wtorek, 31 grudnia 2024

72. W poszukiwaniu ocalenia


Pogoda po feriach wyjątkowo rozpieszczała uczniów Hogwartu, którzy ochoczo opuszczali mury zamku. Grupa Ślizgonów również postanowiła spędzić popołudnie na błoniach.

– Jesteś nienormalny, Zabini. Woda w jeziorze jest lodowata. – Teodor popatrzył z politowaniem na przyjaciela, który za wszelką cenę starał się go namówić na kąpiel.

– Nie przesadzaj, popływasz chwilę i zaraz się rozgrzejesz – upierał się nietracący entuzjazmu Blaise, zaczynając rozpinać koszulę.

– Chyba się nie zrozumieliśmy, czego byś nie powiedział, odpowiedź brzmi nie.

Zabini nie dawał za wygraną, jednak Hermiona już dawno przestała ich słuchać, jej myśli zaprzątały znacznie poważniejsze sprawy. Od powrotu z ferii skupiała się wyłącznie na Księdze Ludzi Lasu. Zaskakująca rozmowa z ojcem zmieniła więcej, niż mogłoby się wydawać. Julianne od dawna powtarzała, że są rodziną, a Tom bardzo ją kocha, jednak dotychczas były to tylko słowa. Ostatniego wieczoru ferii Hermiona naprawdę to poczuła, co tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że musi odnaleźć tę księgę, bez względu na wszystko.

– Ziemia do Riddle.

Hermiona omal nie podskoczyła, gdy siedzący obok niej Draco dźgnął ją w ramię.

– Nie strasz mnie – warknęła, odpowiadając szturchnięciem.

– Gdzie odpłynęłaś? – zapytał, choć w zasadzie niepotrzebnie, doskonale znał odpowiedź.

– Dobrze wiesz.

– Mieliśmy się trochę oderwać.

– Robiliśmy to przez całe ferie. Czas nie działa na naszą korzyść, a my siedzimy sobie jak gdyby nigdy nic na błoniach, zajmując się bzdurami – uniosła się niespodziewanie Hermiona.

Dotrzymała słowa danego Snape’owi i nie powiedziała Draconowi o ich rozmowie, więc i o zagrożeniu, w jakim się znalazła. Bała się o siebie i rodziców, szaleństwo dyrektora zdawało się pogłębiać. Najgorsze było to, że bez księgi nie mogła nic zrobić.

– Co się dzieje? – zapytał nieco zbity z tropu Draco. Od pewnego czasu podejrzewał, że Riddle coś przed nim ukrywa, po powrocie do Hogwartu stała się wyjątkowo niespokojna.

– Nic, chciałabym wrócić do zamku i zająć się planami. Mógłbyś mnie odprowadzić? – Nie czekając na odpowiedź, Hermiona zaczęła podnosić się z ziemi.

– Już idziecie? – zapytał zdziwiony Blaise.

– Malfoy tylko mnie odprowadzi. Nie czuję się najlepiej i chcę się położyć – skłamała gładko Hermiona, a z racji tego, że przez większość spotkania była nieobecna, wszyscy jej uwierzyli.

Draco nie protestował, uznając, że Riddle potrzebuje nieco przestrzeni, którą zamierzał jej dać. Być może planowanie pomoże jej się nieco odprężyć, jeśli nie, będzie się tym martwił później.

Nie minęło dwadzieścia minut, gdy Draco po odstawieniu swojej dziewczyny do pokoju ponownie znalazł się na błoniach. Przyjaciele rozmawiali właśnie o Pansy.

– Snape przeniósł ją do Milicenty i Allison. Rozumiem, że się posprzeczałyśmy, ale myślałam, że jakoś się dogadamy. – Tracy była w szoku, gdy po powrocie do szkoły zastały w dormitorium tylko dwa łóżka. To zrozumiałe, że Pansy ciężko znosiła rozstanie, ale w takich okolicznościach tym bardziej powinna być blisko przyjaciół, zamiast unosić się dumą i odstawiać całą tę szopkę.

– Rozmawiałyście z nią w ogóle od powrotu znad jeziora? – zapytał Blaise, który mimo wszystko martwił się nieco o byłą dziewczynę.

– Nie, nawet o waszym rozstaniu dowiedziałyśmy się od Teodora – odpowiedziała Dafne, która miała w związku z zaistniałą sytuacją mieszane uczucia.

Powinno jej być przykro, najprawdopodobniej straciła bliską przyjaciółkę. Musiała jednak sama przed sobą przyznać, że poczuła swego rodzaju ulgę. Pansy od dłuższego czasu stała się dla niej wyłącznie utrapieniem. Ciągłe intrygi, podpuszczanie Tracey, zamęczanie ich swoim związkiem z Blaisem, nieustające awantury o Albę i przede wszystkim znęcanie się nad Hermioną. To przykre, ale Dafne czuła, że nie chce mieć w swoim otoczeniu takiej osoby.

– Krzyżyk na drogę, Parkinson to wrzód na dupie, którego w końcu udało się pozbyć – powiedział Draco, nie zamierzając owijać w bawełnę.

– Malfoy – upomniał przyjaciela Teodor. Jakby nie patrzeć kumplowali się z Pansy przez ładnych parę lat.

– Co? Nie powiesz mi, że za nią tęsknisz. Stała się nie do zniesienia, a nigdy nie należała do najłatwiejszych w obyciu.

Ślizgoni choćby chcieli, nie mogli zaprzeczyć. Pansy uprzykrzała im życie i dopiero po jej zniknięciu z ich grona, odczuli jak bardzo.

 

 

Wracając z błoni, Draco od razu skierował się do pokoju Hermiony. Martwił się o nią, zachowywała się dziwniej niż zwykle i ciągle była poddenerwowana. Zapukał trzykrotnie w drzwi, lecz nie doczekał się odpowiedzi.

– Lepiej dla ciebie, żebyś była w środku – mruknął pod nosem, bez zaproszenia wchodząc do środka.

Ku jego uldze Riddle siedziała na dywanie pośród ksiąg i pergaminów. Towarzyszyła jej Noctis, z którą żywo o czymś dyskutowała.

– Blondas przyszedł – syknął wąż i dopiero wtedy Hermiona zauważyła obecność swojego chłopaka.

– Jesteś, mam ci tyle do powiedzenia. – Ewidentnie podekscytowana Hermiona natychmiast poderwała się z podłogi, przeszła przez kanapę, złapała Dracona za rękę, prowadząc go do swojego stanowiska pracy.

– Już wszystko wiem, wiem, jak znajdziemy księgę – przerwała na chwilę, sięgając po lupę i książkę, nad którą ślęczała od tygodni – Brakowało nam punktu odniesienia, żeby umiejscowić mapę w obecnym układzie lasu i znalazłam go.

Hermiona przyłożyła lupę do księgi i wskazała na maleńki punkcik w prawym dolnym rogu kartki. Draco spojrzał, lecz krzywe kółko z niewielkim obrazeczkiem nic mu nie powiedziało.

– Możesz mówić jaśniej.

– To jest symbol płonącego drzewa, taki sam jak na kamieniu, o który rozcięłam sobie rękę na spacerze. To jest nasz punkt odniesienia, a oto nasz przewodnik – mówiąc to, panna Riddle wskazała na węża.

Nie rozumiała, jakim cudem wcześniej na to nie wpadła. Noctis żyła w Zakazanym Lesie, znała te tereny, a przede wszystkim wiedziała, jak unikać niebezpieczeństw, czających się w nim. Z nią ich szanse na powodzenie znacznie wzrosły.

– Zdajesz sobie sprawę, że to i tak cholernie niebezpieczne? – zapytał Draco, nie podzielając entuzjazmu Riddle.

Nie był zadowolony z takiego obrotu spraw. Rozumiał, jak ważna jest dla niej ta księga i oczyszczenie nazwiska rodziny, ale zdawała się zupełnie ignorować fakt, jak ogromne niesie to za sobą ryzyko, zwłaszcza przy tak nikłych szansach na powodzenie. Im więcej znajdowała argumentów „za”, tym bardziej malały jego szanse na przerwanie tego szaleństwa.

– Wiem, dlatego wielokrotnie mówiłam, że powinnam zrobić to sama.

– Zlituj się i nie zaczynaj znowu. Prędzej pocałuję Weasleya, niż gdziekolwiek sama pójdziesz.

Hermiona nie drążyła tematu, nie chcąc wywoływać kolejne kłótni. Pogodziła się z porażką, jednak Draco nie skończył jeszcze tej rozmowy.

– Jeśli naprawdę mamy to zrobić, musimy wtajemniczyć Teodora.

– Wiesz, że to niemożliwe.

– Nie, Riddle, to jest konieczne. Musi wiedzieć, kiedy i gdzie idziemy, najlepiej gdyby dostał kopię mapy.

– Ale…

– Posłuchaj mnie uważnie, jest milion rzeczy, które mogą pójść nie tak. Jeśli coś nam się stanie, nikt nam nie pomoże, bo nawet nie będą wiedzieli, gdzie nas szukać.

Ku niezadowoleniu Hermiony Malfoy miał rację. Podczas włamania do gabinetu dyrektora, to właśnie Teodor umożliwił im ucieczkę. Planowana przez nią wyprawa niosła za sobą znacznie większe ryzyko. Potrzebowali koła ratunkowego.

– Ani słowa o księdze i całej reszcie – zastrzegła Hermiona, poddając się, musiała zachować zdrowy rozsądek. Tu nie chodziło tylko o nią, nie wybaczyłaby sobie, gdyby z powodu jej lekkomyślności coś się stało Malfoyowi.

– Niech będzie, porozmawiam z nim później. – Z niekrytą ulgą Draco opadł na kanapę, po czym dodał – Chodź do mnie na chwilę.

Nieco zbita z tropu Hermiona spełniła prośbę chłopaka. Spojrzała na niego wyczekująco, lecz ten, zamiast cokolwiek powiedzieć, otoczył ją ramieniem. Po chwili zastanowienia oparła o nie głowę, nieco się odprężając.

– Denerwujesz się tylko tą księgą, czy dzieje się coś jeszcze? – zapytał w końcu Draco.

Hermiona milczała, z jednej strony chciała podzielić się z nimi swoimi obawami, ale obiecała Snape’owi, że nikomu o tym nie powie. Zresztą gdyby Malfoy wiedział o makabrycznych planach Dumbledore’a, nigdy by się nie zgodził na wyprawę do Zakazanego Lasu, a do tego nie mogła dopuścić.

– Chcę już po prostu mieć tę księgę.

– Nie pękaj, mała, wybrniemy z tego jak zawsze – zapewnił Draco, całując ją w czubek głowy.

Hermiona mimowolnie się uśmiechnęła, przy Malfoyu wszystko wydawało się takie proste.

 

 

– Was już do końca powaliło?

Teodor nie wierzył własnym uszom. Malfoy właśnie przedstawił mu plan wyprawy do Zakazanego Lasu, która rzekomo miała się odbyć za tydzień. Ta dwójka miewała głupie pomysły, ale tym razem ewidentnie oszaleli.

– Nie prosiłbym, gdyby to nie było ważne – powiedział Draco, starając się pozostać opanowanym.

Nott nie musiał mu uświadamiać oczywistego. Zakazany Las go przerażał, na każdym kroku czaiło się w nim niebezpieczeństwo, wykraczające poza ludzką wyobraźnię, a oni ot tak zamierzali sobie tam wejść i szukać książki sprzed dwóch tysięcy lat.

– Co wam w ogóle strzeliło do głowy? Tam na każdym roku coś was może zeżreć. – Teodor nie dawał za wygraną, był wręcz oburzony bezmyślnością tej dwójki.

– Dla Riddle to bardzo ważne.

– To jej to wybij z głowy, naprawdę nie macie lepszych rzeczy do roboty, zajmij ją czymś albo…

– Myślisz, że nie próbowałem?! Nic innego nie robię, ale ona nic sobie z tego nie robi! – Draco dał upust swojej złości i frustracji. Stres i strach zżerały go od środka. To było ponad jego siły, ale starał się stanąć na wysokości zadania. Kochał Riddle i pragnął, aby w końcu odzyskała wewnętrzny spokój i mogła zacząć normalnie żyć. – Gdyby to nie było ważne, nie prosiłbym. Zrobimy to z twoją pomocą, czy bez – dodał już nieco spokojniej Draco.

– Dzieje się coś złego, prawda? – zapytał Teodor.

Nie był ślepy, coś wisiało w powietrzu, nie był w stanie określić co, ale wszechobecne napięcie nie zwiastowało niczego dobrego.

– Też chciałbym to wiedzieć.

Przez chwilę między przyjaciółmi zapadła cisza, obaj pogrążyli się we własnych myślach.

– Pomogę wam – powiedział w końcu Nott. Nie pochwalał tego przedsięwzięcia, ale nie powstrzyma tej dwójki. Odniósł wrażenie, że Draco boryka się z czymś naprawdę trudnym i nie chciał mu tego dodatkowo komplikować.

– Dzięki, mam nadzieję, że po tej akcji ten cyrk się skończy.

 

 

Grupka roześmianych Ślizgonów wyłoniła się z lochów, zmierzając na kolację. Humory im dopisywały z powodu rozpoczętego weekendu, wyjątkiem były dwie osoby. Hermiona i Draco już jutro mieli wyruszyć na poszukiwanie Księgi Ludzi Lasu, co powoli do nich docierało. Przez ostatnie dni w każdej wolnej chwili przygotowywali się na jutrzejszy dzień: plany, mapa, ekwipunek, odświeżanie przydatnych zaklęć, tylko po to, aby w tej chwili czuć się niczym przerażone dzieci. Wszystko mogło pójść nie tak, a upragniony cel zdawał się zaledwie mrzonkami. Gdyby od tego nie zależało życie Hermiony i jej bliskich, nigdy nie podjęliby takiego ryzyka.

Nim się obejrzeli, siedzieli już w Wielkiej Sali. Rozentuzjazmowani uczniowie dokazywali, śmiali się, planując, jak wykorzystają czas wolny. Hermiona grzebała widelcem w swojej zapiekance, powtarzając w myślach niczym mantrę ich punkty odniesienie, których nie mieli zbyt wiele, co tylko wzmagało ich niepokój. Minęło dwa tysiące lat od stanu rzeczy przedstawionego na ich mapie, na której opierała się cała wyprawa, Zakazany Las zmienił się od tego czasu nie do poznania, a po wiosce Ludzi Lasu mogło nie być już śladu. Głos rozsądku w głowie Hermiony błagał wręcz, żeby odpuściła to szaleństwo, lecz żądza sprawiedliwości i bezpieczeństwa była znacznie silniejsza. Dumbledore musiał zapłacić za swoje zbrodnie, a Tom odzyskać życie, na które zasługiwał. Hermiona skrycie pragnęła poznać ojca nieopętanego klątwą i żądzą zemsty.

– Musisz coś zjeść.

Draco wyrwał Hermionę z rozmyślań. Patrzył na nią zatroskanym wzrokiem, bezskutecznie starając się ukryć własny niepokój.

– Chodźmy po kolacji na spacer – powiedziała nagle ni z tego, ni z owego Hermiona. Potrzebowała chwili wytchnienia, w przeciwnym razie do rana postrada zmysły.

– Na spacer? – zapytał z powątpiewaniem Draco, któremu ten pomysł wydał się dość absurdalny.

– Tak, przejdziemy się, oderwiemy…

– Od czego? – odezwał się znienacka Blaise, przez co Hermiona niemal podskoczyła. Przez ostatnie dni była delikatnie mówiąc spięta.

– Od ciebie wścibska gadzino – zripostował od razu Draco, na co Zabini zaśmiał się tylko.

– Możesz uciekać, ale wiedz przyjacielu, że przede mną się nie schowasz.

Hermiona nie bez trudu odepchnęła od siebie myśli o wyprawie, dołączając do rozmawiających Ślizgonów. Powinna się skupić na tu i teraz, ponieważ jutro było jedną wielką niewiadomą.

 

 

Hermiona krzątała się po pokoju, tysięczny raz sprawdzając spakowane na jutro plecaki, gdy do pokoju wszedł Draco.

– Gotowa?

– Tak, wezmę tylko kurtkę.

Zgarnęła jeansówkę z oparcia kanapy, po czym oboje wyszli na korytarz. Zamek opuścili w milczeniu, nie napotykając nikogo po drodze. Błonia również świeciły pustkami, co zapewniło im nieco prywatności.

– Dokąd chcesz iść? – zapytał w końcu Draco.

– Do kamienia.

Nie musiał pytać, o co jej chodzi. Przeklęty kamień z płonącym drzewem, gdyby nie on nie byłoby jeszcze mowy o żadnej wyprawie. Draco nie mówił tego na głos, ale miał złe przeczucia. Nie potrafił jednoznacznie określić, czego dotyczą, ale od pewnego czasu nie opuszczał go narastający niepokój. Miał nieodparte wrażenie, że w końcu stanie się coś strasznego. Oby tylko przeczucie to nie było związane z jutrzejszą wyprawą.

Para nie czując potrzeby rozmowy, w milczeniu dotarła do kamienia. Odnaleźli go bez trudu, ponieważ byli tu zaledwie dwa dni temu na rozpoznaniu terenu. Przez chwilę po prostu na niego patrzyli. To tutaj wszystko miało się rozpocząć i – jeśli szczęście im dopisze – zakończyć.

– Boję się – wyznała znienacka Hermiona, nie będąc w stanie dłużej tego w sobie dusić.

– Ja też. – Draco również nie zamierzał zgrywać bohater, tylko głupiec nie czułby na ich miejscu strachu.

– Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy – powiedziała śmiertelnie poważnie Hermiona.

Nie sprecyzowała, o co jej chodzi, ale oboje wiedzieli. Malfoy nie musiał z nią iść, to była jej misja, tylko ona powinna ponieść to ryzyko, niemniej jednak w głębi duszy była mu niewyobrażalnie wdzięczna. Słowa, które wypowiedział nad Loch Tay, nabierały coraz większej mocy. Kochał ją, tylko to mogło tłumaczyć, dlaczego godził się na to szaleństwo. Jeśli to nie była miłość, Hermiona nie wiedziała, co nią jest.

– Jest coś, co mogłabyś dla mnie zrobić w zamian – powiedział Draco, przez co dziewczyna spojrzała na niego nieco zdziwiona, ale i zaciekawiona. – Kiedy to wszystko się skończy i znajdziemy tę księgę, koniec z takimi akcjami: żadnych włamań, poszukiwań, niebezpiecznych wypraw, tylko nudne zajęcia dla ludzi w naszym wieku.

Draco nie sądził, że kiedykolwiek będzie marzyło o tak przyziemnych rzeczach. Związek z Riddle był niezwykle emocjonujący i pełen wyzwań, co bywało przytłaczające, jednak nigdy nie czuł się tak pełen życia i pasji. Wszystko przed nią wydawało się niezbyt ciekawym snem. Chciał po prostu, aby nieco zwolnili.

– Obiecuję, że po wszystkim nie będę nas ładować w kłopoty.

– To za mało, potrzebne nam wakacje, tym razem dłuższe i w dwójkę. Może Francja, mogłabyś poznać rodzinę. – Mówiąc to, Draco spojrzał na Hermionę, która wpatrywała się w niego z nieopisaną wprost czułością.

Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak słodko teraz wyglądała. Uwielbiał ją taką, choć od dłuższego czasu nie często miał okazję się tym cieszyć. Niczego tak nie pragnął, jak spokoju ducha dla niej. Nie znał drugiej tak poturbowanej przez życie osoby. Zbyt wiele ciężarów spoczywało na jej barkach. Zamierzał dołożyć wszelkich starań, aby wyszli z tego lasu cali i z księgą, aby mogła w końcu odetchnąć.

– Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało – wyznała cicho Hermiona. Wchodząc z nią jutro do lasu, musiał wiedzieć, że jest dla niej wszystkim.

Chcąc podkreślić wagę swych słów, panna Riddle przysunęła się do Dracona, stanęła na palcach i delikatnie go pocałowała. Ten natychmiast ją objął, zupełnie niwelując dystans między nimi. Oboje czuli w tej chwili, że mogą wszystko.

 

 

Hermiona krzątała się niespokojnie po pokoju, po raz setny sprawdzając, czy o niczym nie zapomnieli. Nie spała dziś za wiele, targające nią emocje skutecznie uniemożliwiły wypoczynek. Lada moment miał się zjawić Draco, zamierzali wyruszyć przed świtem, aby na nikogo się nie natknąć. Starali się zaplanować każdy aspekt tej wyprawy, co wcale nie pomagało jej w zachowaniu spokoju. Plany to jedno, ale w praktyce absolutnie wszystko mogło pójść nie tak, jednak takie myśli Hermiona starała się za wszelką cenę od siebie odepchnąć. Musi to zrobić, zamartwianie się na zapas niczego nie zmieni. Skupienie, tego potrzebowała teraz najbardziej. Z dalszych rozmyślań wyrwał ją dźwięk otwierających się drzwi.

– Gotowa? – zapytał po wejściu do pokoju Draco.

Para wymieniła pełne niepokoju spojrzenia. Biła od nich jednak również determinacja. Wiedzieli, dlaczego to robią i, że od powodzenia ich misji zależy nie tylko los rodziny Riddle’ów, ale i całego magicznego świata.

Drogę do kamienia z płonącym drzewem pokonali w ciszy. Z zamku wymknęli się bez większego trudu. Zarówno uczniowie jak i nauczycieli sobotni poranek woleli spędzić w łóżku. Na skraju lasu czekała na nich Noctis, która ostatnie dwa dni spędziła w lesie, sprawdzając teren i szukając odpowiednich ścieżek dla dwunogów.

– Zanim tam wejdziemy, uważnie mnie posłuchajcie, nie oddalacie się, nie dyskutujecie ze mną i uważacie na absolutnie wszystko – oznajmiła śmiertelnie poważnie Noctis, uważała tę wyprawę za kompletne szaleństwo, ale oczywiście nikt jej nie słuchał. – Przekaż blondasowi.

Hermiona uczyniła, co jej kazano, choć Draconowi nie trzeba było tego przypominać. Zakazany Las od zawsze go przerażał i z upływem lat nie uległo to zmianie. Cała trójka zwlekała jeszcze chwilę, lecz wraz z pierwszymi promieniami wschodzącego słońca wkroczyli do lasu. Młode drzewa i krzaki rosły tu dość gęsto, a o ścieżce nie było mowy, więc Ślizgoni nie bez trudu przeciskali się przez ten gąszcz. Ta część lasu była zupełnie dzika, nawet łamiący regulamin uczniowie nie zapuszczali się w te rejony. Na szczęście stopniowo drzewa stawały się coraz wyższe i masywniejsze, przez co inna roślinność nie mając dostępu do słońca, po prostu zniknęła. Marsz dzięki temu stał się znacznie prostszy, choć okolica upiorniejsza. Korony drzew zlewały się w jedną masę wysoko nad głowami Ślizgonów, przez co promienie słońca praktycznie nie docierały do ziemi.

Draco rozglądał się niespokojnie dookoła, wypatrując choćby najmniejszych oznak ruchu. Byli tu jak na talerzu, w razie zagrożenia nawet nie mieli się gdzie schować. Przysiągł sobie, że jeśli wyjdą z tego żywi, jego noga więcej nie postanie w tym lesie.

– Niedługo powinniśmy dotrzeć do kolejnego punktu odniesienia – powiedziała Hermiona, przyglądając się mapie. – Wskaż mi – rzuciła zaklęcie, po czym zwróciła się do Noctis. – Powinniśmy nieco odbić w prawo.

Wąż rozejrzał się czujnie, po czym bez słowa skierował się we wskazanym kierunku. W lesie Noctis nie była lubiącym wygrzewać się przed kominkiem pupilem, lecz dzikim zwierzęciem, wypatrującym zewsząd zagrożenia.

– Czego teraz szukamy? – zapytał po kilku minutach Draco.

– Na mapie jest coś, co przypomina skalną ścianę w kształcie łuku. Wygląda na dość dużą, więc nawet po tylu wiekach powinniśmy trafić przynajmniej na jej pozostałości.

Hermiona się nie myliła. Po kolejnych kilkunastu minutach marszu pośród drzew ich oczom ukazały się skały. Nie wyglądały zupełnie jak na mapie, lecz ich podstawy, mimo iż porośnięte mchem i wszelaką roślinnością, układały się w nieco krzywy łuk.

– Powinniśmy zrobić tu postój – oznajmił Draco, rozglądając się po okolicy. Skały zapewniały im prowizoryczne schronienie, a po trzech godzinach marszu zaczął już odczuwać głód.

Hermiona uznała to za dobry pomysł. Rozsiedli się przy pozostałościach skalnej ściany, po czym zabrali się za przygotowane im przez Błyskotkę śniadanie.

– Jak to wygląda? – zapytał Draco, kończąc kolejną kanapkę. Riddle przez cały posiłek studiowała rozłożoną przed sobą mapę.

– Od celu dzielą nas jeszcze trzy takie punkty, ale tylko jeden jest pewny. Kolejny to jakieś drzewo – tu wskazała na mapie wspomniany przez siebie punkt – ale nie sądzę, że po tylu latach uda nam się je zidentyfikować. Potem jest coś przypominającego jaskinie, ale nie wiemy, co moglibyśmy w niej zastać, więc lepiej nie ryzykować.

Draco doceniał ten przejaw rozsądku, jakimś cudem udało im się nie natknąć na żadne kreatury, lecz nie warto kusić losu.

– Ostatni punkt to ogromny głaz, z którego wybija źródło. Ludzie Lasu zaopatrywali się tam w wodę, uważali, że ma jakieś magiczne właściwości i używali jej do przygotowywania eliksirów.

– Jak daleko jest stamtąd do ich wioski?

– Kilometr, może dwa, myślę, że sporą część drogi mamy już za sobą, prawdopodobnie zbliżamy się nawet do połowy.

Hermiona przysunęła Draconowi mapę, a sama zaczęła powtarzać wszystko Noctis. Ten spojrzał na pergamin i musiał przyznać jej rację, kolejne punkty na mapie dzielił znacznie mniejszy dystans niż ten, który pokonali dotychczas. Nie chciał sobie pozwalać na nadmierny optymizm, ale skrycie liczył, że reszta trasy przebiegnie równie spokojnie i bezproblemowo.

Po śniadaniu ruszyli w dalszą drogę. Nie tracąc czujności, przemierzali las, którego krajobraz niewiele się zmieniał. Tak jak przypuszczała Hermiona pośród setek masywnych, starych drzew nie sposób było rozpoznać to przedstawione na mapie, zwłaszcza iż nie posiadało ono znaków szczególnych. Podejrzewała, że niegdyś był nim jego imponujący rozmiar, ale obecnie las w zasadzie składał się głównie z takich drzew. Brnęli więc naprzód, skupiając się na dotarciu do źródła. Postanowili za radą Noctis obejść wspomnianą wcześniej jaskinię. Ona również uważała, że nic dobrego ich tam nie czeka.

Hermionę nieco niepokoiło zboczenie z i tak mocno niepewnej trasy, ale zapewnienie im bezpieczeństwa wygrało. W momencie, w którym to pomyślała, usłyszała szybkie trzepotanie skrzydełek i coś spadło jej na głowę. Gwałtownie się zatrzymała, przez co rozglądający się Draco niemal na nią wpadł.

– Co jest? – zapytał zaniepokojony.

– Coś mnie uderzyło w głowę – odpowiedziała Hermiona, bacznie nasłuchując.

Trzepot skrzydeł równie szybko się pojawił, co zniknął, nie było śladu po ich właścicielu. Panna Riddle nie mogła się jednak pozbyć wrażenia, że są obserwowani. Nagle z góry spadło na nich kilka kamyków, które odbiły się od ich głów i barków.

– Co do cholery? – Draco również zaczął wypatrywać atakujących ich stworzeń, przysuwając się do dziewczyny, gotów w każdej chwili ją osłonić.

W jego dłoni niemal natychmiast pojawiła się różdżka, co okazało się ogromnym błędem. Z każdej strony zaczęły do nich docierać niepokojące dźwięki. Mogłoby się wydawać, że otoczyło ich stado bliżej nieokreślonych, rozwścieczonych owadów, jednak przebijające się przez to syki i warki wskazywały na coś innego. Nagle z koron drzew opadł na nich deszcz malutkich, skrzydlatych istot. Poruszały się nadzwyczaj szybko, przez co Ślizgoni nie byli w stanie im się przyjrzeć. Stworzenia zaczęły krążyć wokół nich, jednak poruszały się w bardzo chaotyczny sposób, były ich setki, przez co przypominały jedną, wściekłą masę.

Draconowi coraz mniej się to wszystko podobało, cokolwiek to było nie wyglądało na zadowolone z ich obecności. Myślał gorączkowo nad czarem, mogącym unieszkodliwić całe to cholerstwo, ale jedyne co przychodziło mu do głowy to zaklęcie tarczy. Postanowił zaryzykować, jednak szybko okazało się, że to wyciągnięcie różdżki doprowadziło to coś do szału. Malfoy nie zdążył nawet pomyśleć formułki, lekkie drgnięcie jego różdżki wystarczyło.

– To dzikie chochliki! – zdążyła krzyknąć Hermiona, nim rozwścieczone istoty rzuciły się na nich.

Drapały, gryzły i szarpały za wszystko, co wpadło w ich drobne, lecz nadzwyczaj zwinne rączki. Ich siłą była znaczna przewaga liczebna, nie byli w stanie odeprzeć ich ataku. Noctis na oślep przecinała ogonem powietrze, jednak na miejsce jednego powalonego chochlika pojawiały się trzy kolejne.

Draco za wszelką cenę usiłował osłonić Hermionę, jednak te cholerne gadziny były wszędzie. Czuł, jak szarpią jego ubrania, a nawet ranią skórę na twarzy i rękach. Nie był w stanie użyć różdżki, w zasadzie walczył o to, aby nie została mu odebrana, co ewidentnie stało się celem chochlików. Wiele z nich uwiesiło się na jego ubraniu, a kilka nawet wgryzło się drobnymi zębami w jego dłoń, lecz za wszelką cenę starał się nie rozluźnić chwytu. Nie mógł stracić różdżki. 

– Padnij! – krzyknęła nagle Hermiona, lecz Draco nie rozumiejąc, o co jej chodzi, nadal walczył z chochlikami, które z coraz większą zaciekłością szarpały za jego różdżkę. – Na ziemię!

Tym razem dziewczyna nie poprzestała na krzyku. Z całej siły – na ile pozwalały jej atakujące stworzenia – pchnęła Malfoya, podstawiając mu nogę. Ten nie spodziewając się tego, runął na ziemię, w ostatniej chwili amortyzując upadek rękami. Natychmiast chciał się podnieść, ale jedno szybkie spojrzenie na Riddle wystarczyło, aby porzucił ten pomysł.

Zyskując pewność, że nie skrzywdzi Dracona, Hermiona uniosła ręce nad głowę i gdy rozłożyła ściśnięte w pięści dłonie, buchnął z nich ogień, lecz na tym nie poprzestała. Uformowała nad nimi ognistą kulę, rozciągnąwszy ją nieco, po dużym łuku gwałtownie opuściła ręce, tworząc wokół nich kopułę. Draco i Noctis przywarli do ziemi, przysuwając się jak najbliżej dziewczyny, aby uchronić się przed gorącymi ścianami. Hermiona na tym jednak nie poprzestała, obróciła się kilkukrotnie wokół własnej osi, wykonując na różnych płaszczyznach bliżej nieokreślone ruchy rękami. Z pozoru chaotyczna szamotanina przyniosła natychmiastowy efekt. Fragmenty ognistej kopuły zaczęły się od niej odrywać i wybuchać w powietrzu, niczym fajerwerki. Zdezorientowane i przerażone chochliki zaczęły pierzchać we wszystkie strony, wyjąc przy tym przeraźliwie. Gdy eksplodował ostatni odłamek kopuły, po złośliwych istotach nie było śladu.

Hermiona oddychała szybko, bacznie się rozglądając, lecz wszystko wskazywało na to, że zagrożenie minęło. Spojrzała w dół, gdzie jej towarzysze nadal kulili się na ziemi.

– Już po wszystkim, nic wam nie jest? – zapytała, kucając.

Noctis wyglądała dość dobrze, chochliki nie zdołały naruszyć jej grubej skóry. Niestety Malfoy miał mniej szczęścia, gdy uniósł głowę, ujrzała jego podrapaną twarz. Szczególnie jedna rana znajdująca się niebezpiecznie blisko oka wyglądała na głębszą i ciekła z niej krew.

– Nic ci nie jest? – powtórzyła pytanie, gdy nieco oszołomiony Malfoy usiadł, wpatrując się w nią nieodgadnionym wzrokiem.

– Jesteś niesamowita – powiedział w końcu, gdy Hermiona wciągnęła chusteczkę i po namoczeniu jej wodą z różdżki, zaczęła przemywać jego twarz. Był w szoku, ale i pod ogromnym wrażeniem, tego co przed chwilą zobaczył, to był zupełnie inny wymiar magii.

– Chyba za mocno cię sponiewierały – zaśmiała się Riddle, mimo to oddychając z ulgą, że nic mu nie jest.

– Królowa piekieł we własnej osobie przybyła nam z odsieczą. – Usta Dracona ułożyły się w zadziornym uśmiechu, który zmienił się w grymas, gdy Riddle mocniej przycisnęła chusteczkę do jego twarzy.

– Ewidentnie nic ci nie jest. Trochę maści na gojenie ran załatwi sprawę i możemy ruszać. Nie wiem, czy nie wrócą.

Hermiona sięgnęła do plecaka po wspomniany specyfik i po chwili skończyła opatrywać chłopaka. Bezzwłocznie ruszyli w dalszą drogę, chcąc się znaleźć jak najdalej miejsca zdarzenia.

– Gdzie się tego nauczyłaś? – zapytał Draco, gdy przeszli już spory kawałek i czuli się bezpiecznie, na tyle na ile to możliwe w Zakazanym Lesie.

– Moja matka dała mi rodzinne księgi. Moi przodkowie od wieków opracowywali techniki walki opierające się na żywiołach. Nie bardzo mam gdzie ćwiczyć, ale teorię znam dość dobrze.

Draco czasami zapominał, jak potężną czarownicą jest Riddle. W jego oczach była kruchą istotką, wymagającą nieustannej ochrony, gdy tymczasem to ona wielokrotnie wyciągała ich z tarapatów. Nie pierwszy raz uratowała go w Zakazanym Lesie.

Podążali nadal wyznaczaną przez Noctis ścieżką, którą nakierowywała Hermiona. Czuła narastającą ekscytację, pomieszaną ze strachem. Zbliżali się do celu, wiedziała to. Wyczuwała tu magię, nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale czuła ją bardzo wyraźnie. I w końcu to zobaczyła, drzewa nieco się przerzedziły, a pośród nich na prowizorycznej polanie znajdowała się kilkumetrowa, masywna skała. Gdy podeszli bliżej ich oczom ukazało się wskazane na mapie źródło. Z niewielkiej szczeliny w kamieniu spływała woda, wprost do wykutej lub naturalnie powstałej skalnej misy, która o dziwo była pełna, lecz się nie przelewała. Woda zdawała się magicznie znikać, ponieważ nie miała żadnego ujścia.

– To musi być tutaj – szepnęła Hermiona, nieco nieobecnym głosem.

Dotarli tak daleko, od celu dzielił ich może kilometr. Zwieńczenie ich wielomiesięcznych wysiłków było na wyciągnięcie ręki. Draco nic nie odpowiedział, tylko wpatrywał się w płynącą po skale wodę. Fala niepokoju uderzyła w niego ze zdwojoną siłą. Co jeśli ta wyprawa okaże się daremna, a tam nic na nich nie czeka. Obserwował rosnącą z tygodnia na tydzień obsesję Riddle na punkcie tej księgi, która po feriach tylko się nasiliła. Co będzie jeśli jej cel okaże się zupełnie poza ich zasięgiem? Nie mogli się jednak teraz wycofać, gdy Hermiona wytyczyła kierunek dalszej wędrówki, bez słowa ruszył z nią.

Cel okazał się naprawdę bliski. Nie minęło dziesięć minut, gdy dotarli na miejsce, żadne z nich nie miało co do tego wątpliwości. Pośród rosnących znacznie rzadziej drzew stał majestatyczny, kilkumetrowy posąg. Przedstawiał brodatego czarodzieja w naciągniętym kapturze i długiej szacie. W podniesionych na wysokości klatki piersiowej rękach trzymał kamienną, płonącą pochodnie oraz niewielką, mieszczącą się w dłoni miseczkę. Posąg porośnięty był mchem, a u jego podstawy wił się bluszcz, co nadawało mu jeszcze mroczniejszego charakteru. Ślizgoni przez chwilę po prostu wpatrywali się w dostojnego czarodzieja, który w jakiś dziwny sposób ich hipnotyzował.

– Czytałaś o tym? – zapytał Draco, wyrywając Hermionę z transu. Zamrugała kilkukrotnie i odpowiedziała:

– Tak, centrum wioski miał stanowić posąg czarodzieja imieniem Isidorus. Używali zupełnie innych pojęć, ale sądzę, że obecnie uznano by go za wyjątkowo groźnego czarnoksiężnika.

– To znaczy? – zapytał nieco zaniepokojony Draco.

– Isidorus miał obsesję na punkcie magicznej krwi, zwłaszcza ludzkiej. Poświęcił życie na badanie jej właściwości i magicznego potencjału. Czytałam o rytuałach, w których wybranych czarodziei poddawano magicznym próbom. Najlepsi spośród nich dostępowali zaszczytu przysłużenia się swojemu mistrzowi.

– W jaki sposób? – Draco podejrzewał, jaką otrzyma odpowiedź, choć bardzo chciałby się mylić.

– Składali się w ofierze. Po śmierci Isidorus spuszczał z nich krew i miał materiał do badań.

Hermionie ciarki przeszły po plecach. Postać kamiennego czarnoksiężnika wielokrotnie pojawiała się w tłumaczonej przez nią księdze, był obiektem kultu Ludzi Lasu. Dokonał wielkich rzeczy, choć zaciekle strzegł swojej wiedzy. Nigdy wcześniej nie natknęła się na choćby wzmiankę o nim. Podejrzewała, że to Księga Ludzi Lasu może stanowić źródło wiedzy o nim i jego dokonaniach.

– I chcesz mi powiedzieć, że oni mu jeszcze wystawili pomnik? – Draco spojrzał z odrazą na posępną twarz posągu, czując rosnące obrzydzenie.

Coraz mniej mu się to wszystko podobało. Dotychczas najbardziej martwiło go samo dotarcie do tej wioski, teraz jednak zaczął się zastanawiać, czy aby na pewno to leśne stworzenia stanowiły dla nich największe zagrożenie.

Hermiona zdawała się nie podzielać jego obaw, zbyt podekscytowana odnalezieniem posągu. Udało im się, dotarli do wioski Ludzi Las. Zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu innych śladów ich obecności tutaj, lecz czas zrobił swoje. Po opisanych w księdze obiektach nie było śladu. Niegdyś znajdowała się tu obszerna polana ukryta pośród drzew, dająca mieszkańcom schronienie i prywatność. Została ona jednak wchłonięta przez las, stając się jego częścią. Wszystko wskazywało na to, że jedynym reliktem przeszłości pozostał pomnik Isidorusa. Z całą pewnością zabezpieczono go wieloma zaklęciami, czuła bijącą od niego magię.

– Musimy się tu rozejrzeć. Nie do końca wiem, czego powinniśmy szukać, więc zwracajmy uwagę na wszystko, co odbiega od norm lasu – oznajmiła w końcu Hermiona, podchodząc bliżej posągu, bo to od niego powinni zacząć. – Idź w kierunku wskazanym przez pochodnię, ja pójdę w przeciwną stronę. Sprawdzamy kilka metrów i wracamy – dodała szybko, widząc, że Draco już chce zaprotestować. – Nie chcemy tu zostać na noc, a tak będzie szybciej. Jeśli nic nie znajdziemy w pobliżu, zaczniemy szukać razem.

Nadal nie podobał mu się ten pomysł, ale Riddle miała rację, ostatnie czego chciał to spędzić tu noc. Nie mając innego wyjścia, skinął głową i ruszył we wskazanym przez Riddle kierunku. Przeczesywał wzrokiem okolicę, szukając  czegokolwiek odbiegającego od normy, lecz na próżno. Wydawało mu się mało prawdopodobne, że coś wartego uwagi tak po prostu przeleżało tu setki lat. Skupili się na dotarciu tutaj, jednak na tym etapie nie mieli żadnych wskazówek.

Draco po przejściu kilku metrów, już miał zawracać, gdy usłyszał krzyk Hermiony. Odwrócił się błyskawicznie, jednak ku swemu przerażeniu nigdzie jej nie dostrzegł. Puścił się biegiem, jego serce biło jak oszalałe. Był tak wpatrzony w punkt, gdzie powinna się znajdować, że omal nie przeoczył wyrwy w ziemi. Zatrzymał się gwałtownie tuż przed spadkiem i spojrzał w dół. Przeraził się, gdy ujrzał tam przywaloną ziemią Hermionę.

– Riddle! Riddle! Odezwij się do cholery!

Ku jego ogromnej uldze dziewczyna jęknęła i poruszyła się powoli. Żyła, to było najważniejsze. Dopiero teraz dostrzegł, że miejscem, w którym się znajdowała, był tunel. Znikome światło wlewające się do środka nie dawało pełnego obrazu, jednak z całą pewnością nie była to zwykła dziura w ziemi.

– Nic ci nie jest? – zapytał ponownie, gdy Riddle uniosła głowę, podnosząc się na kolana.

– Nie, ziemia zamortyzowała upadek – odpowiedziała w końcu Hermiona, rozmasowując obolały bark.

Nie rozumiała, co się właśnie wydarzyło. Szła, gdy nagle przy kolejnym kroku ziemia osunęła jej się spod nóg i zaczęła spadać. Spojrzała w górę, jakieś trzy metry nad nią znajdowała się wyrwa, a z niej patrzył na nią nadal przerażony Malfoy. Sama nie wiedziała, co tak właściwie się stało. W tym półmroku niewiele widziała, dlatego zapaliła ogień na dłoni i ostrożnie się podniosła, badając otoczenie. Znajdowała się w jakiś tunelu, nie uwzględniając wyrwy w ziemi, liczył dwa metry wysokości. Na suficie dostrzegła stropy z grubych bali oraz podobne wzmocnienia na ścianach. Wszystko wskazywało na to, że były bardzo stare i trafiła akurat na miejsce, gdzie drzewo nie przetrwało próby czasu i nawet pod jej ciężarem konstrukcja ustąpiła.

– Nie ruszaj się, schodzę tam!

Dobiegł do niej głos Dracona, jednak natychmiast zaprotestowała.

– Poczekaj! Spakowałam ci linę do plecaka. Przywiąż ją do najbliższego drzewa i zaczaruj tak, żeby się wydłużała. Obwiążę się nią i sprawdzę, co jest w tym tunelu. – Hermiona wiedziała, co zaraz usłyszy i nie pomyliła się.

– Nawet mnie nie wnerwiaj! Chyba upadłaś na głowę, jeśli myślisz, że gdziekolwiek pójdziesz!

Był wściekły. Czy jej już do reszty odwaliło? W tych tunelach mogło być absolutnie wszystko. Salazar jeden wie, do czego one prowadziły.

– Draco… – zwróciła się do niego po imieniu, co nieco go ostudziło – czuję, że ona tam jest.

Nie kłamała. Stojąc w tym tunelu, odczuwała bliżej nieokreśloną magię, którą poczuła znacznie silniej niż na powierzchni, księga musiała być blisko. Jeśli się myliła, nie mieli tu czego szukać.

– Nie pójdziesz tam sama – powiedział stanowczo Draco, wiedząc, że nie odwiedzie jej od tego pomysłu. Widział to w jej oczach, nawet z tej odległości.

– Jeśli tu zejdziesz, a na dole coś się stanie, nikt nas nie znajdzie. Jesteś mi potrzebny na górze. Nie wiemy, co tam jest, a gdyby coś poszło nie tak, wyciągniesz mnie stamtąd.

Wiedział, że ma rację, co wywołało w nim jeszcze większą złość. Na myśl o jej samotnej wycieczce pod ziemię, robiło mu się słabo, ale na dole do niczego jej się nie przyda. Riddle była biegła w zaklęciach, a przede wszystkim władała ogniem. Potrafiła o siebie zadbać, co wcale nie pomagało mu w podjęciu decyzji.

– Cokolwiek cię zaniepokoi, masz wracać albo krzyczeć, natychmiast. Rozumiesz?

Nawet nie zdawała sobie sprawy, jak ciężko przyszło mu wypowiedzenie tych słów, ale nie miał wyjścia. Hermiona uśmiechnęła się blado, wdzięczna, że zrozumiał. Draco pospiesznie odnalazł w plecaku linę, którą przy pomocy czarów przymocował do najbliższego drzewa. Gdy skończył rzucać pozostałe zaklęcia, wolny koniec rzucił Riddle, obserwując, jak przewiązuje się nim w pasie. Spojrzała na niego po raz ostatni, po czym przeniosła wzrok na tunel, bez wahania kierując się w stronę posągu. To musiało być tam. Oświetlała sobie drogę płonącą dłonią i już po chwili coś dostrzegła. Kilka metrów przed nią tunel się kończył.

Hermiona przyspieszyła kroku, docierając do okrągłego pomieszczenia. Odchodziły od niego inne korytarze, jednak to znajdująca się pośrodku rzeźba skupiła jej uwagę, podeszła bliżej, aby ją oświetlić. Nie było to nic innego, jak tak dobrze jej znane płonące drzewo. Masywny, kamienny pień, zawiłe korzenie i poplątane gałęzie, zdające się wnikać w sufit. Ostrożnie obeszła rzeźbę, na pierwszy rzut oka nie było w niej nic nadzwyczajnego, ale Hermiona wiedziała, że to tylko pozory. Przebywając tutaj, czuła wręcz elektryzujące napięcie, przeszywające jej ciało. Nie potrafiła tego w żaden sposób wyjaśnić, ale czuła, że dotarła do celu. Nie mogąc się dłużej powstrzymać, wyciągnęła rękę i dotknęła drzewa, lecz natychmiast ją cofnęła. Poczuła iskrę, która ukuła ją w dłoń, a po ciele przeszedł ją charakterystyczny prąd, towarzyszący jej zawsze podczas używania magii ognia. I nagle na coś wpadła, kamienna rzeźba przed nią była wierną kopią drzewa, które kilkukrotnie oglądała w tłumaczonej księdze, czy nawet na kamieniu, który ich tu zaprowadził. Poza jednym szczegółem – ogniem. Gałęzie tego drzewa zawsze stały w płomieniach, nawet na kamieniu, jednak tu były łyse. Wiedziała, co musi zrobić, tym razem położyła na pniu obie dłonie, rozpalając wewnętrzny żar. Zdziwiła się, ponieważ ogień nie odbił się od kamienia, a nawet się nie pojawił, pień zdawał się go wchłaniać. Po chwili na wyrzeźbionej korze pojawiło się coś na kształt żył, przez które wytworzony przez nią żar piął się w górę, wędrując w kierunku gałęzi. Patrzyła na to niczym urzeczona, gdy magiczną chwilę przerwał rozdzierający ciszę krzyk.

– Riddle! Co tam się dzieje?! Wracaj natychmiast!

To był Draco, Hermiona bez wahania puściła się biegiem tunelem, którym tu przybyła. Dotarła do wyrwy w ziemi i z ulgą ujrzała pobladłą twarz Dracona.

– Co się stało, nic ci nie jest? – zapytała natychmiast, chcąc mieć pewność, że jest bezpieczny.

– Mnie? Co ty tam do cholery robisz?! – Draco był przerażony i nawet nie starał się tego ukryć.

– Dlaczego krzyczałeś?

– Dlaczego? Bo ten cholerny posąg zaczął się palić!

Draco nie rozumiał, co tu się działo. Czekał w napięciu na powrót Riddle, aż tu nagle kątem oka dostrzegł błysk. Spojrzał w tamtym kierunku i zamarł, pochodnia trzymana przez ten cholerny posąg zaczęła się rozpalać niczym leniwa świeca.

– Naprawdę? – ożywiła się Hermiona, co zupełnie zbiło go z tropu, czy ona zupełnie postradała rozum.

– Koniec, wracamy do zamku, mówiłem, że to zły pomysł.

Tego już było za wiele, co oni sobie w ogóle myśleli, nie powinno ich tu być. Nie mieli zielonego pojęcia, co robią, babrali się w starej i najpewniej czarnej magii, to miejsce było nią przesiąknięte. Czekała ich tu śmierć.

– To ja rozpaliłam pochodnię – powiedziała Hermiona, wprawiając chłopaka w osłupienie, z czego natychmiast skorzystała. – Na dole, tuż pod posągiem, jest drzewo, płonące drzewo. Sądzę, że trzeba je podpalić. Nie wiem, jak to działa, ale księga musi tu być.

– A nie pomyślałaś, że możesz obudzić jakieś cholerstwo? – zapytał w końcu Draco, dochodząc do siebie. Riddle była opętana żądzą zdobycia tej księgi i nie myślała racjonalnie. Igrała z potężną magią i mogła się sparzyć.

– Wiem, że ona tu jest – upierała się nadal Hermiona. Byli tak blisko, cały trud włożony w poszukiwania Księgi Ludzi Lasu zaprowadził ich właśnie tutaj. Nie mogła teraz odpuścić, stawka była zbyt wysoka.

Draco widząc jej upór, toczył wewnętrzną walkę, gdyby to od niego zależało, już by ich tu nie było, ale podświadomie czuł, że nic nie wskóra. Riddle nie odpuści, poznał ją na tyle, aby to wiedzieć. Zrobi, co zamierzała, z jego pomocą lub bez.

– Jaki masz plan? – wycedził przez zaciśnięte zęby, nie wierząc, że się na to godzi.

Wystarczyło mu jednak jedno spojrzenie na Riddle, aby wiedzieć, że postąpił słusznie. Oddanie i wdzięczność, z jakimi na niego patrzyła, były wręcz onieśmielające. Nie mógł jej zawieść, zbyt wielu ludzi to zrobiło.

– One muszą być połączone – powiedziała po chwili namysłu. – Ja wrócę do drzewa, żeby je rozpalić, a ty podejdź do posągu. Nie wiem, gdzie może być ukryta, ale skoro są ze sobą połączone, musimy obserwować oba. Gdyby cokolwiek poszło nie tak, uciekaj.

Draco spojrzał na nią z politowaniem, chyba nie sądziła, że by ją tu zostawił.

– Jedna krzywa akcja, wyciągam cię stamtąd i nigdy nie wracamy – zastrzegł stanowczo Draco. – Musisz mi to przysiąc – dodał, widząc, że Riddle już chce coś powiedzieć.

– Obiecuję.

To był uczciwy warunek, nie mogła odmówić. Patrzyli na siebie jeszcze przez chwilę, po czym bez słowa ruszyli na swoje posterunki. Hermiona od razu przystąpiła do działania, przyłożyła dłonie do pnia, wdrażając w niego ogień. Tym razem nic jej nie powstrzymało, obserwowała, jak ogniste żyły oplatają drzewo, aby w końcu dotrzeć do gałęzi, które stanęły w płomieniach. Pomieszczenie nagle wypełniło się światłem i ciepłem. Drzewo płonęło już w całej okazałości, jednak nie wydarzyło się nic więcej. Hermiona nasłuchiwała, mając nadzieję, że na powierzchni stało się coś więcej, jednak na próżno. Zaczęła się niepokoić, to nie mogło się tak skończyć, nie po tym wszystkim, co zrobili, żeby się tu znaleźć. Czuła, że coś jej umyka i gorączkowo starała się wymyślić co, gdy nagle coś przyszło jej do głowy. Podpalając drzewo, ożywiła pochodnie na kamiennym posągu, jednak nie tylko ona znajdowała się w jego rękach. Niewielka misa nie mogła się tam znaleźć przypadkiem i nagle zrozumiała – krew. To ona była obiekt kultu Isidorusa. Ogień i krew, to była cena, waluta stanowiąca dla niego najwyższą wartość. Hermiona odsunęła dłonie od drzewa, przyglądając się im. Już wiedziała, jak ma zapłacić za księgę.

„Chyba postradałam rozum”, pomyślała, choć decyzja zapadła dawno temu. Pożegnała się z przeklętym scyzorykiem, dlatego musiała skorzystać z różdżki. Przy użyciu zaklęcia Diffindo rozcięła po kolei obie dłonie, z ran niemal natychmiast zaczęła wyciekać krew. Wstrzymując oddech, Hermiona położyła obie ręce na pniu, przesyłając do niego ogień. Przez chwilę myślała, że się nie udało, ale nagle pośród żył z żarem pojawiły się również te szkarłatne. Nie rozchodziły się na gałęzie, lecz pięły do posągu. Rany pulsowały bólem, ale Hermiona nie zamierzała przerwać, wytrzyma tyle, ile zdoła.

Podczas gdy ona zasiliła drzewo, kilka metrów nad nią Draco stał z wyciągniętą różdżką, bacznie obserwując posąg. Pochodnia czarodzieja płonęła, jakby wcale nie była zrobiona z kamienia, jednak stało się coś jeszcze. Znajdująca się w drugiej ręce misa, stopniowo zaczęła jaśnieć szkarłatnym światłem, które stawało się coraz intensywniejsze. Bał się nawet pomyśleć, co to oznacza, a przede wszystkim, co robi Riddle. Nagle jednak znajdujące się pod kapturem oczy Isidorusa zaświeciły się na zielono, było to tak gwałtowne, że Draco cofnął się o krok, lecz na tym się nie skończyło. Kamienna podstawa posągu zaczęła się wysuwać, rozrywając otaczający ją bluszcz.

Wahał się tylko przez chwilę, podszedł i zajrzał do kamiennej szuflady. Nie wierzył własnym oczom, Riddle miała rację. Przed nim znajdowała się duża, obita czarną skórą księga, była stara, choć idealnie zachowana, a jej okładkę zdobiło płonące drzewo. Tytuł był dla niego niezrozumiały, zapewne zapisany w ten sam sposób, co tłumaczona przez Hermionę książka, ale o pomyłce nie było mowy. Leżała przed nim Księga Ludzi Lasu. Ostrożnie ją wyciągnął, z ulgą odnotowując, że nic się nie stało. Nie mógł w to uwierzyć, naprawdę ją znaleźli. Nie wierzył, że tego dokonają, a jednak jak zwykle to Hermiona miała rację.

– Riddle – oprzytomniał nagle Draco, ruszając w stronę wyrwy w ziemi – Riddle! – krzyknął w głąb ziemi, jednak nie uzyskał odpowiedzi.

Nie zastanawiając się zbyt długo, odłożył wolumin pod przewiązane liną drzewo, a sam opuścił się na niej do tunelu. W jednym jego końcu ujrzał światło i tam prowadził sznur. Puścił się biegiem i wnet ją zobaczył. Stała przy kamiennym drzewie, przyciskając do niego dłonie, po których spływała krew, miała odchyloną głowę, a w jej oczach dojrzał wyłącznie białka. Nie wahał się ani przez chwilę, dopadł do niej, złapał za ramiona i z całej siły przyciągnął do siebie. Potknął się o jeden z korzeni i upadł na plecy, a Riddle na niego. Gdy tylko oderwał ją od drzewa, płomienie zgasły, pogrążając ich w mroku.

– Lumos – rzucił zaklęcie, przekręcając Riddle w swoich ramionach. Była blada, ale oddychała i już po chwili zaczęła mrugać i odzyskiwać przytomność.

– Co się stało? – zapytała skołowana Hermiona, nie wiedząc, co robi na ziemi i w dodatku w objęciach Malfoya. Ostatnie co pamiętała to ładowanie drzewa, a potem już tylko ciemność.

– Ten przeklęty posąg chciał cię wyssać. Wynosimy się stąd.

– Ale…

– Mam ją, jest na górze – przerwał jej Draco, wprawiając dziewczynę w osłupienie.

Bez słowa pozwoliła się podnieść i poprowadzić do wyrwy. Draco odwiązał z niej linę, po czym przy użyciu czarów przeniósł ją na górę, a sam wspiął się po sznurze. Podeszli do drzewa i wtedy ją zobaczyła, nie kłamał, naprawdę ją znaleźli. Oszołomiona Hermiona opadła na kolana i nie zważając na krwawiące dłonie, dotknęła okładki, aby upewnić się, że to nie sen. Naprawdę im się udało, dokonali tego, co wydawało się niemożliwe. Łzy bezwiednie zaczęły spływać po jej policzkach, lecz nie miały nic wspólnego ze smutkiem. Leżał przed nią klucz do wszystkich problemów, klucz do ocalenia jej ojca.

 

 

Zapadł już zmrok, gdy Ślizgoni wyszli z Zakazanego Lasu. Nie napotkali żadnych przeszkód na swojej drodze, podobnie jak w zamku, gdzie do Pokoju Wspólnego przemknęli się niezauważeni. Ostatnie czego potrzebowali, to zatargu z Filchem, byli wykończeni. Poziom adrenaliny zaczął spadać, a zmęczenie coraz bardziej dawało o sobie znać.

– Dobrze się czujesz? – zapytał po raz kolejny Draco, odprowadzając Hermionę pod drzwi jej sypialni. Wyglądała lepiej, jednak po sytuacji pod ziemią, wolał się upewnić.

– Tak, muszę się tylko przespać.

Nie kłamała, oczy same jej się zamykały. Utrata krwi i dziwne połączenie z drzewem pozbawiły ją energii. Marzyła tylko o swoim łóżku.

– Idź, jutro będziemy świętować – powiedział Draco, uśmiechając się nieco zadziornie. Nadal nie wierzył w to, czego dokonali.

– Dziękuję za pomoc i uratowanie.

– Nawet sobie nie zdajesz sprawy, ile cię to będzie kosztowało – zaśmiał się Draco, całując swoją dziewczynę w czoło.

Nie miała siły, żeby się z nim droczyć, dlatego uśmiechnęła się tylko i zniknęła za drzwiami swojego pokoju. Była sama, ponieważ Noctis postanowiła zostać tej nocy w lesie. Hermiona podeszła do łóżka i wyciągnęła spod niego ciemnobrązowy kufer. Dotychczas służył jej do przechowywania notatek i planów, lecz teraz złożyła w nim Księgę Ludzi Lasu. Zabezpieczyła go wieloma zaklęciami, aby chronić swoje skarby. Nie zwlekając dłużej, poszła do łazienki, aby doprowadzić się nieco do porządku i po niespełna piętnastu minutach wślizgnęła się do łóżka. Nie miała nawet siły myśleć o tym, czego dzisiaj dokonali. Ledwie jej głowa opadła na poduszkę, a odpłynęła.

Zapadła w głęboki sen, który niestety nie trwał zbyt długo. W pierwszej chwili Hermiona nie wiedziała, co się dzieje. Nie spała dłużej niż dwie godziny, gdy ktoś zaczął szarpać ją za rękę. Gdy sobie to uświadomiła, poderwała się do pozycji siedzącej. Nieprzytomnym wzrokiem omiotła sypialnie i wtedy usłyszała znajomy, piskliwy głosik.

– Panienko, panienko, szybko, musimy iść.

Błyskotka była rozgorączkowana, cały czas szarpała ją za rękę, jakby chciała ściągnąć ją z łóżka.

– Spokojnie, co się dzieje? – zapytała nadal zdezorientowana Hermiona, nie wiedząc nawet która jest godzina.

– Pani Riddle, ktoś ją zaatakował, bardzo źle, musimy iść.

Cała krew odpłynęła z twarzy Hermiony, a senność natychmiast minęła. Ktoś skrzywdził jej matkę.

– Ale jak, kto?

– Profesor Snape, musimy iść.

Hermiona nie dopytywała dłużej. Nie zaprzątając sobie głowy zmianą ubrań, czy butami, wybiegła z pokoju. Snape, od niego wszystkiego się dowie. Nie zwracając już uwagi na Błyskotkę, popędziła przez Pokój Wspólny na korytarz. Przeszło jej przez myśl, aby obudzić Dracona, lecz szybko porzuciła ten pomysł. „Bardzo źle”, te słowa odbijały się echem w jej głowie, gdy pędziła do gabinetu profesora. Nie mogła stracić Julianne, nie mogła stracić matki, zbyt krótko ją miała.

Nagle wszystko stało się bardzo szybko, poczuła, jak zaklęcie trafia ją w tył pleców, a ostatnie co zarejestrowała to upadek na zimną posadzkę, potem była już tylko ciemność.

10 komentarzy:

  1. Dziękuję za nowy rozdział ❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeden z najlepszych prezentów noworocznych. Dziękuję za nowy rozdział, nadzieja na dokończenie historii nie umiera :) Dużo weny w nowym roku :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję, tak bardzo na to czekałam ❤️

    OdpowiedzUsuń
  4. Najlepsza niespodzianka na rozpoczęcie Nowego Roku! 💛
    Dziękuję Ci bardzo za tak super prezent! 😊
    Co do samego rozdziału, to jest on bardzo trzymający w napięciu, z takim zakończeniem, które zdecydowanie zostawia po sobie ogromny apetyt na więcej. 😅
    Nie mogę się już doczekać kolejnych rozdziałów. 😍

    Wszystkiego co najlepsze w tym Nowym Roku, dużo zdrowia, radości I szczęścia na co dzień, a także nieskończonych pokładów winy! 🥳🩷🙆‍♀️
    Z.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz się zorientowałam, że zamiast 'weny' autokorekta poprawiła mi na 'winy'. 😅
      Oczywiście chciałam Ci życzyć, nieskończonych pokładów WENY. 😅🙆‍♀️😊

      Usuń
  5. Próbowałam przeczytać ten rozdział już w Sylwestrową noc, ale ciągle ktoś mi przerywał i w końcu odłożyłam czytanie na później. Ale przeczytałam go i powiem, że było warto czekać.
    Przez cały czas zastanawiałam się, co wydarzy się w kolejnym rozdziale, wymyślałam własne scenariusze i oczywiście nic co wymyśliłam nie miało miejsca w tym, co Ty napisałaś. Ale to dobrze, bo rozdział był świetny, a końcówka była dużym zaskoczeniem. Zastanawiam się ciągle kto rzucił zaklęciem w Hermione. Albus jest najbardziej podejrzany, ale znając Twój styl i budowanie napięcia, równie dobrze mógłby to być Adrian, chcący ucieleśnić wszystkie swoje dotychczasowe groźby. Mogłaby to być Pansy, przecież oskarżała Hermione o rozpad związku z Blaisem. Naprawdę mnie to ciekawi. Nie mogę się doczekać, by poznać zakończenie tej historii. Choć pewnie po jej zakończeniu będę przychodzić tu co kilka tygodni i znów zaczytywać się w tą historię od początku, żałując, że nie ma ciągu dalszego. Ale to nic, będę przeżywać to później.
    Teraz chciałabym życzyć Ci wszystkiego dobrego, żeby ten rok był dla Ciebie wspaniały i bezproblemowy (albo przynajmniej z problemami małej wagi!). Życzę również dużo zdrowia, bo jego nigdy za dużo. I mnóstwo weny!💕

    OdpowiedzUsuń
  6. Niesamowita niespodzianka po tylu latach. Tak bardzo się cieszę, że mogłam przeczytać kolejny rozdział Demonów.
    Wszystkiego dobrego na nowy rok. ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń

  7. Tak długo czekałem na nowy rozdział i było warto ❤️Chyba jedyny facet na tym blogu,pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  8. Kiedy nowy rozdział? Pozdrawiam
    :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Kiedy planujesz nowy rozdział? 🙏 muszę się nastawić psychicznie haahha

    OdpowiedzUsuń