Hermiona
zaczęła się niespokojnie kręcić po łóżku, aż w końcu otworzyła oczy. Przez
chwilę nie wiedziała, co się dzieje. Leżała na pościelonym łóżku w ubraniach, a
obok niej Noctis. Nawet nie pamiętała, kiedy zasnęła. Zegary wskazywały szóstą
trzydzieści. Powinna się szybko ogarnąć, aby spędzić jak najwięcej czasu u
Dracona.
Hermionie
wystarczyło piętnaście minut, aby w pełnym rynsztunku opuścić pokój. Zapukała
do sąsiednich drzwi, mając nadzieję, że panowie już nie śpią. O dziwo drzwi w
pełnym rynsztunku otworzył jej Blaise.
—
Cześć, dobrze, że jesteś. Wybieraliśmy się po ciebie. Zgarniemy tylko
dziewczyny i idziemy na śniadanie.
—
Ale…
Hermiona
już chciała zaprotestować, że nie jest głodna i może od razu iść do Dracona,
lecz zdradziło ją głośnie burczenie w brzuchu.
—
Zgaduję, że od poprzedniego śniadania nic nie jadłaś, więc proszę bez
sprzeciwów. Draco nam łby pourywa, jak się dowie, że o ciebie nie dbamy.
Blaise
puścił do Hermiony oczko, czym wywołał na jej twarzy nikły uśmiech. On nie
myślał, co będzie, jeśli Draco się nie obudzi, lecz co zrobi, gdy do nich
wróci. Ta myśl i ją podniosła na duchu.
—
Nott, rusz się! Jesteśmy głodni!
Zawołał
nagle Blaise, gdyż jego zdaniem przyjaciel zanadto się ociągał.
—
Nie drzyj się, idioto, stoję dwa metry od ciebie. Cześć.
Teodor
dołączył do Blaise’a i Hermiony, więc mogli iść po dziewczyny. W drodze na
śniadanie tylko panna Riddle się nie odzywała. Nie potrafiła się na niczym
skupić, nawet zwykłej rozmowie. W głowie siedziało jej tylko to, w jakim stanie
będzie dziś Draco.
Dopiero
w Wielkiej Sali coś przykuło jej uwagę. Przy podium dla nauczycieli w
towarzystwie Snape’a stali państwo Malfoy.
—
Myślicie, że ich wezwali, bo Draconowi się pogorszyło?
Palnęła
bez zastanowienia Pansy, przez co Dafne spojrzała na nią karcąco. Było jednak
za późno. Hermiona zatrzymała się gwałtownie, czując, że nie może oddychać.
Spadała w przepaść, czekając, aż roztrzaska się o skały. Jeśli Parkinson ma
rację, po tym upadku nie pozbiera się już nigdy.
—
Hej, spokojnie, gdyby mu się pogorszyło, nie staliby tu tak spokojnie. Snape
miał ich wezwać już wczoraj. Z Draconem na pewno wszystko w porządku.
Teodor
za wszelką cenę starał się uspokoić Hermionę. Nie wyobrażał sobie sytuacji,
kiedy dostaje ataku histerii, z którym tylko Draco potrafił sobie radzić.
Hermiona
przytaknęła, choć nadal ciężko oddychała. Głosy w jej głowie nieustanie
szeptały, że go stracił, że Dracona nie ma już pośród nich, a demony wracają do
władzy.
—
Usiądźmy, zjedzmy coś i pójdziemy do Dracona.
Przez
chwilę Hermiona nie reagowała, aż w końcu – ku uldze Teodora – ruszyła do
stolika. Ten odczekał chwilę, po czym szeptem zwrócił się do Pansy.
—
Zastanów się czasem, zanim coś powiesz, a najlepiej ugryź w język.
Pansy
nie była w stanie nawet się obronić, ponieważ Teodor ruszył za Hermioną, a wraz
z nim Dafne.
—
Delikatna się znalazła. Nie tylko ona się martwi, a jakoś nikt nie odstawia
takiej szopki.
Oburzenie
Pansy nie spotkało się ze zrozumieniem ani przyjaciółki, ani chłopaka. Blaise
był wręcz rozczarowany. Pansy nie brakowało wad, ale nie posądzał jej o taką
obojętność. Mogła nie przepadać z Hermioną, ale podłością było oceniać ją w
zaistniałej sytuacji.
—
Gdybym to ja leżał na miejscu Dracona, też byś do tego tak lekko podchodziła?
Zapytał
z wyrzutem Blaise, przez co Pansy spojrzała na niego zdziwiona.
—
Oczywiście, że nie, ale ona robi to wszystko na pokaz, żeby zwrócić na siebie
uwagę. Nie widzisz tego?
—
Nie bądź śmieszna. Nie masz pojęcia, co ona teraz przechodzi, bo ciebie nie obchodzi
nic poza czubkiem własnego nosa.
Blaise
nie zamierzał dłużej dyskutować ze swoją dziewczyną. Uderzyło go to, jak zimna
potrafi być. Jak mogła zrzucać Hermionie, że w takiej chwili robi coś na pokaz?
Ta dziewczyna cierpiała i radziła sobie z tym gorzej niż oni. Sam, gdyby nie
resztki silnej woli najchętniej krzyczałby i przeklinał, aby tylko wyrzucić z
siebie ten strach i ból.
Pansy
nie potrafiła tego pojąć, co poważnie go zmartwiło. Bagatelizował wcześniejsze
sygnały. Nie przywiązywał do tego wagi, był po prostu zauroczony. Z całej trójki
tylko Pansy nad sobą nie pracowała. Niegdyś aroganckie i wyniosłe przyjaciółki,
przeszły nadzwyczajną metamorfozę.
Dafne
dzięki przyjaźni z Hermioną stała się istnym aniołem, który zupełnie zwrócił w
głowie Teodorowi. Nawet Tracey wyszła na ludzi. Znajomość z Wiliamem jakby ją
wyciszyła i poukładała w głowie. Ktoś, kto poznał ją teraz, nigdy by nie
uwierzył w to, co robiła kiedyś.
Wyjątkiem
pozostawała Pansy – wyniosła, rozpieszczona panna z dobrego domu. Oburzał się,
gdy Draco mu powtarzał, że Pansy to zepsuta dziewczyna. Zależało mu na niej,
ale dziś po raz pierwszy zaczął się zastanawiać, czy dobrze zrobił, wiążąc się
z nią.
—
Blaise, nie wygłupiaj się!
Zawołała
za oddalającym się chłopakiem Pansy, lecz ten nawet się nie odwrócił. Usiadł
obok Teodora i jak gdyby nigdy nic zaczął z nim rozmawiać.
—
Ty to widziałaś?
Zapytała
z niedowierzaniem Pansy. Wyglądało na to, że po raz pierwszy podczas trwania
ich związku naprawdę się pokłócili i to z powodu tej cholernej Riddle.
—
Jest zestresowany przez ten wypadek, odpuść mu.
—
Wspaniale, czyli to ja jestem ta zła.
—
A ty dokąd?
Zapytała
Tracey, gdy przyjaciółka ruszyła w kierunku wyjścia z Wielkiej Sali.
—
Straciłam apetyt.
Odpowiedziała
zagniewana Pansy. Wszyscy zwrócili się przeciwko niej, jakby co najmniej to ona
zrzuciła Dracona z tej przeklętej miotły. Jeśli dalej zamierzają się tak
zachowywać, ona nie musi z nimi rozmawiać.
♥
♥ ♥ ♥ ♥
Państwo
Malfoy prosto z Wielkiej Sali udali się do Skrzydła Szpitalnego. Przez ich
wyjazd wieść o wypadku syna dotarła do nich dopiero dzisiaj. Bezzwłocznie po
jej otrzymaniu udali się do Hogwartu. Z listu Severusa wynikało, że ich syn
jest w naprawdę ciężkim stanie. Oboje wydawali się spokojni, lecz w środku
drżeli w obawie o jedyne dziecko.
Maski
jednak opadły, gdy go zobaczyli. Leżał w łóżku szpitalnym cały w bandażach.
Narcyza zasłoniła usta dłońmi, podchodząc do niego. Dotknęła ręki Dracona,
czując nienaturalne zimno.
—
Mój syn.
Szepnęła
łamiącym się głosem. Żadna matka nie potrafiła patrzeć obojętnie na krzywdę
swojego dziecka. W takich chwilach nie liczyły się pochodzenie, czy maniery.
—
Na pewno nie powinien leżeć w Mungu?
Zapytał
Lucjusz, gdy i oni z Severusem podeszli do Dracona.
—
Zbadał go sztab magomedyków i zgodnie stwierdzili, że w jego stanie żadne
podróże nie wchodzą w grę. Ma tu wszystko, co potrzebne, a niebawem ktoś
przybędzie, aby go zbadać.
Lucjusz
przytaknął tylko, podchodząc do żony. Położył jej ręce na ramionach, ściskając
je delikatnie. Rozumieli się bez słów.
Nagle
dłoń, za którą trzymała syna Narcyza, poruszyła się. Kobieta natychmiast na nią
spojrzała, aby upewnić się, że to nie wyobraźnia płata jej figle. Ku jej
radości Draco wyprostował palce.
—
Poruszył się, poruszył dłonią.
Oznajmiła
rozentuzjazmowana kobieta, przysuwając się możliwie jak najbliżej syna. Panowie
wydawali się bardziej sceptyczni. Jedne ruch palcami jeszcze niczego nie oznaczał.
Żaden z nich nie miał jednak sumienia, powiedzieć o tym uradowanej Narcyzie.
—
Draco, słyszysz mnie? Proszę cię, synu, daj jakiś znak, jeśli mnie słyszysz.
Z
usta Dracona wydobył się niewyraźny jęk, a jego powieki zaczęły drżeć. Teraz
również panowie zaczęli mu się bacznie przyglądać. Wszystko wskazywało na to,
że Draco naprawdę się budzi.
—
Idę po panią Pomfrey.
Oznajmił
Snape, pospiesznie się oddalając. Państwo Malfoy z radością patrzyli na swojego
syna, który zaczynał się wybudzać. Teraz musiało być już lepiej, najważniejsze,
że do nich wracał.
Draco
czuł się kompletnie skołowany. Od momentu, w którym złapał znicz, nie pamiętał
zupełnie nic, tylko ciemność. Nie wiedział nawet, gdzie się znajduje. Wszystko
niemiłosiernie go bolało, zwłaszcza głowa. Trudność sprawiło mu nawet uchylenie
powiek. Chciał coś powiedzieć, ale zeschnięte na wiór gardło mu to
uniemożliwiło. Co tu się do cholery działo?
—
Draco?
Czy
to był głos jego matki? Co ona tu robiła? Przecież był w Hogwarcie, a nie w
domu.
—
Proszę się odsunąć od łóżka, muszę go zbadać.
Pani
Pomfrey, to mogło oznaczać tylko jedno, z nieznanych mu przyczyn trafił do
Skrzydła Szpitalnego. Na meczu jednak coś musiało pójść nie tak. To by
wyjaśniało, dlaczego czuł się, jakby stratowało go stado hipogryfów. Ktoś
zaczął go dotykać, uchylił mu jedno oko i zaświecił w nie czymś. Jasne światło
wywołało u niego ostry ból, przez co skrzywił się i próbował zaprotestować,
lecz wyszedł z tego tylko przeciągły jęk.
—
Państwa syn jest bardzo słaby, ale wraca do nas. Podam mu kilka eliksirów i
powinien poczuć się nieco lepiej.
Pani
Pomfrey rozchylił usta pacjenta i zaczęła mu podawać odpowiednie specyfiki. W
smaku były obrzydliwe, ale Draco poczuł ulgę, gdy cokolwiek płynnego zwilżyło
jego gardło.
Eliksiry
zaczęły działać już po kilku chwilach. Po ciele Dracona zaczęło się rozchodzić
pokrzepiające ciepło. Postanowił ponowić próbę otworzenia oczu. W pierwszej
chwili oślepiło go światło, zaczął jednak mrugać, aż w końcu przyzwyczaił się
do jasności. Na tyle, na ile pozwalał mu kołnierz, spojrzał w prawo, gdzie
ujrzał swoich rodziców. Po drugiej stronie gapili się na niego Snape i Pomfrey.
—
Jak się pan czuje, panie Malfoy?
—
Wody.
Powiedział
z trudem ochrypłym głosem Draco. Ku jego uldze został zrozumiany. Pani Pomfrey
nalała szklankę wody i przysunęła mu ją do ust. Pił powoli, jednak opróżnił
całe naczynie. Dopiero teraz poczuł, że może powiedzieć coś więcej.
—
Co ja tu robię?
Ta
kwestia zastanawiała go najbardziej. Bezskutecznie próbował sobie przypomnieć,
co stało się na meczu. Mógł liczyć tylko na relacje osób trzecich.
—
Miałeś wypadek podczas meczu. Rozpędzony wpadłeś na drewnianą belę.
W
głowie Dracona pojawiło się wspomnienie, w którym Potter krzyczy, żeby się
zatrzymał. Potem tylko ciemność. To takie frustrujące czegoś nie pamiętać.
—
Co mi tak właściwie jest?
—
Podczas wypadku przebił pan nogę fragmentem miotły, złamał rękę, potłukł kręgosłup
i doszło do pęknięcia czaszki. Poskładaliśmy pana, a skora pan się obudził,
również z głową powinno być lepiej. Niebawem przybędą magomedycy z Munga, wtedy
dokładnie pana zbadamy.
Słowa
pani Pomfrey sprawiły, że Draco czuł się jeszcze bardziej skołowany. Wynikało z
nich, że naprawdę mocno się poturbował, a jego wspaniała miotła została
zniszczona.
—
Naprawdę nas wystraszyłeś.
Draco
spojrzał na swoją zatroskaną matkę, która pogładziła go po policzku. Jej
porcelanowa maska opadła, a on wiedział, że mówiła prawdę. Musiało być z nim
naprawdę źle, skoro nawet jego powściągliwa rodzina się martwiła i przybyła do
Hogwartu.
Niespodziewanie
drzwi wejściowe otworzyły się. Zgromadzeni spojrzeli w ich kierunku. Do
pomieszczenia weszła Hermiona, dopiero po chwili zauważając, że Draco ma gości.
—
Przepraszam, ja…
Już
chciała powiedzieć, że przyjdzie później, lecz wtedy jej wzrok padł na Dracona
i natychmiast umilkła. Patrzył na nią, miał otwarte oczy, uśmiechał się, był
przytomny.
—
Cześć, mała.
Dopiero
jego głos sprowadził ją na ziemię.
Obudził się, co oznaczało, że jego stan się polepszył. Nie potrafiła
wyrazić, jak ogromną ulgę poczuła. Jej oczy zaszły łzami, lecz tym razem
szczęścia. Nie dbała o to, że po raz kolejny w przeciągu dwóch dni płacze. To
jedyny bezpieczny sposób na danie upustu emocjom, które się w niej gromadziły.
Otrząsnąwszy
się, Hermiona podeszła do łóżka Dracona.
—
Dzień dobry.
Przywitała
się z państwem Malfoy, którzy zrobili dla niej miejsce.
—
Obudziłeś się.
—
Przecież nie mogłem spać wiecznie.
—
Bałam się, że jednak możesz.
Wyznała
drżącym głosem Hermiona. Być może zachowywała się, jak histeryczka, ale nie
potrafiła sobie inaczej poradzić. Nigdy na nikim jej tak nie zależało, nie
zmagała się z poczuciem straty, czy z tak silnym lękiem o drugiego człowieka.
Myśl, że mogłaby stracić Dracona, doprowadzała ją do szaleństwa.
—
Hej, no co ty, jedna belka to za mało, żeby mnie wyeliminować.
Draco
z lekkim trudem wyciągnął zdrową rękę, którą Hermiona natychmiast ujęła.
—
Sama tu mam nadzieję, nie przyszłaś?
Zapytał
Draco, chcąc odpędzić myśli Hermiony od trosk. Nie chciał dostarczać jej
zmartwień, więc wolał przemilczeć, że jej stan, obecność rodziców i słowa pani
Pomfrey i jego przestraszyły. Mógł umrzeć, po prostu zniknąć z tego świata.
—
Nie, Blaise i Teodor czekają na zewnątrz. Pójdę po nich.
—
Czekaj.
Powstrzymał
ją Draco, chcąc zrobić przyjaciołom lepszą niespodziankę.
—
Zabini, Nott.
Draco
nie bez trudu najgłośniej jak aktualnie mógł, wypowiedział nazwiska kumpli,
mając nadzieję, że ci go usłyszą. Nie zawiódł się. Nie minęło kilka sekund, gdy
drzwi otworzyły się na oścież, a w nich stanął Blaise.
—
Mordo ty moja, żyjesz!
Krzyknął
uradowany Zabini, podbiegając do przyjaciela.
—
Daj pyska, blondasku.
Draco
nie zdążył zaprotestować, a tym bardziej powstrzymać przyjaciela. Blaise ujął
jego twarz w dłonie i ucałował w oba policzki.
—
Zabini, w gipsie, czy bez oberwiesz, jeśli jeszcze raz mnie pocałujesz.
—
Wrócił, nic mu się nie pomieszało w głowie.
Entuzjazm
Blaise był zaraźliwy. Nie potrafił pohamować swojej radości. Od wczoraj żyli w
ciągłym stresie i strachu, a teraz Draco się obudził, pyskował, groził mu.
Wszystko wróciło do normy.
—
Witaj z powrotem, stary.
Przez
Blaise’a nikt nie zwrócił uwagę, że i Teodor wszedł do pomieszczenia, stając po
drugiej stronie Hermiony.
—
Żadnego całowania.
—
Możesz co najwyżej pomarzyć.
—
Dobrze, wystarczy. Pan Malfoy musi odpoczywać, a poza tym zaraz tu będą
magomedycy, więc proszę wszystkich o wyjście.
—
Zaczekaj chwilę, mała.
Powiedział
Draco, na co Hermiona skinęła głową, stając w nogach łóżka, aby dać innym
możliwość pożegnania się z Draconem.
—
Wracaj do zdrowia, synu.
Powiedziała
Narcyza, całując Dracona w policzek. Była o wiele spokojniejsza, wiedząc, że
jej dziecko dochodzi do siebie.
—
Uważaj na siebie, Draco.
Ojciec
ograniczył się do poklepania syna po ramieniu, ale ten nie oczekiwał od niego
więcej. Sam fakt, że rodzice przyjechali, bardzo wiele dla niego znaczył. Mogli
być surowi i zdystansowani, ale szczerze go kochali.
—
Jak wyjdziesz, to ci zrobimy taką imprezę, że…
Głośne
chrząknięcie Teodora, który domyślał się, co Blaise chce powiedzieć, sprawiło,
że ten zreflektował się w ostatniej chwili.
—
…sok dyniowy będzie się lał strumieniami, będziemy czytać i…
—
Idź już, Zabini, bo łeb mi zaczyna pękać.
Draco
uciął bełkot kolegi. Nie miał na to siły. Te kilkanaście minut świadomości
mocno go zmęczyło. Oczy niemal same mu się zamykały.
—
Zabieram go, a ty się trzymaj,
Teodor
złapał Blaise’a za koszulę i pociągnął w stronę drzwi. Za nimi podążył Snape, a
w pomieszczeniu zostali już tylko Draco, Hermiona i pani Pomfrey.
—
Panią również proszę o wyjście.
—
Może nam pani dać pięć minut?
Pani
Pomfrey spojrzała najpierw na Dracona, następnie na Hermionę. Zmarszczyła
podejrzliwie brwi, lecz w końcu zabrała głos.
—
Pięć minut i ani sekundy więcej.
Draco
odczekał, aż kobieta zniknie w swoim gabinecie. Dopiero wtedy zwrócił się do
Hermiony.
—
Dobrze się czujesz?
Zapytał
z troską, przyglądając się jej twarzy. Zapuchnięte i zaczerwienione oczy jasno
dały mu do zrozumienia, że płakała. Nie chciał pytać wprost, ale bał się, że
odreagowywała to wszystko w dawny sposób. Tym razem w chwili słabości nie mógł
być przy niej, aby między innymi jej pilnować.
—
Tak, po prostu strasznie się bałam, że już się nie obudzisz. Przez cały czas
ani drgnąłeś, a oni mówili…
—
Już, daj spokój. Nic mi nie jest i nie będzie. Niedługo będziemy się z tego
śmiać.
Hermiona
przyglądała się Draconowi z niespotykaną wręcz dla siebie czułością. Ten wypadek
obudził w niej coś dziwnego. Niejednokrotnie bała się, że straci Dracona,
ponieważ ten nie będzie w stanie z nią wytrzymać. Nigdy nie brała jednak pod
uwagę, że może zniknąć z jej życia, zakończywszy swoje. Rodziło się w niej
uczucie, którego nie rozumiała, a przede wszystkim się go bała. Im mocniej
człowiek czuł, tym łatwiej było go skrzywdzić.
—
I tak masz szlaban na miotłę.
—
Jak na razie z tego, co zrozumiałem, nie mam miotły.
—
Chociaż tyle dobrego.
Draco
spojrzał na Hermionę spod byka, lecz uraza szybko minęła, gdy dostrzegł na jej
twarzy uśmiech.
—
Muszę iść, bo pani Pomfrey zaraz mnie wyrzuci.
Powiedziała
niechętnie Hermiona. Pochyliła się nad Draconem, całując go w policzek.
—
Trzymaj się.
Szepnęła
mu do ucha, po czym skierowała się do drzwi. Pomachała mu jeszcze przy nich, po
czym wyszła. Zdziwiła się, zastając na korytarzu Blaise’a i Teodora.
—
Chyba nie myślałaś, że o tobie zapomnimy. Draco gotów nas uszkodzić tym swoim
gustownym gipsem, a przecież nie może się denerwować.
Hermiona
mimowolnie się zaśmiała. Wszystko wróciło do normy, gdy Draco otworzył oczy.
♥
♥ ♥ ♥ ♥
Hermiona,
Teodor i Blaise jak co dzień zmierzali do Skrzydła Szpitalnego. Starali się
bywać tam jak najczęściej, aby umilić Draconowi pobyt, co wcale nie było takie
proste. Gdy tylko ten odzyskał siły, czyli po jakichś dwóch dniach zaczęło się
marudzenie. Chory niemiłosiernie się nudził i uważał, że leży tu na próżno.
Hermiona i reszta dzielnie to znosili, choć mieli ochotę go udusić.
Dziś
jednak nieco się martwili. Draco leżał w skrzydle już szósty dzień. Dziś rano
mieli go zbadać magomedycy i ocenić, czy w pełni doszedł już do siebie. Od ich
opinii zależał udział Dracona w wypadzie nad jezioro, który miał się rozpocząć
w ten poniedziałek, czyli pojutrze. Nieobecność Dracona wiązała się z
rezygnacją Hermiony, a znaczna część nie wyobrażała sobie wyjazdu bez tej
dwójki.
—
W razie czego przekupujemy magomedyków albo lepiej porywamy Dracona.
Blaise
snuł różne plany, co zrobią, gdyby nie pozwolono Draconowi jechać. Nie
wyobrażał sobie tego wyjazdu bez najlepszego kumpla.
—
A jak coś mu się stanie, to nie wiem, kto się nim zajmie.
—
Jak to kto, nasz pani magomedyk.
Powiedział
Blaise, dokonując prezentacji Hermiony, która pokręciła jedynie z rozbawieniem
głową. Zabiniemu nie można było odmówić poczucia humoru. Przez ten tydzień
spędziła z nim i Teodorem sporo czasu. Przejęli obowiązki Dracona i
towarzyszyli jej w ciągu dnia, na zmianę odbierając z zajęć, na które
uczęszczała tylko ona.
Musiała
przyznać, że przez ten czas nieco bardziej przekonała się do Blaise’a. Miał
swoje dziwactwa, ale w zasadzie zwykle bardziej ją one bawiły, niż denerwowały.
Zyskał w jej oczach przede wszystkim tym, że gdy sytuacja tego wymagała,
potrafił się zachować poważnie, wręcz swoim optymizmem i spokojem podnosił ją
na duchu.
Ślizgoni
nie kontynuowali rozmowy, ponieważ dotarli do Skrzydła Szpitalnego, gdzie
przywitał ich zniecierpliwiony Draco.
—
Gdzie wy byliście? Ja tu czekam i czekam.
—
Przyszliśmy zaraz po śniadaniu, więc się nie gorączkuj.
—
Super, tylko ja chce już stąd wyjść.
—
Wypisali cię?
Zapytała
z nadzieją Hermiona. To by oznaczało, że Draco wrócił do zdrowia i już nic mu
nie zagraża. Poza tym wiedziała, jak bardzo chce jechać nad jezioro i jak
wielkie byłoby jego rozczarowanie, gdyby okazało się to niemożliwe.
—
Tak, męczyli mnie jakieś pół godziny, ale zgodnie stwierdzili, że nic mi nie
jest.
—
Czyli jezioro…?
—
Jedziemy!
Blaise
i Draco przybili sobie piątki. Obaj byli największymi entuzjastami tego
wyjazdu, więc nieobecność chociażby jednego z nich wiązałaby się z dużym
rozczarowaniem.
—
Właśnie, potrzebuję ubrań, bo mogę stąd wyjść, ale nie będę paradował w
piżamie.
—
Oczywiście, przyjacielu, my ci z Teodorem coś ogarniemy.
Draco
spojrzał podejrzliwie na Blaise’a, który pociągnął Teodora za rękaw, kierując
się w stronę drzwi.
—
Jak mi przyniesiecie kieckę albo inne dziadostwo, to was zabiję.
—
O co ty mnie posądzasz? Nigdy w życiu.
Rzucił
tylko Blaise, nim z Teodorem opuścili Skrzydło Szpitalne.
—
To teraz gadaj, co wymyśliłeś?
Zapytał
Teodor, gdy znaleźli się już na korytarzu. Nigdy nie uwierzy, że w głowie Zabiniego nie zrodził się jakiś
szatański pomysł.
—
Jak to co, trzeba zrobić imprezę powitalną i z okazji wygranej.
—
Nie wiem, czy to taki dobry pomysł, Draco dopiero stanął na nogi.
—
Hermiona go przypilnuje, a przyda mu się trochę rozrywki.
Teodor
sam w to nie wierzył, ale Blaise mógł mieć rację. Dracona pozwolono odwiedzać
tylko małymi grupami, a zwykle była to ich trójka. Leżał tam sam, znudzony i z
pewnością ucieszyłby się ze spotkania z innymi znajomymi, zwłaszcza na imprezie
dla niego.
—
Niech będzie, pomogę ci.
♥
♥ ♥ ♥ ♥
—
Uwaga, uwaga będę przemawiał!
Z
tymi słowami wparował do salonu Blaise. Ku jego radości znajdowało się tu
większość Ślizgonów.
—
Za dwadzieścia minut odbędzie się tu impreza z okazji zdobycia pucharu i
wydobrzenia Dracona. Macie się wszyscy ogarnąć i być w salonie w pełnym
rynsztunku, jak z nim wrócę.
Komunikat
Blaise’a spotkał się z dużym entuzjazmem. Ludzie zaczęli kierować się do swoich
dormitoriów, ponieważ czas ich naglił. Do chłopaków podeszły cztery osoby:
Dafne, Pansy, Wiliam i Tracey.
—
A wy z kolei musicie nam pomóc. Teodor idzie do kuchni ogarnąć jakieś jedzenie.
—
Hermiona ma w Hogwarcie skrzatkę, na pewno chętnie pomoże.
—
I to są cenne informacje, Dafne. Pójdziesz z Teodorem i załatwicie to. Tylko
grzecznie mi tam.
Teodor
popukał się w czoło, wywołując tym samym u Blaise’a jeszcze większe
rozbawienie. Postanowił jednak nie komentować zachowania przyjaciela. Oboje z
Dafne opuścili salon, aby wykonać swoje zadanie.
—
Wy za to możecie tu trochę ogarnąć: poprzestawiać meble, jakieś prowizoryczne
dekoracje, czy coś, a i jakaś muzyka by się przydała.
—
Oczywiście.
Wiliam
i Tracey od razu zabrali się do pracy, tylko Pansy nie ruszyła się z miejsca.
—
Myślałam, że spędzimy ten dzień razem.
Powiedziała,
nie kryjąc rozczarowania. Pomiędzy nią i Blaise’em działo się coś niedobrego.
Od wypadku Dracona zachowywał się bardzo dziwnie. Unikał jej, a nawet gdy
spędzali razem czas, był nieswój. Nieustannie przesiadywał w Skrzydle
Szpitalnym lub z Nottem i Riddle. Sądziła, że przynajmniej dzisiaj poświęci jej
nieco uwagi, ale nie, on sobie wymyślił imprezę.
—
Draco wychodzi, więc to chyba normalne, że chcemy to uczcić.
—
A pomyślałeś o mnie?
Blaise
westchną ciężko. Pansy znowu zaczynała swoje gadanie. Od ich kłótni dzień po
wypadku Dracona zaczął zwracać większą uwagę na zachowanie swojej dziewczyny.
Wszystko musiało się kręcić wokół niej, a gdy było inaczej, zaczynały się
pretensje. Jak mógł, nie zauważyć tego wcześniej? Nie chciało mu się wierzyć,
że Pansy zmieniała się z dnia na dzień. Dafne i Tracey pytały o Dracona, kilka
razy nawet go odwiedziły. Pansy zjawiła się raz i to tylko po to, żeby potem
suszyć mu głowę, że przecież Draco czuje się już dobrze i nie musi cały czas u
niego przesiadywać. To nie było normalne.
—
Nie, Pansy, bo mój najlepszy przyjaciel omal nie zginął, a ty masz to gdzieś.
Blaise
uznawszy tę rozmowę za zakończoną, skierował się do dormitorium. Pansy jednak
nie zamierzała tak łatwo odpuścić.
—
Blaise, stój. Nie możesz sobie tak po prostu pójść.
—
Spieszę się, Pansy.
—
Jak ty mnie w ogóle traktujesz? Wszystko jest ważniejsze ode mnie! Ty mnie
jeszcze w ogóle kochasz?
—
Nie mam czasu, zobaczymy się później.
Blaise
zniknął za zakrętem, zostawiając rozgniewaną Pansy samą. To straszne, ale miał
jej po prostu dość: ciągłego narzekania, znieczulicy. Jakby ktoś wylał mu kubeł
zimnej wody na głowę, otwierając tym samym oczy.
♥
♥ ♥ ♥ ♥
—
Szyłeś te ubrania, czy jak?
Zapytał
z wyrzutem Draco, gdy Blaise wrócił do nich po prawie pół godziny. Chciał się
stąd jak najszybciej wynieść, a Zabini tylko odwlekał ten moment.
—
Nie gorączkuj się tak.
Uspokoił
przyjaciela Blaise, podając mu rzeczy. Odsunął niedawną sprzeczkę z Pansy na
bok, to miał być dzień Dracona i nic tego nie zniszczy.
Draco
wziął ubrania i wstał z łóżka. Czuł się nieco niepewnie, ale na tyle stabilnie,
aby wiedzieć, że się nie przewróci. To leżenie naprawdę go osłabiło. Nie
zważając na to, zaczął się jednak ubierać.
Hermiona
odruchowo stanęła bokiem, odwracając wzrok. Krępowała ją nagość, nawet
częściowa. Tego jeszcze nie potrafiła w sobie zwalczyć.
—
Cholera.
Mruknął
po jakimś czasie Draco, przez co Hermiona na niego spojrzała. Stał już w
spodniach, ale mocował się z guzikami koszuli. Połamana niedawno ręka, która do
niedzieli miała pozostać w gipsie i palce w opatrunkach, okazały się
nieodpowiednie do zapinania małych guzików.
—
Nie mogłeś, przynieś czegoś bez tego cholerstwa?
Warknął
na przyjaciela Draco, na co ten rozłożył bezradne ręce.
—
Wziąłem, co było pod ręką.
Draco
nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ stanęła przed nim Hermiona.
—
Zaczekaj, pomogę ci.
Draco
posłusznie odsunął ręce, obserwując, jak Hermiona ujmuje poły jego koszuli,
zaczynając od dołu. Niemal czuł jej dłonie na podbrzuszu. Przeszedł go dziwny
dreszcz, który Hermiona poczuła. Spojrzała na niego pytająco, lecz Draco tylko
na nią patrzył. W jego spojrzeniu było coś, co sprawiło, że jej policzki
poróżowiały. Jakby w jednej chwili wytworzyło się pomiędzy nimi dziwne
przyciąganie.
—
Może ja wam jednak dam jeszcze chwilę?
Słysząc
głos Blaise’a, Hermiona niemal podskoczyła, a jej policzki stały się purpurowe.
Czuła się, jakby przyłapano ich w intymnej sytuacji. Pospiesznie dokończyła
zapinanie koszuli Dracona i odsunęła się o krok.
—
Pójdę po panią Pomfrey.
Powiedziała,
pospiesznie się oddalając. Draco spojrzał za to z wyrzutem na Blaise’a.
—
No co, chciałem dobrze.
Bronił
się Zabini, co wcale nie przemawiało do Dracona.
—
To coś ci nie wyszło.
—
No weź, pojutrze będziemy nad jeziorem, a tam romantyczny klimat, czas tylko we
dwoje.
Draco
pokręcił z politowaniem głową, lecz musiał przyznać, że Blaise miał trochę
racji. Bardzo liczył na ten wyjazd, głównie dlatego, aby spędzić więcej czasu z
Riddle. Ich życie kręciło się wokół Księgi Ludzi Lasu, a tam będą od niej z
dala.
Hermiona
wróciła z panią Pomfrey, gdy Draco był już gotowy do wyjścia.
—
Tak, jak mówili magomedycy, proszę na siebie uważać, panie Malfoy. Wszystkie
eliksiry i maści ma panna Riddle, zobowiązała się pana dopilnować.
—
Dziękuję.
Pani
Pomfrey wróciła do siebie, a Ślizgoni ku radości Dracona wreszcie opuścili
Skrzydło Szpitalne. Jeszcze dzień i postradałby tu zmysły.
Będąc
już w lochach, Blaise podał hasło i otworzył przed parą przejście. Nie
spodziewający się niczego Draco i Hermiona weszli do środka.
—
Niespodzianka!
Krzyknęli
wychowankowie Domu Węża, po czym zaczęli bić brawo. Zaskoczony Draco rozglądał
się z niedowierzaniem, obserwując zbliżających się do niego ludzi. Wszyscy
klepali go po ramionach, ściskali dłoń, gratulowali wygranej, życzyli pełnego
powrotu do zdrowia. Był po prostu oszołomiony. Dopiero gdy podeszli do niego
Teodor i Dafne, zdołał zabrać głos.
—
Co tu się dzieje?
—
Patrzysz na jeden z nielicznych przebłysków Zabiniego. Uznał, że skoro do nas
wracasz, trzeba to uczcić, a poza tym nie świętowaliśmy jeszcze wygranej.
—
Coś ci w końcu wyszło.
—
Chciałeś powiedzieć, dziękuję ci o wielki Blaise’ie, mój najlepszy przyjacielu.
—
Mniej więcej.
—
Wzruszyłem się, ale teraz chodźmy usiąść.
Blaise
ruszył przodem, prowadząc resztę do ich ulubionego miejsca przy kominku. Tam
siedzieli już Tracey, Wiliam i Pansy.
—
Witaj z powrotem.
Wiliam
wstał, aby uścisnąć Draconowi rękę, co ten uczynił z uśmiechem. W zasadzie ten
Marson nie jest taki zły, o ile nie spoufal się zanadto Riddle.
—
Cieszę się, że już wszystko z tobą w porządku.
Powiedziała
Tracey, po czym krótko uścisnęła Dracona. Oboje czuli, że ich relacja w końcu
wygląda normalnie. Znaleźli swoje szczęście i mogli zapomnieć o dawnych
nieporozumieniach.
Tylko
Pansy nie podeszła do Dracona. Siedziała naburmuszona na kanapie, gdzie usiedli
również Wiliam i Tracey. Draco i Hermiona usadowili się naprzeciwko nich wraz z
Teodorem i Dafne. Pansy zgryzła zęby, gdy Blaise, zamiast dołączyć do niej,
usiadł na fotelu przy końcu kanapy, gdzie siedziała Riddle. Za wszelką cenę
usiłował ją upokorzyć.
—
Hermiona, podziękuj od nas jeszcze raz swojej skrzatce. Gdy usłyszała dla kogo
ta impreza, bardzo nam pomogła.
Istotnie,
na stole przed nimi znajdowała się cała masa przekąsek, podobnie jak w całym
salonie. Hermiona uśmiechnęła się na słowa Dafne, lecz humor szybko zepsuła jej
Pansy.
— To tylko skrzat, nie wiem czym się tak
podniecać.
Burknęła
Pansy, która tylko szukała okazji, aby się na kimś wyładować, a Hermiona
idealnie się do tego nadawała. To ona nieustanie mieszała w ich życiu. Odkąd
się pojawiła, sprawiała wyłącznie problemy.
—
Dzięki tym tylko skrzatom codziennie masz co jeść.
Hermiona
nie mogła pozostawić tych słów bez odzewu. Pansy to rozwydrzona pannica, która
sądziła, że wszystko jej się należy, tylko dlatego, że żyje.
—
Po coś w końcu są.
Hermiona
już zamierzała wygarnąć Parkinson, co o niej myśli, ale usłyszała przy uchu
szept Dracona.
—
Odpuść, do tej kretynki i tak nic nie dotrze. Szkoda tylko psuć imprezę.
Idąc
za radą Dracona, aby się uspokoić, Hermiona policzyła w myślach do dziesięciu.
Nie będzie się dalej sprzeczać z Parkinson tylko ze względu na niego. To był
jego dzień i nie pozwoli nikomu tego zepsuć.
—
To co, napijemy się?
Zaproponował
Blaise, wstając z fotela. Nie dał po sobie poznać, że jest mu wstyd z powodu
Pansy. Wszystko wskazywało na to, że zamierzała wyżywać się na otoczeniu z
powodu ich kłótni.
—
Ogniska państwa zadowoli?
—
Ja zostanę przy winie, zaraz jakieś przyniosę.
—
Ja też poproszę. Dafne.
—
Czyli Tracey i Dafne wino, reszta whisky. Spokojnie, Hermiona, dla ciebie
soczek też się znajdzie.
Blaise
puścił do Hermiony oczko, gdy ta już zamierzała coś powiedzieć.
—
Dla Dracona też.
Dodała
tylko, przez co Blaise’owi zrzedła mina. Wzrokiem zbitego psa spojrzał na pannę
Riddle.
—
Ale on nie pił, od nie wiem kiedy, a to jest taka okazja!
—
Musi przyjmować eliksiry.
Powiedziała
Hermiona, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Ten argument
nieco bardziej przekonał Blaise’a, choć wolał się upewnić.
—
Ani kropelki?
—
Nie dzisiaj, stary.
Odmówił
Draco, obejmując Hermionę. Z eliksirami, czy bez przy niej i tak by nie pił, co
szybko przestało mu przeszkadzać.
Blaise
i Dafne wyruszyli po trunki, a reszta pogrążyła się w rozmowie. Tylko Pansy
milczała, co rusz zerkając na Hermionę. Zaczęła podejrzewać, że Blaise nadal
coś do niej ma. To by tłumaczyło, dlaczego tak często odwiedzał Dracona. Jej
nawet nie zapytał, czego by się napiła, a w przypadku tej przybłędy po prostu
wiedział.
W
salonie rozbrzmiała muzyka, a ludzie zaczęli się bawić. Blaise i Dafne wrócili z asortymentem i również
rozpoczęli imprezę.
—
Uwaga, będę mówił!
Oznajmił
nagle Teodor, wstając. Muzyka przycichła, a oczy zgromadzonych zwróciły się ku
niemu.
—
Bawimy się dzisiaj, aby uczcić nasze zwycięstwo w walce o Puchar Quiddtcha, ale
przede wszystkim fakt, że nasz głupi i nierozsądny szukający, dzięki któremu
wgraliśmy ostatni mecz, wrócił do zdrowia i w końcu jest z nami. Pokaż się
wszystkim, Draco.
Draco
podniósł się z kanapy, skłaniając się lekko.
—
Twoje zdrowie, Draco.
Teraz
powstał niemal cały salon, unosząc swoje szklanki.
—
Zdrowie Dracona!
Rozbrzmiały
okrzyki, po czym stukot szkła. Draco czuł się wspaniale. Większość tych ludzi
ledwo znał, a jednak tu byli i czuł ich wsparcie. To naprawdę coś niezwykłego.
—
A teraz bawimy się!
Krzyknął
Blaise, ponownie zasiadając na kanapie. Wyszło to dokładnie tak, jak chciał. Widział,
że sprawił Draconowi ogromną radość.
—
Niezłe zamieszanie się wokół ciebie zrobiło.
Powiedziała
z uśmiechem Hermiona. Była bardzo wdzięczna chłopakom za zorganizowanie tego
wszystkiego. Draco sobie na to zasłużył.
—
Wszystko dla odrobiny uwagi, co nie.
—
Ty chyba wiesz to najlepiej, Zabini. Nikt tak jak ty nie zrobi z siebie debila
dla uwagi.
—
Jak możesz? To ja się opiekuję twoją kobietą, gdy ty się wylegujesz w Skrzydle
Szpitalnym, a ty łamiesz mi serce.
Blaise
rozpoczął jedno ze swoich przedstawień, lecz nie wszystkich ono bawiło.
Doprowadzona do granic wytrzymałości Pansy poderwała się z kanapy.
–
Ty się nią, aby na pewno za dobrze nie zająłeś?!
Zgromadzeni
spojrzeli ze zdziwieniem na zdenerwowaną Pansy. Nikt nie wziął słów Blaise’a na
poważnie. Z Draconem zawsze się w ten sposób przekomarzali.
—
O co ci chodzi?
Zapytał
skołowany Blaise. Tym razem naprawdę nie rozumiał, o co może chodzić jego
dziewczynie.
—
Ty się jeszcze pytasz? Lepiej od razu się przyznaj, że ona ci się podoba!
—
Hermiona?
—
Na pewno nie ja! Teraz wszystko jasne, dlaczego tak często chodziłeś do
Dracona; żeby się z nią widywać!
—
Pansy, uspokój się.
Tracey
chciała ostudzić – jej zdaniem – bezsensowny wybuch przyjaciółki. Jak ona mogła
wpaść na pomysł, że Blaise nadal coś czuje do Hermiony? Każdy wiedział, że nie
zrobiłby takiego świństwa Draconowi.
—
Nie uspokajaj mnie! Czy ty nie widzisz, że on mnie zdradza z tą szmatą?!
Pansy
wskazała oskarżycielsko palcem na Hermioną, która skuliła się na kanapie. Nie
rozumiała, co robiła, że Parkinson oskarżała ją o tak straszne rzeczy.
—
Przyznaj się, sypiasz z nią?!
—
Nie pozwalaj sobie, Parkinson. Jesteś niezrównoważona.
Do
dyskusji wtrącił się Draco, którego zalewała krew. Co ta idiotka odstawiała? To
nie jego sprawa, co się dzieje między nią a Blaise’em, ale nie pozwoli wciągać
w to Riddle, a tym bardziej nazywać ją szmatą.
—
To nie ja się tu puszczam!
—
Dość tego.
Powiedział
Blaise, chwytając swoją dziewczynę za rękę. Mimo jej sprzeciwu pociągnął ją w
stronę dormitoriów. Puścił ją dopiero w
korytarzu prowadzącym do pokoju dziewcząt.
—
Możesz mi powiedzieć, co to była za szopka?
Zapytał
z niekrytą złością Blaise, któremu najzwyczajniej w świecie było wstyd. Pansy
ich ośmieszyła, a co gorsza niewybrednie zwymyślała Hermionę, która niczym
sobie na to nie zasłużyła.
—
Szopką nazywasz to, że mnie zdradzasz i to jeszcze z dziewczyną przyjaciela?!
—
Czy ty siebie w ogóle słyszysz? Z nikim cię nie zdradzam, a już na pewno nie z
Hermioną.
—
Tak? To dlaczego masz dla mnie tak mało czasu? W ogóle nie zwracasz na mnie
uwagi.
—
Bo jestem zmęczony twoimi egoizmem i nie wiem, czy nasz związek ma sens.
Powiedział
to w końcu na głos, nie było sensu dłużej tego ukrywać. Jego związek z Pansy
stał pod ogromnym znakiem zapytani, a on sam już nie wiedział, czego chce.
Przeżyli razem piękne chwile, ale czy to wystarczy, aby zbudować trwałą
relację?
—
O czym ty w ogóle mówisz?
Pansy
nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Blaise chciał z nią zerwać? Nie mógł tego
zrobić. Tak długo na niego czekała, a teraz on tak po prostu chciał zniknąć z
jej życia?
—
O tym, że źle się pomiędzy nami dzieje i muszę się zastanowić co dalej. A teraz
wybacz, ktoś musi przeprosić Hermionę.
Nie
czekając na odpowiedź, Blaise wrócił do salonu, zostawiając załamaną Pansy
samą.
♥
♥ ♥ ♥ ♥
Blaise
wrócił do przyjaciół, gdzie zastał dość napiętą atmosferę. Musiał posprzątać po
swojej dziewczynie.
—
Hermiona, strasznie cię przepraszam. Nie wiem, co ją napadło. Jest wściekła na
mnie i szuka okazji, żeby się na kimś wyładować.
Blaise
zaczął przepraszać Hermionę, wiedząc, że Pansy tego nie zrobi.
—
Spokojnie, to nie twoja wina.
Odpowiedziała
Hermiona, zdobywając się nawet na słaby uśmiech. Nie chciała pamiętać, kto po
raz ostatni nazywał ją puszczalską szmatą…
—
Ty weź coś z nią zrób, bo w przeciwnym razie ja z nią porozmawiam.
Ostrzegł
przyjaciela Draco. Nie zamierzał tolerować takiego zachowania. Jeśli Blaise nie
przemówi Parkinson do rozsądku, on to zrobi, ale z pewnością mniej delikatnie.
—
Porozmawiam z nią, jak ochłonie. Dzisiaj dajmy już temu spokój, jest impreza.
Blaise
uniósł swoją szklankę, wypijając jej zawartość. Starał się zająć przyjaciół
rozmową, aby zapomnieli o niedawnym incydencie, co również sam starał się
zrobić. W końcu atmosfera powoli zaczęła się rozluźniać. Nawet Hermiona
udzielała się bardziej niż zwykle. Draco co rusz na nią zerkał, a nie chciała,
aby podczas imprezy na jego cześć, musiał się przejmować nią.
Po
jakimś czasie przy kominku pojawiła się Amelia Rowle wraz z przyjaciółkami
Hestią i Florą Carrow. Panna Rowle stanęła za kanapą, na której siedział Draco.
Położyła mu ręce na ramionach, co bardzo zaskoczyło chłopaka.
—
Dobrze, że lepiej się już czujesz. Szkoda, gdyby zabrakło cię nad jeziorem.
Amelia
nie czekając na odpowiedź, puściła Draconowi oczko i po prostu odeszła. Ten nic
z tego nie rozumiał. Nie zmienił z tą dziewczyną słowa, odkąd podsłuchał w pociągu,
jak wraz z koleżankami go obgadują. Oni się nawet nie lubili, a teraz wyskakuje
z czymś takim?
Najbardziej
zastanawiała go jednak inna kwestia. Co ta panna ma do ich wyjazdu nad jezioro?
Odpowiedzi na to pytanie mogła mu udzielić tylko jedna osoba.
—
Zabini, o co chodziło Rowle z NASZYM wypadem nad Loch Tay?
Blaise
uśmiechnął się niczym wcielenie niewinności i Draco już wiedział, że coś
przeskrobał.
—
Trochę nam się powiększyła ekipa.
—
Co to znaczy trochę?
—
To było tak. Tracey zapytała, czy Wiliam może się z nami zabrać. Oczywiście się
zgodziłem. Potem przyszedł Terence, że skoro on jedzie to i Miles. Ona z
kolei zabiera ze sobą Amelię, Hestię i Florę.
—
Chyba o kimś zapomniałeś.
Upomniał
przyjaciela Teodor, przez co ten spojrzał na niego wymownie. Obaj wiedzieli, jaka będzie reakcje
Dracona, gdy dowie się, kto jeszcze z nimi jedzie.
—
Zabini.
—
Tylko się nie denerwuj, Draco. Crabbe i Goyle chwili, żeby jechał też Charlie.
On chciał zabrać ze sobą kogoś jeszcze, ale obiecał, że będzie go ogarniał.
—
Zabini, jeśli chodzi ci o tego idiotę, o którym ja myślę, to nie ma takiej
opcji.
—
Ale Pucey też obiecał, że się będzie zachowywał i nie będzie sprawiał
problemów.
—
Cholera jasna, Blaise. Pominę fakt, że dopiero teraz dowiaduję się, że zamiast
siedmiu, jedzie siedemnaście osób, to jeszcze jedna z nich to Pucey, największa
kanalia w Slytherinie.
Draco
nawet nie starał się ukryć, że jest zły. Jak Blaise mógł przemilczeć coś
takiego? Chodziło mu przede wszystkim o Riddle. Jej ojciec wiedział o dziewięciu osobach, a nie szesnastu. Z tego mogły wyniknąć tylko problemy, z którymi
będzie sobie musiała radzić Riddle.
—
Przysięgam, że w razie czego osobiście go ukatrupię i wykopię na zbity pysk.
Tam będzie tyle ludzie, że nawet nie będziesz musiał na niego patrzeć.
Przekonywał
Blaise, starając się za wszelką cenę udobruchać Dracona. Lista uczestników
nieco wymknęła mu się spod kontroli, ale przecież im więcej, tym weselej.
Draco
spojrzał na Hermionę, która wyglądała na skoncentrowaną. Wbrew temu, co myślał,
nie chodziło jej o Adriana, lecz Amelię. Dlaczego ta dziewczyna wdzięczyła się
do Malfoya? To oczko i jeszcze dziwne komentarze o wyjeździe. Nie przypominała
sobie, aby Draco się z nią zadawał, ale wszystko wskazywało na to, że jakiś
kontakt mieli. Nie posądzała Dracona o nic złego, ale nawet ona zauważyła, że
ta cała Amelia coś do niego ma. Czuła się z tym nieswojo. Mimowolnie zaczęła
się z nią porównywać jak niegdyś z Tracey. Rowle była po prostu piękna: wysoka,
zgrabna, długie, blond włosy, niebieskie oczy, delikatna buzia. Typowa
piękność, dla której panowie tracili głowy.
—
Riddle.
Z
rozmyślań wyrwał ją głos Dracona, który nadal się jej przyglądał.
—
Tak?
—
Co z tym jeziorem?
—
Jedziemy w poniedziałek.
—
A ten idiota?
—
Przecież jeden Pucey nie zepsuje nam tego wyjazdu.
„Ani tym bardziej
jakaś Amelia”.
Wspaniały rozdział. Jestem taka szczęsliwa,że Draco się wybudzil. Caly tekst jest swietnie rozplanowany. Malfoy odzyskujacy władze nad ciałem w obecnosci rodzicow, scena z koszulą oraz kryzys Blaise'a i Pansy- moje ulubione fragmenty w całym opowiadaniu. Nie moge się doczekac nowego rozdziału, jak i wypadu nad jezioro :)
OdpowiedzUsuńGenialne ! Nawet nie wiesz jaka niespodziankę mi zrobiłaś :) od razu mam lepszy humor i jak dobrze że Draco wrócił 💗 czekam na kolejny rozdział 😍😍😍
OdpowiedzUsuńO matko! Tak się cieszę, że Draconowi nic nie jest. Cały czas czekałam z napięciem na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńBardzo spodobał mi się rozdział, jest jednym z lepszych jakie napisałaś. Oczywiście całe opowiadanie jest fenomenalne.
Jestem ciekawa, co okaże się z związkiem Pansy i Blaise. Osobiście nie przepadam za Pansy, jest rozpieszczoną dziewczyną i za bardzo egoistyczną. Kto wie, może jeszcze do końca opowiadania zmieni swoje postępowanie. Za to bardzo lubię Dafne i Tracey. Od momentu, w którym ta druga rozumiała swoje złe postępowanie i postanowiła się zmienić, bardzo ją polubiłam. Cieszę się, że ona także znalazła swoje szczęście.
Jestem także ciekawa, co to za cała Amelia? Kim tak napraw jest i co wykąbinuje nad jeziorem. Mam złe przeczucia, co do tego całego wypadu. Mam nadzieję, że się mylę.
Chciałabym także zapytać Ciebie, czy planujesz drugą część opowiadania? Przeczytałam w komentarzu na grupie Dramione, że do końca zostało ok 9 rozdziałów. Czyżby cała akcja się rozwiązła w 9 rozdziałów?
Pozdrawiam cieplutko i życzę udanego dnia!
Lirveni-A.W
Wspanialy rozdzial.
OdpowiedzUsuńBardzo sie ciesze ze Draco sie obudzil. Twarda z niego bestia.
Szkoda mi jednak troche Pansy moze zachowala sie egoisyycznie ale Blasie powinien na spokojnie z nia porozmawiac.
Pozdrawiam i sle duzo sil na kolejne rozdzialy.
Cudowny rozdział!😍 Nie mogłam się doczekać! Nie podoba mi się zachowanie Pansy, jednak mam ogromną nadzieję, że zrozumie swoje błędy i zmieni się i będzie walczyć o Blaise'a. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! Serdecznie pozdrawiam i życzę dużo weny!❤❤❤
OdpowiedzUsuńSuper 😊 jestem bardzo ciekawa co wydarzy się nad jeziorem 💙
OdpowiedzUsuńTo ja Wiktoria. Ta fajna z Facebooka. Czekałam, czekałam i się doczekałam. Jestem przeszczesliwa!
OdpowiedzUsuńRynsztunek XD Nadużyłaś tu tego słowa mocno, no ale już trudno, napisane. Fajnie, że Pansy idzie w odstawkę, mam nadzieję, że chociaż na chwilę, albo że sie zmieni jak cała reszta :P bo jej strasznie nie lubię. A rozdział super, myślałam jednak, że dłużej poleży nieprzytomny.
OdpowiedzUsuń~Luthiene
Laff kochana i jedyna, nawet nie wiesz jak kocham twoje opowiadania - jedyne w swoim rodzaju. Swoją przygodę z Dramione zaczęłam niecałe trzy lata temu i chyba pierwsze opowiadanie jakie przeczytałam to właśnie twoje najcudowniejsze La Fin de La Vie ��. Pisz dziewczyno, masz do tego rękę jak nikt inny.
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego rozdziału, nie wiem czemu ale mam przeczucie że Adrian = kłopoty.
��Em��
Hej��
OdpowiedzUsuńJuż trochę czasu minęło od ostatniego rozdziału.
To było chyba najprzyjemniejsze zaskoczenie jakie przeżyłam w ostatnim czasie - nowy rozdział na demonach!
Kolejny cudny kawałek historii. Cieszy mnie, że Draco jako tako się pozbierał po wypadku, jestem dumna z coraz większej otwartości Hermiony w okazywaniu uczuć, niekoniecznie podoba mi się zachowanie Pansy i niepokoi mnie postać Amelii.
Pozostaje mi więc tylko czekać na ciąg dalszy, rozwiązanie ciekawiących mnie wątków i odpowiedzi na nurtujące mnie pytania.
Z pozdrowieniami z najbardziej szarego świata Polski do autorki zacnego tego opowiadania przesiąkniętego magią i wielkimi tajwmnicami,
Miśka lub inny pswudonim artystyczny
Cześć i czołem!
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, że komentuję dopiero teraz. Koniec roku, urwanie głowy (albo raczej innej strategicznej części ciała...) i te sprawy. Ale przeczytałem zaraz po opublikowaniu :)
Co tu dużo mówić? Za każdym razem jestem zaskoczona tym blogiem. Kolejny raz przeczytałem Twoją poprzednią, ukończoną pracę. Bardzo mi się podobała, ale... Demony biją ją na głowę. Ta historia jest taka... Dojrzała.
Niewiarygodnie cieszę się, że Draco wraca do zdrowia! Wszystkie wątki są świetnie poprowadzone i właściwie mogę Ci tylko pogratulować dobrej roboty.
Pozdrawiam bardzo ciepło (uff...)
A. C
Świetny rozdział, trochę irytuje mnie to,iż Hermiona daje sobą tak pomiatać. A ponoc jest czystokrwistą ślizgonką. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. Czuję jednak niesmak do TEJ Hermiony.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział tak samo jak całe opowiadanie. Nie mogę się doczekać kontynuacji ^-^
OdpowiedzUsuń