz na tym nie
poprzestała. Uformowała nad nimi ognistą kulę, rozciągnąwszy ją nieco, po dużym
łuku gwałtownie opuściła ręce, tworząc wokół nich kopułę. Draco i Noctis
przywarli do ziemi, przysuwając się jak najbliżej dziewczyny, aby uchronić się
przed gorącymi ścianami. Hermiona na tym jednak nie poprzestała, obróciła się
kilkukrotnie wokół własnej osi, wykonując na różnych płaszczyznach bliżej
nieokreślone ruchy rękami. Z pozoru chaotyczna szamotanina przyniosła
natychmiastowy efekt. Fragmenty ognistej kopuły zaczęły się od niej odrywać i
wybuchać w powietrzu, niczym fajerwerki. Zdezorientowane i przerażone chochliki
zaczęły pierzchać we wszystkie strony, wyjąc przy tym przeraźliwie. Gdy eksplodował
ostatni odłamek kopuły, po złośliwych istotach nie było śladu.
Hermiona
oddychała szybko, bacznie się rozglądając, lecz wszystko wskazywało na to, że
zagrożenie minęło. Spojrzała w dół, gdzie jej towarzysze nadal kulili się na
ziemi.
– Już po
wszystkim, nic wam nie jest? – zapytała, kucając.
Noctis wyglądała
dość dobrze, chochliki nie zdołały naruszyć jej grubej skóry. Niestety Malfoy
miał mniej szczęścia, gdy uniósł głowę, ujrzała jego podrapaną twarz.
Szczególnie jedna rana znajdująca się niebezpiecznie blisko oka wyglądała na
głębszą i ciekła z niej krew.
– Nic ci nie
jest? – powtórzyła pytanie, gdy nieco oszołomiony Malfoy usiadł, wpatrując się
w nią nieodgadnionym wzrokiem.
– Jesteś
niesamowita – powiedział w końcu, gdy Hermiona wciągnęła chusteczkę i po
namoczeniu jej wodą z różdżki, zaczęła przemywać jego twarz. Był w szoku, ale i
pod ogromnym wrażeniem, tego co przed chwilą zobaczył, to był zupełnie inny
wymiar magii.
– Chyba za mocno
cię sponiewierały – zaśmiała się Riddle, mimo to oddychając z ulgą, że nic mu
nie jest.
– Królowa
piekieł we własnej osobie przybyła nam z odsieczą. – Usta Dracona ułożyły się w
zadziornym uśmiechu, który zmienił się w grymas, gdy Riddle mocniej przycisnęła
chusteczkę do jego twarzy.
– Ewidentnie nic
ci nie jest. Trochę maści na gojenie ran załatwi sprawę i możemy ruszać. Nie
wiem, czy nie wrócą.
Hermiona
sięgnęła do plecaka po wspomniany specyfik i po chwili skończyła opatrywać
chłopaka. Bezzwłocznie ruszyli w dalszą drogę, chcąc się znaleźć jak najdalej
miejsca zdarzenia.
– Gdzie się tego
nauczyłaś? – zapytał Draco, gdy przeszli już spory kawałek i czuli się
bezpiecznie, na tyle na ile to możliwe w Zakazanym Lesie.
– Moja matka
dała mi rodzinne księgi. Moi przodkowie od wieków opracowywali techniki walki
opierające się na żywiołach. Nie bardzo mam gdzie ćwiczyć, ale teorię znam dość
dobrze.
Draco czasami
zapominał, jak potężną czarownicą jest Riddle. W jego oczach była kruchą
istotką, wymagającą nieustannej ochrony, gdy tymczasem to ona wielokrotnie
wyciągała ich z tarapatów. Nie pierwszy raz uratowała go w Zakazanym Lesie.
Podążali nadal
wyznaczaną przez Noctis ścieżką, którą nakierowywała Hermiona. Czuła
narastającą ekscytację, pomieszaną ze strachem. Zbliżali się do celu, wiedziała
to. Wyczuwała tu magię, nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale czuła ją bardzo
wyraźnie. I w końcu to zobaczyła, drzewa nieco się przerzedziły, a pośród nich
na prowizorycznej polanie znajdowała się kilkumetrowa, masywna skała. Gdy
podeszli bliżej ich oczom ukazało się wskazane na mapie źródło. Z niewielkiej
szczeliny w kamieniu spływała woda, wprost do wykutej lub naturalnie powstałej
skalnej misy, która o dziwo była pełna, lecz się nie przelewała. Woda zdawała
się magicznie znikać, ponieważ nie miała żadnego ujścia.
– To musi być
tutaj – szepnęła Hermiona, nieco nieobecnym głosem.
Dotarli tak
daleko, od celu dzielił ich może kilometr. Zwieńczenie ich wielomiesięcznych wysiłków
było na wyciągnięcie ręki. Draco nic nie odpowiedział, tylko wpatrywał się w
płynącą po skale wodę. Fala niepokoju uderzyła w niego ze zdwojoną siłą. Co
jeśli ta wyprawa okaże się daremna, a tam nic na nich nie czeka. Obserwował
rosnącą z tygodnia na tydzień obsesję Riddle na punkcie tej księgi, która po
feriach tylko się nasiliła. Co będzie jeśli jej cel okaże się zupełnie poza ich
zasięgiem? Nie mogli się jednak teraz wycofać, gdy Hermiona wytyczyła kierunek
dalszej wędrówki, bez słowa ruszył z nią.
Cel okazał się
naprawdę bliski. Nie minęło dziesięć minut, gdy dotarli na miejsce, żadne z
nich nie miało co do tego wątpliwości. Pośród rosnących znacznie rzadziej drzew
stał majestatyczny, kilkumetrowy posąg. Przedstawiał brodatego czarodzieja w
naciągniętym kapturze i długiej szacie. W podniesionych na wysokości klatki
piersiowej rękach trzymał kamienną, płonącą pochodnie oraz niewielką,
mieszczącą się w dłoni miseczkę. Posąg porośnięty był mchem, a u jego podstawy
wił się bluszcz, co nadawało mu jeszcze mroczniejszego charakteru. Ślizgoni
przez chwilę po prostu wpatrywali się w dostojnego czarodzieja, który w jakiś
dziwny sposób ich hipnotyzował.
– Czytałaś o
tym? – zapytał Draco, wyrywając Hermionę z transu. Zamrugała kilkukrotnie i
odpowiedziała:
– Tak, centrum
wioski miał stanowić posąg czarodzieja imieniem Isidorus. Używali zupełnie
innych pojęć, ale sądzę, że obecnie uznano by go za wyjątkowo groźnego
czarnoksiężnika.
– To znaczy? –
zapytał nieco zaniepokojony Draco.
– Isidorus miał
obsesję na punkcie magicznej krwi, zwłaszcza ludzkiej. Poświęcił życie na
badanie jej właściwości i magicznego potencjału. Czytałam o rytuałach, w
których wybranych czarodziei poddawano magicznym próbom. Najlepsi spośród nich
dostępowali zaszczytu przysłużenia się swojemu mistrzowi.
– W jaki sposób?
– Draco podejrzewał, jaką otrzyma odpowiedź, choć bardzo chciałby się mylić.
– Składali się w
ofierze. Po śmierci Isidorus spuszczał z nich krew i miał materiał do badań.
Hermionie ciarki
przeszły po plecach. Postać kamiennego czarnoksiężnika wielokrotnie pojawiała
się w tłumaczonej przez nią księdze, był obiektem kultu Ludzi Lasu. Dokonał
wielkich rzeczy, choć zaciekle strzegł swojej wiedzy. Nigdy wcześniej nie
natknęła się na choćby wzmiankę o nim. Podejrzewała, że to Księga Ludzi Lasu
może stanowić źródło wiedzy o nim i jego dokonaniach.
– I chcesz mi
powiedzieć, że oni mu jeszcze wystawili pomnik? – Draco spojrzał z odrazą na
posępną twarz posągu, czując rosnące obrzydzenie.
Coraz mniej mu
się to wszystko podobało. Dotychczas najbardziej martwiło go samo dotarcie do
tej wioski, teraz jednak zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno to leśne
stworzenia stanowiły dla nich największe zagrożenie.
Hermiona zdawała
się nie podzielać jego obaw, zbyt podekscytowana odnalezieniem posągu. Udało im
się, dotarli do wioski Ludzi Las. Zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu innych
śladów ich obecności tutaj, lecz czas zrobił swoje. Po opisanych w księdze obiektach
nie było śladu. Niegdyś znajdowała się tu obszerna polana ukryta pośród drzew,
dająca mieszkańcom schronienie i prywatność. Została ona jednak wchłonięta
przez las, stając się jego częścią. Wszystko wskazywało na to, że jedynym
reliktem przeszłości pozostał pomnik Isidorusa. Z całą pewnością zabezpieczono
go wieloma zaklęciami, czuła bijącą od niego magię.
– Musimy się tu
rozejrzeć. Nie do końca wiem, czego powinniśmy szukać, więc zwracajmy uwagę na
wszystko, co odbiega od norm lasu – oznajmiła w końcu Hermiona, podchodząc
bliżej posągu, bo to od niego powinni zacząć. – Idź w kierunku wskazanym przez
pochodnię, ja pójdę w przeciwną stronę. Sprawdzamy kilka metrów i wracamy –
dodała szybko, widząc, że Draco już chce zaprotestować. – Nie chcemy tu zostać
na noc, a tak będzie szybciej. Jeśli nic nie znajdziemy w pobliżu, zaczniemy
szukać razem.
Nadal nie
podobał mu się ten pomysł, ale Riddle miała rację, ostatnie czego chciał to
spędzić tu noc. Nie mając innego wyjścia, skinął głową i ruszył we wskazanym
przez Riddle kierunku. Przeczesywał wzrokiem okolicę, szukając czegokolwiek odbiegającego od normy, lecz na
próżno. Wydawało mu się mało prawdopodobne, że coś wartego uwagi tak po prostu
przeleżało tu setki lat. Skupili się na dotarciu tutaj, jednak na tym etapie
nie mieli żadnych wskazówek.
Draco po
przejściu kilku metrów, już miał zawracać, gdy usłyszał krzyk Hermiony.
Odwrócił się błyskawicznie, jednak ku swemu przerażeniu nigdzie jej nie
dostrzegł. Puścił się biegiem, jego serce biło jak oszalałe. Był tak wpatrzony
w punkt, gdzie powinna się znajdować, że omal nie przeoczył wyrwy w ziemi.
Zatrzymał się gwałtownie tuż przed spadkiem i spojrzał w dół. Przeraził się,
gdy ujrzał tam przywaloną ziemią Hermionę.
– Riddle!
Riddle! Odezwij się do cholery!
Ku jego ogromnej
uldze dziewczyna jęknęła i poruszyła się powoli. Żyła, to było najważniejsze.
Dopiero teraz dostrzegł, że miejscem, w którym się znajdowała, był tunel.
Znikome światło wlewające się do środka nie dawało pełnego obrazu, jednak z
całą pewnością nie była to zwykła dziura w ziemi.
– Nic ci nie
jest? – zapytał ponownie, gdy Riddle uniosła głowę, podnosząc się na kolana.
– Nie, ziemia
zamortyzowała upadek – odpowiedziała w końcu Hermiona, rozmasowując obolały
bark.
Nie rozumiała,
co się właśnie wydarzyło. Szła, gdy nagle przy kolejnym kroku ziemia osunęła
jej się spod nóg i zaczęła spadać. Spojrzała w górę, jakieś trzy metry nad nią
znajdowała się wyrwa, a z niej patrzył na nią nadal przerażony Malfoy. Sama nie
wiedziała, co tak właściwie się stało. W tym półmroku niewiele widziała,
dlatego zapaliła ogień na dłoni i ostrożnie się podniosła, badając otoczenie.
Znajdowała się w jakiś tunelu, nie uwzględniając wyrwy w ziemi, liczył dwa
metry wysokości. Na suficie dostrzegła stropy z grubych bali oraz podobne
wzmocnienia na ścianach. Wszystko wskazywało na to, że były bardzo stare i
trafiła akurat na miejsce, gdzie drzewo nie przetrwało próby czasu i nawet pod
jej ciężarem konstrukcja ustąpiła.
– Nie ruszaj
się, schodzę tam!
Dobiegł do niej
głos Dracona, jednak natychmiast zaprotestowała.
– Poczekaj!
Spakowałam ci linę do plecaka. Przywiąż ją do najbliższego drzewa i zaczaruj
tak, żeby się wydłużała. Obwiążę się nią i sprawdzę, co jest w tym tunelu. –
Hermiona wiedziała, co zaraz usłyszy i nie pomyliła się.
– Nawet mnie nie
wnerwiaj! Chyba upadłaś na głowę, jeśli myślisz, że gdziekolwiek pójdziesz!
Był wściekły.
Czy jej już do reszty odwaliło? W tych tunelach mogło być absolutnie wszystko.
Salazar jeden wie, do czego one prowadziły.
– Draco… –
zwróciła się do niego po imieniu, co nieco go ostudziło – czuję, że ona tam
jest.
Nie kłamała.
Stojąc w tym tunelu, odczuwała bliżej nieokreśloną magię, którą poczuła
znacznie silniej niż na powierzchni, księga musiała być blisko. Jeśli się
myliła, nie mieli tu czego szukać.
– Nie pójdziesz
tam sama – powiedział stanowczo Draco, wiedząc, że nie odwiedzie jej od tego
pomysłu. Widział to w jej oczach, nawet z tej odległości.
– Jeśli tu
zejdziesz, a na dole coś się stanie, nikt nas nie znajdzie. Jesteś mi potrzebny
na górze. Nie wiemy, co tam jest, a gdyby coś poszło nie tak, wyciągniesz mnie
stamtąd.
Wiedział, że ma
rację, co wywołało w nim jeszcze większą złość. Na myśl o jej samotnej
wycieczce pod ziemię, robiło mu się słabo, ale na dole do niczego jej się nie
przyda. Riddle była biegła w zaklęciach, a przede wszystkim władała ogniem.
Potrafiła o siebie zadbać, co wcale nie pomagało mu w podjęciu decyzji.
– Cokolwiek cię
zaniepokoi, masz wracać albo krzyczeć, natychmiast. Rozumiesz?
Nawet nie
zdawała sobie sprawy, jak ciężko przyszło mu wypowiedzenie tych słów, ale nie
miał wyjścia. Hermiona uśmiechnęła się blado, wdzięczna, że zrozumiał. Draco
pospiesznie odnalazł w plecaku linę, którą przy pomocy czarów przymocował do
najbliższego drzewa. Gdy skończył rzucać pozostałe zaklęcia, wolny koniec
rzucił Riddle, obserwując, jak przewiązuje się nim w pasie. Spojrzała na niego
po raz ostatni, po czym przeniosła wzrok na tunel, bez wahania kierując się w
stronę posągu. To musiało być tam. Oświetlała sobie drogę płonącą dłonią i już
po chwili coś dostrzegła. Kilka metrów przed nią tunel się kończył.
Hermiona
przyspieszyła kroku, docierając do okrągłego pomieszczenia. Odchodziły od niego
inne korytarze, jednak to znajdująca się pośrodku rzeźba skupiła jej uwagę,
podeszła bliżej, aby ją oświetlić. Nie było to nic innego, jak tak dobrze jej
znane płonące drzewo. Masywny, kamienny pień, zawiłe korzenie i poplątane
gałęzie, zdające się wnikać w sufit. Ostrożnie obeszła rzeźbę, na pierwszy rzut
oka nie było w niej nic nadzwyczajnego, ale Hermiona wiedziała, że to tylko
pozory. Przebywając tutaj, czuła wręcz elektryzujące napięcie, przeszywające
jej ciało. Nie potrafiła tego w żaden sposób wyjaśnić, ale czuła, że dotarła do
celu. Nie mogąc się dłużej powstrzymać, wyciągnęła rękę i dotknęła drzewa, lecz
natychmiast ją cofnęła. Poczuła iskrę, która ukuła ją w dłoń, a po ciele
przeszedł ją charakterystyczny prąd, towarzyszący jej zawsze podczas używania
magii ognia. I nagle na coś wpadła, kamienna rzeźba przed nią była wierną kopią
drzewa, które kilkukrotnie oglądała w tłumaczonej księdze, czy nawet na
kamieniu, który ich tu zaprowadził. Poza jednym szczegółem – ogniem. Gałęzie
tego drzewa zawsze stały w płomieniach, nawet na kamieniu, jednak tu były łyse.
Wiedziała, co musi zrobić, tym razem położyła na pniu obie dłonie, rozpalając
wewnętrzny żar. Zdziwiła się, ponieważ ogień nie odbił się od kamienia, a nawet
się nie pojawił, pień zdawał się go wchłaniać. Po chwili na wyrzeźbionej korze
pojawiło się coś na kształt żył, przez które wytworzony przez nią żar piął się
w górę, wędrując w kierunku gałęzi. Patrzyła na to niczym urzeczona, gdy
magiczną chwilę przerwał rozdzierający ciszę krzyk.
– Riddle! Co tam
się dzieje?! Wracaj natychmiast!
To był Draco,
Hermiona bez wahania puściła się biegiem tunelem, którym tu przybyła. Dotarła
do wyrwy w ziemi i z ulgą ujrzała pobladłą twarz Dracona.
– Co się stało,
nic ci nie jest? – zapytała natychmiast, chcąc mieć pewność, że jest
bezpieczny.
– Mnie? Co ty
tam do cholery robisz?! – Draco był przerażony i nawet nie starał się tego
ukryć.
– Dlaczego
krzyczałeś?
– Dlaczego? Bo
ten cholerny posąg zaczął się palić!
Draco nie
rozumiał, co tu się działo. Czekał w napięciu na powrót Riddle, aż tu nagle
kątem oka dostrzegł błysk. Spojrzał w tamtym kierunku i zamarł, pochodnia
trzymana przez ten cholerny posąg zaczęła się rozpalać niczym leniwa świeca.
– Naprawdę? –
ożywiła się Hermiona, co zupełnie zbiło go z tropu, czy ona zupełnie postradała
rozum.
– Koniec,
wracamy do zamku, mówiłem, że to zły pomysł.
Tego już było za
wiele, co oni sobie w ogóle myśleli, nie powinno ich tu być. Nie mieli
zielonego pojęcia, co robią, babrali się w starej i najpewniej czarnej magii,
to miejsce było nią przesiąknięte. Czekała ich tu śmierć.
– To ja
rozpaliłam pochodnię – powiedziała Hermiona, wprawiając chłopaka w osłupienie,
z czego natychmiast skorzystała. – Na dole, tuż pod posągiem, jest drzewo,
płonące drzewo. Sądzę, że trzeba je podpalić. Nie wiem, jak to działa, ale
księga musi tu być.
– A nie
pomyślałaś, że możesz obudzić jakieś cholerstwo? – zapytał w końcu Draco,
dochodząc do siebie. Riddle była opętana żądzą zdobycia tej księgi i nie
myślała racjonalnie. Igrała z potężną magią i mogła się sparzyć.
– Wiem, że ona
tu jest – upierała się nadal Hermiona. Byli tak blisko, cały trud włożony w
poszukiwania Księgi Ludzi Lasu zaprowadził ich właśnie tutaj. Nie mogła teraz
odpuścić, stawka była zbyt wysoka.
Draco widząc jej
upór, toczył wewnętrzną walkę, gdyby to od niego zależało, już by ich tu nie
było, ale podświadomie czuł, że nic nie wskóra. Riddle nie odpuści, poznał ją
na tyle, aby to wiedzieć. Zrobi, co zamierzała, z jego pomocą lub bez.
– Jaki masz
plan? – wycedził przez zaciśnięte zęby, nie wierząc, że się na to godzi.
Wystarczyło mu
jednak jedno spojrzenie na Riddle, aby wiedzieć, że postąpił słusznie. Oddanie
i wdzięczność, z jakimi na niego patrzyła, były wręcz onieśmielające. Nie mógł
jej zawieść, zbyt wielu ludzi to zrobiło.
– One muszą być
połączone – powiedziała po chwili namysłu. – Ja wrócę do drzewa, żeby je
rozpalić, a ty podejdź do posągu. Nie wiem, gdzie może być ukryta, ale skoro są
ze sobą połączone, musimy obserwować oba. Gdyby cokolwiek poszło nie tak,
uciekaj.
Draco spojrzał
na nią z politowaniem, chyba nie sądziła, że by ją tu zostawił.
– Jedna krzywa
akcja, wyciągam cię stamtąd i nigdy nie wracamy – zastrzegł stanowczo Draco. –
Musisz mi to przysiąc – dodał, widząc, że Riddle już chce coś powiedzieć.
– Obiecuję.
To był uczciwy
warunek, nie mogła odmówić. Patrzyli na siebie jeszcze przez chwilę, po czym
bez słowa ruszyli na swoje posterunki. Hermiona od razu przystąpiła do
działania, przyłożyła dłonie do pnia, wdrażając w niego ogień. Tym razem nic
jej nie powstrzymało, obserwowała, jak ogniste żyły oplatają drzewo, aby w
końcu dotrzeć do gałęzi, które stanęły w płomieniach. Pomieszczenie nagle
wypełniło się światłem i ciepłem. Drzewo płonęło już w całej okazałości, jednak
nie wydarzyło się nic więcej. Hermiona nasłuchiwała, mając nadzieję, że na
powierzchni stało się coś więcej, jednak na próżno. Zaczęła się niepokoić, to
nie mogło się tak skończyć, nie po tym wszystkim, co zrobili, żeby się tu
znaleźć. Czuła, że coś jej umyka i gorączkowo starała się wymyślić co, gdy
nagle coś przyszło jej do głowy. Podpalając drzewo, ożywiła pochodnie na
kamiennym posągu, jednak nie tylko ona znajdowała się w jego rękach. Niewielka
misa nie mogła się tam znaleźć przypadkiem i nagle zrozumiała – krew. To ona
była obiekt kultu Isidorusa. Ogień i krew, to była cena, waluta stanowiąca dla
niego najwyższą wartość. Hermiona odsunęła dłonie od drzewa, przyglądając się
im. Już wiedziała, jak ma zapłacić za księgę.
„Chyba
postradałam rozum”,
pomyślała, choć decyzja zapadła dawno temu. Pożegnała się z przeklętym
scyzorykiem, dlatego musiała skorzystać z różdżki. Przy użyciu zaklęcia Diffindo
rozcięła po kolei obie dłonie, z ran niemal natychmiast zaczęła wyciekać krew.
Wstrzymując oddech, Hermiona położyła obie ręce na pniu, przesyłając do niego
ogień. Przez chwilę myślała, że się nie udało, ale nagle pośród żył z żarem
pojawiły się również te szkarłatne. Nie rozchodziły się na gałęzie, lecz pięły
do posągu. Rany pulsowały bólem, ale Hermiona nie zamierzała przerwać, wytrzyma
tyle, ile zdoła.
Podczas gdy ona zasiliła
drzewo, kilka metrów nad nią Draco stał z wyciągniętą różdżką, bacznie
obserwując posąg. Pochodnia czarodzieja płonęła, jakby wcale nie była zrobiona
z kamienia, jednak stało się coś jeszcze. Znajdująca się w drugiej ręce misa,
stopniowo zaczęła jaśnieć szkarłatnym światłem, które stawało się coraz
intensywniejsze. Bał się nawet pomyśleć, co to oznacza, a przede wszystkim, co
robi Riddle. Nagle jednak znajdujące się pod kapturem oczy Isidorusa zaświeciły
się na zielono, było to tak gwałtowne, że Draco cofnął się o krok, lecz na tym
się nie skończyło. Kamienna podstawa posągu zaczęła się wysuwać, rozrywając
otaczający ją bluszcz.
Wahał się tylko
przez chwilę, podszedł i zajrzał do kamiennej szuflady. Nie wierzył własnym
oczom, Riddle miała rację. Przed nim znajdowała się duża, obita czarną skórą
księga, była stara, choć idealnie zachowana, a jej okładkę zdobiło płonące
drzewo. Tytuł był dla niego niezrozumiały, zapewne zapisany w ten sam sposób,
co tłumaczona przez Hermionę książka, ale o pomyłce nie było mowy. Leżała przed
nim Księga Ludzi Lasu. Ostrożnie ją wyciągnął, z ulgą odnotowując, że nic się
nie stało. Nie mógł w to uwierzyć, naprawdę ją znaleźli. Nie wierzył, że tego
dokonają, a jednak jak zwykle to Hermiona miała rację.
– Riddle –
oprzytomniał nagle Draco, ruszając w stronę wyrwy w ziemi – Riddle! – krzyknął
w głąb ziemi, jednak nie uzyskał odpowiedzi.
Nie
zastanawiając się zbyt długo, odłożył wolumin pod przewiązane liną drzewo, a
sam opuścił się na niej do tunelu. W jednym jego końcu ujrzał światło i tam
prowadził sznur. Puścił się biegiem i wnet ją zobaczył. Stała przy kamiennym
drzewie, przyciskając do niego dłonie, po których spływała krew, miała
odchyloną głowę, a w jej oczach dojrzał wyłącznie białka. Nie wahał się ani
przez chwilę, dopadł do niej, złapał za ramiona i z całej siły przyciągnął do
siebie. Potknął się o jeden z korzeni i upadł na plecy, a Riddle na niego. Gdy
tylko oderwał ją od drzewa, płomienie zgasły, pogrążając ich w mroku.
– Lumos – rzucił
zaklęcie, przekręcając Riddle w swoich ramionach. Była blada, ale oddychała i
już po chwili zaczęła mrugać i odzyskiwać przytomność.
– Co się stało?
– zapytała skołowana Hermiona, nie wiedząc, co robi na ziemi i w dodatku w
objęciach Malfoya. Ostatnie co pamiętała to ładowanie drzewa, a potem już tylko
ciemność.
– Ten przeklęty
posąg chciał cię wyssać. Wynosimy się stąd.
– Ale…
– Mam ją, jest
na górze – przerwał jej Draco, wprawiając dziewczynę w osłupienie.
Bez słowa
pozwoliła się podnieść i poprowadzić do wyrwy. Draco odwiązał z niej linę, po
czym przy użyciu czarów przeniósł ją na górę, a sam wspiął się po sznurze.
Podeszli do drzewa i wtedy ją zobaczyła, nie kłamał, naprawdę ją znaleźli. Oszołomiona
Hermiona opadła na kolana i nie zważając na krwawiące dłonie, dotknęła okładki,
aby upewnić się, że to nie sen. Naprawdę im się udało, dokonali tego, co
wydawało się niemożliwe. Łzy bezwiednie zaczęły spływać po jej policzkach, lecz
nie miały nic wspólnego ze smutkiem. Leżał przed nią klucz do wszystkich
problemów, klucz do ocalenia jej ojca.
♥ ♥ ♥
Zapadł już
zmrok, gdy Ślizgoni wyszli z Zakazanego Lasu. Nie napotkali żadnych przeszkód
na swojej drodze, podobnie jak w zamku, gdzie do Pokoju Wspólnego przemknęli
się niezauważeni. Ostatnie czego potrzebowali, to zatargu z Filchem, byli
wykończeni. Poziom adrenaliny zaczął spadać, a zmęczenie coraz bardziej dawało
o sobie znać.
– Dobrze się
czujesz? – zapytał po raz kolejny Draco, odprowadzając Hermionę pod drzwi jej
sypialni. Wyglądała lepiej, jednak po sytuacji pod ziemią, wolał się upewnić.
– Tak, muszę się
tylko przespać.
Nie kłamała,
oczy same jej się zamykały. Utrata krwi i dziwne połączenie z drzewem pozbawiły
ją energii. Marzyła tylko o swoim łóżku.
– Idź, jutro
będziemy świętować – powiedział Draco, uśmiechając się nieco zadziornie. Nadal
nie wierzył w to, czego dokonali.
– Dziękuję za
pomoc i uratowanie.
– Nawet sobie
nie zdajesz sprawy, ile cię to będzie kosztowało – zaśmiał się Draco, całując
swoją dziewczynę w czoło.
Nie miała siły,
żeby się z nim droczyć, dlatego uśmiechnęła się tylko i zniknęła za drzwiami
swojego pokoju. Była sama, ponieważ Noctis postanowiła zostać tej nocy w lesie.
Hermiona podeszła do łóżka i wyciągnęła spod niego ciemnobrązowy kufer.
Dotychczas służył jej do przechowywania notatek i planów, lecz teraz złożyła w
nim Księgę Ludzi Lasu. Zabezpieczyła go wieloma zaklęciami, aby chronić swoje
skarby. Nie zwlekając dłużej, poszła do łazienki, aby doprowadzić się nieco do
porządku i po niespełna piętnastu minutach wślizgnęła się do łóżka. Nie miała
nawet siły myśleć o tym, czego dzisiaj dokonali. Ledwie jej głowa opadła na
poduszkę, a odpłynęła.
Zapadła w
głęboki sen, który niestety nie trwał zbyt długo. W pierwszej chwili Hermiona
nie wiedziała, co się dzieje. Nie spała dłużej niż dwie godziny, gdy ktoś
zaczął szarpać ją za rękę. Gdy sobie to uświadomiła, poderwała się do pozycji
siedzącej. Nieprzytomnym wzrokiem omiotła sypialnie i wtedy usłyszała znajomy,
piskliwy głosik.
– Panienko,
panienko, szybko, musimy iść.
Błyskotka była
rozgorączkowana, cały czas szarpała ją za rękę, jakby chciała ściągnąć ją z
łóżka.
– Spokojnie, co
się dzieje? – zapytała nadal zdezorientowana Hermiona, nie wiedząc nawet która
jest godzina.
– Pani Riddle,
ktoś ją zaatakował, bardzo źle, musimy iść.
Cała krew
odpłynęła z twarzy Hermiony, a senność natychmiast minęła. Ktoś skrzywdził jej
matkę.
– Ale jak, kto?
– Profesor
Snape, musimy iść.
Hermiona nie
dopytywała dłużej. Nie zaprzątając sobie głowy zmianą ubrań, czy butami,
wybiegła z pokoju. Snape, od niego wszystkiego się dowie. Nie zwracając już
uwagi na Błyskotkę, popędziła przez Pokój Wspólny na korytarz. Przeszło jej
przez myśl, aby obudzić Dracona, lecz szybko porzuciła ten pomysł. „Bardzo
źle”, te słowa odbijały się echem w jej głowie, gdy pędziła do gabinetu
profesora. Nie mogła stracić Julianne, nie mogła stracić matki, zbyt krótko ją
miała.
Nagle wszystko stało się bardzo szybko, poczuła, jak zaklęcie trafia ją w tył pleców, a ostatnie co zarejestrowała to upadek na zimną posadzkę, potem była już tylko ciemność.
Dziękuję za nowy rozdział ❤️
OdpowiedzUsuńJeden z najlepszych prezentów noworocznych. Dziękuję za nowy rozdział, nadzieja na dokończenie historii nie umiera :) Dużo weny w nowym roku :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, tak bardzo na to czekałam ❤️
OdpowiedzUsuńNajlepsza niespodzianka na rozpoczęcie Nowego Roku! 💛
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo za tak super prezent! 😊
Co do samego rozdziału, to jest on bardzo trzymający w napięciu, z takim zakończeniem, które zdecydowanie zostawia po sobie ogromny apetyt na więcej. 😅
Nie mogę się już doczekać kolejnych rozdziałów. 😍
Wszystkiego co najlepsze w tym Nowym Roku, dużo zdrowia, radości I szczęścia na co dzień, a także nieskończonych pokładów winy! 🥳🩷🙆♀️
Z.
Teraz się zorientowałam, że zamiast 'weny' autokorekta poprawiła mi na 'winy'. 😅
UsuńOczywiście chciałam Ci życzyć, nieskończonych pokładów WENY. 😅🙆♀️😊
Próbowałam przeczytać ten rozdział już w Sylwestrową noc, ale ciągle ktoś mi przerywał i w końcu odłożyłam czytanie na później. Ale przeczytałam go i powiem, że było warto czekać.
OdpowiedzUsuńPrzez cały czas zastanawiałam się, co wydarzy się w kolejnym rozdziale, wymyślałam własne scenariusze i oczywiście nic co wymyśliłam nie miało miejsca w tym, co Ty napisałaś. Ale to dobrze, bo rozdział był świetny, a końcówka była dużym zaskoczeniem. Zastanawiam się ciągle kto rzucił zaklęciem w Hermione. Albus jest najbardziej podejrzany, ale znając Twój styl i budowanie napięcia, równie dobrze mógłby to być Adrian, chcący ucieleśnić wszystkie swoje dotychczasowe groźby. Mogłaby to być Pansy, przecież oskarżała Hermione o rozpad związku z Blaisem. Naprawdę mnie to ciekawi. Nie mogę się doczekać, by poznać zakończenie tej historii. Choć pewnie po jej zakończeniu będę przychodzić tu co kilka tygodni i znów zaczytywać się w tą historię od początku, żałując, że nie ma ciągu dalszego. Ale to nic, będę przeżywać to później.
Teraz chciałabym życzyć Ci wszystkiego dobrego, żeby ten rok był dla Ciebie wspaniały i bezproblemowy (albo przynajmniej z problemami małej wagi!). Życzę również dużo zdrowia, bo jego nigdy za dużo. I mnóstwo weny!💕
Niesamowita niespodzianka po tylu latach. Tak bardzo się cieszę, że mogłam przeczytać kolejny rozdział Demonów.
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego na nowy rok. ❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńTak długo czekałem na nowy rozdział i było warto ❤️Chyba jedyny facet na tym blogu,pozdrawiam i życzę weny
Kiedy nowy rozdział? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń:*
Kiedy planujesz nowy rozdział? 🙏 muszę się nastawić psychicznie haahha
OdpowiedzUsuń