— Jesteś
pewna, że nie chcesz jechać? — zapytała po raz kolejny Hermiona.
Noctis
uparła się, że na ferie zostanie w Hogwarcie. Po raz pierwszy miały się rozstać
na więcej niż dwa/trzy dni.
— W
ramach przypomnienia mną się nie trzeba zajmować, a zanim się tu osiedliłam,
radziłam sobie sama — przypomniała znudzona Noctis.
Hermiona
zdawała się zapomnieć, że pomimo ich bliskich stosunków nadal pozostała dzikim
zwierzęciem.
— Jak
sobie chcesz — odpuściła Hermiona, mocując się z kufrem.
Jak
na zawołanie w pokoju pojawił się Draco.
— Zostaw
to, dziecino, bo jeszcze sobie krzywdę zrobisz.
— O
nie, stój. — Hermiona zastąpiła Draconowi drogę do
kufra. — To nie ja mam tu złamaną rękę.
— Tak
się składa, że jest poskładana i sprawna. — Draco na potwierdzenie
swych słów poruszył ręką.
Za
wszelką cenę starał się udowodnić wszystkim, że wrócił już do dawnej formy.
Riddle, Zabini i Nott doprowadzali go do szału przesadną troską. Ciągle pytali,
jak się czuje, czy czegoś nie potrzebuje i wiele innych bezsensownych pytań, co
najmniej jakby był dzieckiem i to średnio rozgarniętym. Jak tak będzie wyglądał
cały wyjazd, utopi się w jeziorze.
— Mam
różdżkę, poradzę sobie.
Hermiona
nie zdążyła sięgnąć po swój magiczny atrybut, gdy do jej pokoju wparował wyraźnie
rozbawiony Blaise.
— A
wy co się tak ociągacie? — zapytał Zabini. — Trzeba się
pospieszyć. O wezmę ten kufer.
Hermiona
z lekkim niepokojem patrzyła, jak Blaise zabiera jej bagaż. Towarzyszyła mu
przy tym zbyt duża radość.
—
Ja sobie poradę — próbowała zaprotestować Hermiona.
— Nie
wygłupiaj się, mam dla niego transport. — Nie czekając na odpowiedź,
Blaise zabrał kufer i zniknął na korytarzu.
—
Muszę iść — zwróciła się do Noctis Hermiona — boję się, że
nie odzyskam już tego kufra. Trzymaj się.
— Baw
się dobrze.
Hermiona
uśmiechnęła się do Noctis, po czym złapała Dracona za rękę i pociągnęła na
korytarz.
— Co
to jest? — zapytała zdziwiona, widząc, na czym wylądował jej kufer.
Przed
dormitorium chłopaków stało coś, co przypominało wózek na bagaże. Ten był
jednak niezwykle pokraczny. Przednie koła były znacznie szerzej rozstawione niż
tylne. Cała konstrukcja wydawała się móc w każdej chwili runąć.
Blaise
zdawał się tego nie zauważać. Bez wahania dołożył czwarty kufer, na co wózek
zaprotestował głośnym skrzypnięciem.
— Zabini
uznał, że zaklęcie lewitujące to przeżytek, dlatego użył swoich zdolności
transmutacji i stworzył to coś — wyjaśnił w skrócie Teodor, również
sceptycznie nastawiony do poczynań przyjaciela.
— Boski
jest, co nie? Sama McGonagall by się nie powstydziła. — Blaise
wprawił w ruch wózek, który zaskrzypiał potwornie, ale ruszył.
Pozostała
trójka, nie widząc innego wyjścia, podążyła za nim.
— Chyba
się nie dogadali z Parkinson — stwierdził półgłosem Draco.
Teodor
skinął tylko głową. Blaise w ten sposób odreagowywał stres. Przyjaciele
wiedzieli, kiedy po prostu się wygłupia, a kiedy stara się ukryć, że coś jest
nie tak. Ich podejrzenia tylko się potwierdziły, gdy dotarli do salonu.
Dafne,
Tracey i Wiliam przywitali się z nimi normalnie, za to Pansy stała
naburmuszona, opierając się o kanapę. Blaise nawet do niej nie podszedł,
prezentując pozostałym swoje dzieło. Panowie obawiali się nieco, że konflikt
tej dwójki może im pokrzyżować plany na dobrą zabawę. Nie mogli do tego
dopuścić. Zbyt długo czekali na ten wyjazd, on po prostu musiał się udać.
♥
♥ ♥ ♥ ♥
— Zbierać
się, ludzie. Snape nas zabije, jak będzie musiał czekać! — oznajmił
Draco, gdy zbliżali się do Dworca Kings Cross.
Wczoraj
Severus wyjaśnił im, że nad Loch Tay dotrą przy pomocy świstoklika, czego sam
dopilnuje. Nie wyglądał na zbyt zadowolonego z tego faktu, więc podejrzewali,
że Tom go do tego oddelegował. Woleli, więc dodatkowo nie drażnić profesora.
Ślizgoni
jako jedni z pierwszych opuścili pociąg. Od razu skierowali się do przejścia na
mugolską część dworca, gdzie już czekał na nich Snape.
—
Witam, profesorze, cóż za piękny dzień.
Snape
spojrzał na szczerzącego się do niego Blaise’a z politowaniem, zdecydowanie nie
podzielając jego zdania. Od rana powinien mieć wolne, ale nie, bo tej bandzie
zachciało się wycieczki, która przez najbliższe dni niejednej osobie będzie
spędzać sen z powiek.
— To
wszyscy?
— Pozostała
dziesiątka zaraz tu będzie.
— Dziesiątka? — zapytał
wyraźnie zbity z tropu Snape.
O
ile dobrze pamiętał, dziesięć osób poza Hermioną miało być w sumie. Z pamięcią
problemów nie miał, co oznaczało, że został wprowadzony w błąd, a tego nie
lubił.
— Okazało
się, że jednak jedzie nas trochę więcej, ale wszyscy od nas, więc to chyba nie
problem — wyjaśniła pospiesznie Hermiona.
Nie
informowała Snape’a i rodziców, ponieważ sama dowiedziała się dwa dni temu. W
grę wchodzili jednak tylko Ślizgoni, rodziców większości z nich Tom znał bardzo
dobrze, więc to chyba żaden problem.
—
Ty się będziesz z tego tłumaczyć — podsumował Severus, na razie
porzucając temat.
On
się nie będzie bawił w niańkę, już i tak miał nieodparte wrażenie, że właśnie
tak jest traktowany. Zresztą, jeśli to prawda, że wybierają się wyłącznie
Ślizgoni, nie mieli powodów do obaw.
Hermiona
odetchnęła z ulgą. Z jej powodu i tak zrobiło się spore zamieszanie wokół tego
wyjazdu. Gdyby nie Draco w ogóle by się na niego nie zdecydowała, ale chciała
sprawić mu przyjemność. Widziała, jak bardzo mu zależy, jak mogłaby odmówić?
W
ciągu pięciu minut dotarła reszta grupy. Wszyscy byli niezwykle podekscytowani,
w przeciwieństwie do Severusa.
— Spokój,
za mną — oznajmił Snape, kierując się do wyjścia z dworca.
Potrzebowali
ustronnego miejsca, aby przenieść tę bandę. Gdy znaleźli się w ślepej uliczce,
Severus wyciągnął przemieniony w świstoklik kociołek.
— Za
pięć minut przeniesiecie się nad jezioro, ale przed tym słuchać mnie uważnie,
bo nie będę się powtarzać. Niektórzy z was są już pełnoletni, ale uprzedzam, że
jeśli ktoś spróbuje użyć czarów, osobiście dopilnuję, żeby nie skończył
Hogwartu. Zero czarów, żadnych skrzatów, chcieć się bawić, proszę bardzo, ale
bez czarów, rozumiemy się? — Snape spojrzał po uczniach, którzy nie
wyglądali na zachwyconych.
Te
leniwe szczeniaki używały czarów, kiedy tylko mogli, ale nie tym razem.
Istniało zbyt duże prawdopodobieństwo na namierzenie któregoś z nich. Teren był
zabezpieczony na wszelkie możliwe sposoby, ale jakiekolwiek ryzyko było niewskazane. Tom by oszalał, gdyby
cokolwiek się stało jego córce, dlatego musieli uważać.
— Skoro
wszystko sobie wyjaśniliśmy, łapcie za kociołek. Kto się nie zmieści, łapie
kogoś, kto się trzyma.
Severus
podał kociołek Hermionie, a kolejne osoby zaczęły za niego chwytać. Draco
zapobiegawczo stanął za nią, łapiąc ją za rękę. Wolał nie dopuścić do tego, aby
obłapiał ją jakiś idiota.
— Startujecie
za dziesięć sekund, więc trzymać się mocno.
Wszyscy
wzmocnili uścisk, a już po chwili zniknęli. Podróż trwała zaledwie kilka
sekund. Przy lądowaniu większość straciła równowagę i upadła. Tak się stało
również w przypadku Hermiony, która wpadła prosto w ramiona leżącego na plecach
Dracona. Ten uśmiechnął się do niej zadziornie, przez co zmieszała się i
pospiesznie podniosła. Zawstydzona podała mu rękę, aby pomóc mu wstać.
— Nie
gryzę — szepnął jej do ucha Draco, gdy stał już na własnych nogach.
Hermiona
zarumieniła się jeszcze bardziej, nie potrafiąc nad tym zapanować. Nadal ciężko
jej się było oswoić z bliskością, zwłaszcza tak niespodziewaną. I tak poczyniła
wielkie postępy. Jeszcze kilka miesięcy temu odczuwała dyskomfort, nawet gdy
ktoś stał zbyt blisko niej. Teraz pozwalała złapać się za rękę, przytulić, czy
nawet pocałować, a co więcej sprawiało jej to przyjemność. Nie potrafiła jednak
w pełni wyzbyć się lęku, który zakłócał wszystko inne.
Draco
nie chciał bardziej peszyć Riddle, dlatego złapał ją za rękę i dołączyli do
reszty Ślizgonów. Wiedział, że na więcej nie powinien sobie pozwalać, ale chęć
bliskości była w nim równie silna. Był młodym mężczyzną z burzą hormonów, ale
to jej dobro było zawsze na pierwszym miejscu. Hermiona zbyt wiele dla niego
znaczyła.
— Moi
drodzy, oficjalnie witam w raju! — oświadczył Blaise, prezentując
dom, choć lepiej pasowało tu określenie dworek.
Przed
nimi stał zaskakująco duży i jasny budynek. Pobielane kolumny i misterne
zdobienia wokół okien dodały mu elegancji i klasy. Nawet słabo oświetlony
zapierał dech w piersiach.
Blaise
jako pierwszy wszedł na werandę, otwierając rzeźbione drzwi. Zapalając światła,
zaprowadził gości do przestronnego holu. Na pierwszy plan wysuwały się ogromne
schody, które u szczytu rozchodziły się na dwa korytarze. W holu, podobnie jak
na zewnątrz, królowały jasne kolory. Kremowe ściany zdobiła niezliczona ilość
obrazów, w większości pijarzy. Nie brakowało również roślin, które ożywiały
wnętrze. Zwieńczeniem całości był pokaźny kryształowy żyrandol, rzucający
świetliste refleksy na całe pomieszczenie.
— Teraz
chwila uwagi, będzie przyspieszone oprowadzanie — oznajmił Blaise,
stając na środku holu, a wszystkie pary oczu zwróciły się ku
niemu. — Mamy do dyspozycji cały dom, czyli parter i dwa piętra. Za
wami po mojej lewej jest salon, potem w korytarzu bibliotek, łazienka i na
tyłach domu sypialnia. Prawa strona to kolejno spiżarnia, kuchnia i jadalnia.
Na górze jest dziesięć sypialni, więc jakoś się podzielicie. Na każdym piętrze
jest kilka łazienek i inne mało ważne pomieszczenia, które i tak są zamknięte.
Kufry stoją przy schodach, więc w drogę.
Ślizgoni
już zaczęli dyskutować o podziale pokoi, gdy Blaise’owi coś się przypomniało.
— A
właśnie, Draco, wy bierzecie tę sypialnię na parterze? — zwrócił się
do przyjaciela.
— Innej
opcji nie brałem pod uwagę — oświadczył Draco.
— To
dobrze, bo macie tam już z Hermioną bagaże.
— Ty
to jednak czasami myślisz, Zabini.
— A
o drugim przyjacielu przypadkiem nie zapomniałeś? — wtrącił się
Teodor.
— Ależ
skąd. Trzy sypialnie na pierwszym piętrze zajmują Teodor, Wiliam, Tracey i
Dafne. Na drugim piętrze jest też mój pokój, ale zorientujecie się, bo jest
zamknięty.
Nie
wszyscy wyglądali za zachwyconych zaklepywaniem pokoi, ale nikt nie
kwestionował decyzji Blaise’a. To jego dom i on ustalał w nim zasady. Wszyscy
chwycili za swoje kufry i ruszyli na poszukiwania sypialni. Na parterze zostały
tylko zakwaterowane już osoby.
— Jesteś
wielki, Blaise — pochwaliła przyjaciela Tracey.
Nie
dość, że dzieliły pokój z Dafne, to na dodatek znajdował się on nieopodal tego
Wiliama. Bała się, że wyląduje on z Adrianem, czy innym przygłupem i nie będzie
go mogła nawet spokojnie odwiedzać, a tak dzięki Zabiniemu problem rozwiązał
się sam.
— Wiem,
wiem. Myślałem też o dzisiejszym dniu i jest raczej późno, więc proponuję
odpocząć, żeby jutro zacząć z przytupem.
— Zabini,
naprawdę mnie dzisiaj zaskakujesz — zaśmiał się Draco.
— Widzisz,
Malfoy, bo ty mnie najzwyczajniej w świecie nie doceniasz, o czym wspominałem
już niejednokrotnie.
— Tak,
tak, ale mieliśmy odpoczywać, więc się żegnamy. — Draco ujął Hermionę
za rękę, kierując się do ich pokoju.
— Też
się w sumie zbieramy — stwierdziła Tracey i wraz z Dafne ruszyły na
piętro.
Zatrzymał
je głos Blaise’a.
— Teodor
wam pokaże, które to pokoje, macie w nich już rzeczy.
— Proszę
za mną. — Teodor skłonił się lekko, oferując Dafne swoje ramię.
Dziewczyna
przyjęła je z uśmiechem i ruszyli na górę, a tuż za nimi Tracey i Wiliam. W
holu zostały już tylko dwie osoby.
— My
też już może pójdziemy — zaproponował Blaise.
Od
soboty niewiele rozmawiał z Pansy, sytuacja pomiędzy nimi była bardzo napięta.
Sam już nie wiedział, co z tym zrobić. Uznał, że poczekać, aż emocje nieco
opadną, nie chcąc podejmować żadnych pochopnych decyzji.
— Też
mam sobie iść poszukać sypialni? — prychnęła Pansy, nawet nie
starając się ukryć swojej złości.
Po
tym, jak ją potraktował, sądził, że wszystko wrócić do normy? Nie usłyszała
nawet głupiego „przepraszam”, które z całą pewnością jej się należało. Jak on
mógł sugerować, że powinni się rozstać? Tak długo na niego czekała, tyle mu
poświęciła, a on chciał ją wyrzucić ze swojego życia, jak starą lalkę.
— Nie
chcę się kłócić. Mamy pokój na samej górze.
Pansy
nic już nie powiedziała, tylko zaczęła wchodzić po schodach. Blaise czuł, że to
będzie ciężki tydzień.
♥
♥ ♥ ♥ ♥
— Byłeś
tu już kiedyś? — zapytała Hermiona, gdy Draco bez wahania przemierzał
korytarze, prowadząc ich do pokoju.
— Spędzaliśmy
tu często wakacje. To był dom babci Blaise’a.
Draco
bardzo dobrze wspomniał czas spędzony nad Loch Tay. Długo przed Hogwartem
rodzice zaczęli ich podrzucać babci Zabiniego. Była to kobieta dość
ekscentryczna, ale pełna ciepła i miłości. Aurora Zabini to chyba jedyna znana
Draconowi arystokratka, która w kuchni czuła się jak w raju. Piekła i gotowała
im wszystko, co tylko sobie wymarzyli. Pamiętał, jak jako dziecko zazdrościł
Blaise’owi takiej babci. Teraz wiedział, że Aurora za wszelką cenę starała się
zrekompensować mu brak ojca, który odszedł bardzo młodo, a Blaise w zasadzie
nawet go nie pamiętał. Pani Zabini była zbyt pochłonięta szukaniem kolejnych mężów,
aby zajmować się synem. To Aurora zastępowała mu rodziców.
— Był?
— Zmarła
w zeszłym roku.
Draco
doskonale pamiętał ten dzień. Blaise otrzymał sowę, a po przeczytaniu listu,
zniknął. Dopiero na drugi dzień Snape poinformował ich o śmierci Aurory Zabini
i odstawił do domów. Pogrzeb dla nich wszystkich był ciężkim przeżyciem, a
najbardziej patrzenie na niewyobrażalny ból przyjaciela. Blaise był wtedy w
zupełnie innym świecie. Łzy jedna po drugiej spływały po jego policzkach, a on
żegnał najważniejszą osobę w swoim życiu. Blaise szybko się pozbierał i starał
żyć dalej, choć przyjaciele wiedzieli, że to powierzchowne, a tak naprawdę
nadal jest mu bardzo ciężko. Dziś po raz pierwszy od jej śmierci przybył do
domu nad Loch Tay. Draco zauważył, jak nieustanie się rozglądał, a na jego
twarzy malowała się melancholia. Sam czuł się nieswojo ze świadomością, że
kobiety, którą tu odwiedzali, nie ma już wśród żywych.
— Przykro
mi.
Hermiona
nie wiedziała, co powiedzieć, nigdy nie miała dziadków. Rodzice Grangerów
zmarli, zanim ona pojawiła się na świecie. Czuła jednak, że dla nich również
byłaby marną namiastką Ryana. Wiedziała jednak, że są na tym świecie jej
prawdziwi dziadkowie. Wyczekiwała dnia, w którym będzie mogła ich poznać.
— Jesteśmy
na miejscu.
Rozmyślania
Hermiony przerwał Draco, otwierając przed nią drzwi. Weszła do pokoju, w którym
natychmiast zapaliły się światła. Rozejrzała się po kremowym pomieszczeniu i
jedna rzecz przykuła jej uwagę. Przeszła kilka kroków, stając przed dużym
łóżkiem. Ciemne drewno kontrastowało z jasną pościelą. Było piękne, ale tylko
jedno.
— Nie
bój się — powiedział uspokajająco Draco, pochodząc do
Hermiony — zarezerwowałem sobie kanapę. — Wskazał na stojący
przed kominkiem mebel.
Domyślał
się, że tak będzie. Riddle spięła się na sam widok tego łóżka. Nie zamierzał na
nią naciskać w tak delikatnej kwestii.
— Ja… — Hermiona
nie wiedziała, co powiedzieć.
Draco
jak zwykle wykazał się ogromnym zrozumieniem w przeciwieństwie do niej. Źle się
czuła z myślą, że w dalszym ciągu w pewnym sensie trzyma go na dystans, ale nie
potrafiła nad tym zapanować. Zobaczyła to łóżko, a jej mózg zaczął tworzyć
najczarniejsze scenariusze. Draco sobie na to nie zasłużył.
— Nie
wiedziałaś jeszcze najlepszego.
Draco
nie zważając na ponurą minę Hermiony, złapał ją za rękę i pociągnął w stronę
drzwi, których wcześniej nie zauważyła. Niewesołe myśli zeszły na dalszy plan,
gdy znaleźli się na tarasie, z którego widok rozciągał się na Loch Tay. Nawet w
słabym świetle księżyca jezioro wyglądało zjawiskowo.
— Jest
piękne — szepnęła Hermiona, jakby bojąc się zakłócić panujący tu
spokój.
— Tak,
jest pięknie — odpowiedział Draco, choć to nie o jezioro mu chodziło.
♥
♥ ♥ ♥ ♥
Hermiona
zaczęła się wybudzać ze snu, otworzyła oczy, przeciągając się. Wstała i
podeszła do kanapy, na której Draco nadal spał. Postanowiła go nie budzić i iść
na taras. Na oparciu sofy leżała jego bluza. Zdała sobie sprawę, że to ta sama,
którą dał jej na jedynym z treningów i uśmiechnęła się na to wspomnienie,
postanawiając ją założyć. Nadal była o wiele za duża i przyjemnie pachniała
Draconem.
Hermiona
wyszła na zewnątrz, oddychając głęboko świeżym powietrzem. Słońce niedawno
wstało, ponieważ na niebie nadal widniały czerwono-pomarańczowe refleksy. Ten
widok zachwycał. Hermiona obiecała sobie, że nie przegapi następnego wschodu
słońca. To jezioro wywoływało u niej dziwny spokój, a może to świadomość, że tu
jest z dala od całego świata. Obiecała sobie, że wykorzysta ten czas jak
najlepiej.
— A
teraz śniadanie — stwierdziła, gdy głośno zaburczało jej w brzuchu.
Draco
nadal spał, więc po porannej toalecie Hermiona ubrała się i po cichu opuściła
sypialnie. Przypominając sobie słowa Blaise’a, bez problemu odnalazła kuchnię.
Była skromna w porównaniu do reszty domu, ale niezwykle funkcjonalna. Hermiona
otwierała kolejne szafki, podziwiając panujący tu ład i porządek. Widać, że
ktoś bardzo dbał o to miejsce. Do pełni szczęścia brakowało tylko jedzenia.
Szybko
odnalazła drzwi, które musiały prowadzić do spiżarni. Weszła do niej, nie
kryjąc swojego zdziwienia. To pomieszczenie było niemal trzykrotnie większe od
kuchni. Panowała tu znacznie niższa temperatura, co musiało być zasługą czarów.
Hermiona weszła w głąb spiżarni, w której znajdowało się dość jedzenia, aby
przez ten tydzień wykarmić nie kilkanaście osób, a cały Hogwart. Nie zabrakło
również ściany z winami. Butelki były starannie poukładane i opisane. Hermiona
chcąc podejść bliżej, poczuła opór. To z pewnością jakieś zaklęcie ochronne. Nie dziwiło ją to zbytnio.
Te wina z pewnością leżały tu od wielu lat, po ich pobycie zbiory znacznie by
się uszczupliły.
Hermiona
pokręciła z roztargnieniem głową, wracając do części spożywczej. Przeszło jej
przez myśl, czy aby na pewno powinna się sama obsłużyć, ale przecież po coś
napełniono tę spiżarnię. Zresztą, Blaise by ją zamordował, gdyby obudziła go o
szóstej, żeby o to zapytać. Nagle pomyślała o reszcie. Nie ma tu z nimi
skrzatów, co oznaczało samodzielne przygotowywanie posiłków. Od razu
przypomniał jej się Draco, który w kuchni ma dwie lewe ręce. Całej reszty
również nie posądzała o jakiekolwiek umiejętności kulinarne. Hermiona wychodząc
z założenie, że lepiej ograniczyć ilość skaleczeń i poucinanych palców, postanowił
przygotować śniadanie również dla reszty. Zanim oni wstaną, z pewnością ze
wszystkim zdąży.
— Do
dzieła — powiedziała do siebie, zabierając się do pracy.
♥
♥ ♥ ♥ ♥
Blaise
jeszcze w piżamie zszedł na dół. Marzył o mocnej kawie. Zatrzymał się jednak w
holu, zdziwiony tym, co czuje, w powietrzu unosił się zapach jedzenia. Ten dom
zawsze tak pachniał. Babcia Aurora godzinami przesiadywała w kuchni,
przygotowując coraz to nowsze potrawy. Nigdzie nie pachniało tak pięknie, jak w
tym domu.
Blaise
szukając źródła, skierował się do jadalni. Ku jego zdziwieniu stół był nakryty,
a na nim znajdowały się już półmiski z chlebem, wędliną, warzywami, czy
owocami. Dopiero w kuchni Blaise znalazł sprawczynie tego wszystkiego.
— Hermiona?
Stojąca
przy kuchni panna Riddle niemal podskoczyła.
— Przestraszyłeś
mnie — zganiła Blaise’a, który podszedł do niej, przyglądając się
patelni z kolejnym naleśnikiem.
— Co
ty robisz?
— Powinnam
zapytać, ale było bardzo wcześnie i uznałam, że nie będę cię budzić, a
pomyślałam… — zaczęła się tłumaczyć Hermiona, lecz przerwał jej
Blaise.
— Poczekaj,
ja absolutnie nie mam do ciebie pretensji. Po prostu zapytałem.
Hermiona
ze zrozumieniem pokiwała głową, zdejmując z patelni naleśnik. Blaise usiadł na
blacie przy kuchence, obserwując jej poczynania. Z dużą wprawą rozprowadzała
ciasto po patelni. Dostrzegł również garnek z gotującymi się jajkami.
— Nie
wiedziałem, że potrafisz gotować — stwierdził z niekrytym uznaniem
Blaise.
— Nauczyłam
się dawno temu.
— Moja
babcia uwielbiała gotować — powiedział nagle nieco ciszej Blaise.
Wszystko
mu ją tu przypominało. Nadal było mu ciężko, ale czuł, że cieszyłaby się z jego
powrotu tutaj.
— Draco
mi mówił, że ten dom należał do niej — wyznała niepewnie Hermiona.
Nie
wiedziała, czy powinna o tym rozmawiać. Rozluźniła się, gdy na twarzy Blaise’a
pojawił się lekki uśmiech.
—
Tak, ten dom to był jej skarb. Dziadek zmarł jeszcze przed moim urodzeniem, ale
babcia i tak się stąd nie wyprowadziła. Powtarzała, że dziadek wciąż jest w
tych murach i nie może go zostawić.
— Musiała
być wspaniałą kobietą.
— Najwspanialszą,
jaką znałem. A jakie ona cuda wyczyniała w kuchni.
— Mam
nadzieje, że nie wypadnę przy niej tak źle.
— Sądząc
po zapachu, widzę potencjał, ale dla pewności sprawdzimy.
Blaise
bez skrępowania sięgnął po dżem i posmarował nim najwyższy naleśnik z kupki.
Zwinął go i odgryzł na raz niemal połowę.
— To
jest bardziej niż dobre — stwierdził z uznaniem Blaise, w mgnieniu
oka dojadając naleśnik. Już zamierzał sięgnąć po kolejnego, ale Hermiona
zdzieliła go ścierką.
— Będziesz
jadł na śniadaniu — skarciła go — a teraz możesz zanieść na stół
dżemy, jak ci się nudzi.
— Ranisz
moje serce, zła kobieto, pozbawiając mnie tych ziemskich rozkoszy.
— Dżemy — zaśmiała
się Hermiona, gdy lamentujący Blaise ruszył do jadalni z pustymi rękami.
Żadne
z nich nie zdawało sobie sprawy, że są obserwowani. Przy uchylonych drzwiach
prowadzących z kuchni do holu stała Pansy, która zeszła na dół tuż za
Blaise’em. On myślał, że śpi, ale bardzo się pomylił. Chciała zobaczyć, dokąd
idzie i proszę. Ledwie otworzył oczy i już poleciał do tej przybłędy. Mydlił
jej oczy egoizmem, kryzysem w związku, a sam na każdym kroku przystawiał się do
dziewczyny przyjaciela.
Oburzona
Pansy szybkim krokiem odeszła od drzwi, kierując się na piętro. Za drugim
podejściem udało jej się odnaleźć pokój przyjaciółek. Nie zważając na to, że
obie jeszcze śpią, Pansy władowała się pomiędzy nie na łóżko.
— To
jest jakiś koszmar! — oznajmiła rozżalona, na co dziewczyny mruknęły
z niezadowolenia, że ktoś zakłóca ich sen.
— Pansy,
co ty wyrabiasz i która jest godzina? — zapytała zaspana Tracey,
zakrywając głowę kołdrą. Nawet bez sprawdzania godziny wiedziała, że to jeszcze
nie pora na wstawanie.
— Nie
wiem, która jest godzina, ale Blaise właśnie w najlepsze bajeruje w kuchni tę
szmatę!
— Co?
Tym
razem Dafne i Tracey podniosły się do pozycji siedzącej, zaniepokojone słowami
przyjaciółki.
—
Właśnie to, stoi przy garach i wdzięczy się do niego, a ten nic, siedzi na
blacie i w najlepsze sobie z nią flirtuje!
— O
kim ty w zasadzie mówisz? — zapytała Dafne.
— Jak
to o kim? — zdziwiła się Pansy. — O Riddle!
Z
ust obu dziewczyn wydobył się jęk zrezygnowania, po czym ponownie opadły na
poduszki.
— Pansy,
błagam, skończ z tą paranoją. Blaise’a i Hermionę nic nie łączy —
spróbowała przemówić przyjaciółce do rozsądku Dafne.
— Ty
zawsze trzymasz jej stronę! Nie widziałaś ich.
— Ale
wiem, że Hermiona kocha Dracona, a Blaise ciebie. Skończ z tymi wyrzutami i
porozmawiaj z nim w końcu na spokojnie.
Dziewczyny
uwielbiały Pansy, ale od pewnego czasu stała się nieznośna. Problemy w jej
związku odbijały się na wszystkich, zwłaszcza na Hermionie, która nie była
niczemu winna.
Tracey
pamiętała, jak sama zachowywała się podobnie. Winą za wszystkie swoje niepowodzenia
obarczała Riddle, co nie dość, że było głupie, to na dodatek przysporzyło jej
samych problemów. Nie chciała, aby Pansy popełniła ten sam błąd.
— Gdyby
mnie kochał, nie zastanawiałby się, czy chce ze mną być. — Pansy nie
dawała sobie nic powiedzieć.
Zamknęła
się w swoim świecie, gdzie Blaise był tym złym, a ona nieskazitelną
pokrzywdzoną.
— Pansy,
Blaise bardzo przeżył wypadek Dracona, daj mu trochę czasu, żeby doszedł do
siebie — spróbowała uspokoić przyjaciółkę Tracey.
— Nic
tylko Blaise, Malfoy, Riddle i tak w kółko. Ktoś w ogóle pomyślał, jak ja się
czuję? — Rozgniewana Pansy zeszła z łóżka, zamierzając opuścić
sypialnie.
Zawiodła
się na przyjaciółkach. Nawet one nie okazały jej zrozumienia w tych trudnych
chwilach.
— Pansy,
zaczekaj — zatrzymała ją Tracey. — Zejdziemy na dół i zobaczymy,
co się tam dzieje.
— Chcecie
ich podglądać? — zapytała z niedowierzaniem Dafne, która uważała ten
pomysł za niedorzeczny.
To
nie było w porządku posądzać Blaise’a i Hermionę o takie rzeczy. Patrząc na
argumenty Pansy, również Teodora można posądzić o flirtowanie z dziewczyną
przyjaciela. Rozmawiali, śmiali się, przecież to musiało oznaczać gorący
romans. Czy tylko ona widziała, jakie to niedorzeczne?
— Tak
i zobaczycie na własne oczy, że mam rację. Jak nie chcesz, nie musisz iść.
Dafne
mimo niechęci wstała z łóżka. Nie podobało jej się to, ale uznała, że ktoś musi
pilnować, aby Pansy nie zrobiła kolejnej sceny zazdrości.
Dziewczyny
zeszły na dół i zakradły się pod kuchnie. Już z daleka słyszały głosy, a przez
uchylone drzwi ujrzały Blaise’a i Hermionę. Riddle nadal stała przy kuchni, a
Zabini również robił coś przy blacie.
— Blaise,
mówiłam ci, że nie tak — powiedziała nagle Hermiona, podchodząc do
chłopaka. Odebrała mu nóż, po raz kolejny pokazując, jak ma pokroić truskawki
do naleśników. — Urywasz to zielone, kroisz na pół i jeszcze raz na pół.
— Jakby
to naprawdę było takie ważne — prychnął Blaise, odbierając nóż.
— Nie
będzie, dopóki to nie ty dostaniesz te miniaturowe kawałki. — Hermiona
zaśmiała się, widząc strach w oczach Zabiniego.
— Twoje
argumenty do mnie przemawiają.
Każde
z nich wróciło do swojej pracy, nie wiedząc, że są obserwowani.
— Widzicie? — szepnęła
triumfalnie Pansy, na co dziewczyny spojrzały po sobie.
Miały
teraz żywy przykład na to, że Pansy popada w paranoję. W kuchni nie działo się
nic nadzwyczajnego. Hermiona i Blaise przygotowywali śniadanie, rozmawiali, ale
nawet szczególnie nie zwracali na siebie uwagi. Czego się w tym doszukiwać?
— Widzę,
że masz paranoje — stwierdziła Dafne, niespodziewanie wchodząc do
kuchni. — Cześć wam, bosko pachnie — przywitała się wesoło.
Hermiona
i Blaise nie wyglądali, jakby właśnie zostali przyłapani na gorącym uczynku. Wręcz
przeciwnie, na widok Dafne uśmiechnęli się serdecznie.
— No
nie, robimy wam śniadanie — oznajmił z niekrytą dumą Blaise.
— Jak
na razie zaniosłeś dwie rzeczy na stół i kroisz
truskawki — sprostowała Hermiona, choć wyglądała na rozbawioną.
— Zdecydowanie
umniejszasz moje zasługi.
— Oczywiście. — Hermiona
nie próbowała dalej dyskutować.
Zabini
to ten sam typ, co Draco. Każdy najmniejszy wysiłek, panowie uważają za
niebywałe osiągnięcie. Jak na zawołanie w kuchni pojawił się Malfoy.
— A
to, co za spęd? — zapytał zaspany, przyglądając się zgromadzonym.
Jego wzrok zatrzymał się na Hermionie, do
której podszedł i pocałował ją w czoło.
— Śniadanie
się szykuje — odpowiedział dumnie Blaise, lecz Draco spojrzał na
niego, marszcząc brwi.
— Kto
mu dał nóż do ręki? Instynktu samozachowawczego nie macie?
— Uważaj,
przyjacielu, bo ktoś może ci poskąpić truskaweczek do
naleśników. — Blaise zrobił minę, jakby co najmniej groził Draconowi
śmiercią.
— Moja
kobieta by na to nie pozwoliła.
Hermiona
pokręciła tylko z politowaniem głową.
— Dobra,
dobra. Blaise, zanieś te truskawki na stół, Draco, naleśniki. Ja zrobię jeszcze
kawy.
— Czyli
ja zawołam resztę — dodała Dafne, opuszczając kuchnie, przed którą
czekały na nią dziewczyny. — Idziemy obudzić wszystkich na śniadanie.
W
ciągu piętnastu minut każdy Ślizgon znalazł się w jadalni. Większość z nich
była ledwie przytomna, ale wizja śniadania i kawy, wyciągnęła ich z łóżek.
Przygotowane
przez Hermionę jedzenie znikało w bardzo szybkim tempie. Pod koniec posiłku
odezwał się Blaise.
— Jest
świetna pogoda, więc proponuję po śniadaniu iść nad jezioro.
Propozycja
spotkała się z aprobatą. Kolejne osoby odchodziły od stołu, aby się
przygotować.
— Idziesz? — zapytał
Draco Hermionę, gdy sam skończył śniadanie, lecz ona pokręciła przecząco głową.
— Zjem
coś jeszcze.
— Czyli
spotkamy się w pokoju. Pójdę jeszcze na chwilę do chłopaków.
Hermiona
przytaknęła, a Draco opuścił jadalnie. Rozejrzała się, zdając sobie sprawę, że
została sama, szkoda tylko, że z całym tym bałaganem. Mogła się tego
spodziewać. Tu nikt nie nawykł do żadnej pracy, więc nawet przez myśl im nie
przeszło, że trzeba po sobie posprzątać.
Nie
widząc innego wyjścia, Hermiona po skończonym posiłku zaczęła zbierać talerze.
Zaniosła naczynia do kuchni, która też wymagała posprzątania. Nagle usłyszała
dźwięki dochodzące z jadalni. Wróciła do niej i zastała tam Wiliama,
zbierającego pozostałe talerze. On również ją zauważył.
— Pomyślałem,
że przyda ci się pomoc.
Hermiona
uśmiechnęła się na te słowa. To było bardzo miłe z jego strony. Dzięki temu
może nie utknie w kuchni na pół dnia.
♥
♥ ♥ ♥ ♥
Draco
wrócił do pokoju, lecz nie został w nim Hermiony. Wyszedł na taras, ale tam
również jej nie znalazł. Postanowił sprawdzić, czy nie ma jej u Dafne. Będąc
jednak w holu, usłyszał głosy dochodzące z kuchni i jeden z nich z pewnością
należał do Riddle. Bez wahania ruszył w tamtym kierunku. Ciśnienie podniosło mu
się w momencie, gdy z Hermioną zastał w kuchni Wiliama. Bardzo mu się to nie
spodobało.
— Witam — powiedział
nieco zbyt ostro Draco, ale nie potrafił nic na to poradzić. Wolał Wiliama w
znaczniej odległości od Riddle.
— Cześć — przywitała
się Hermiona, widząc, że Draco jest niezadowolony.
Niewiele
ją to jednak obchodziło. Draco przesadzał, Wiliam jedna osoba, która pomyślała,
żeby jej pomóc. Miała mu odmówić tylko dlatego, że Malfoy za nim nie przepadał?
— Widzę,
że dobrze się bawicie.
— Wspaniale
wręcz, sprzątanie po kilkunastu osobach to moje wymarzone zajęcie na ferie.
Nagle
do Dracona zaczęło docierać, co tu zastał. W kuchni znajdowała się cała masa
brudnych naczyń. Hermiona stała przy zlewie, a Wiliam wycierał, to co umyła.
Poczuł się jak skończona świnia. Jakiś obcy facet pomagał jego dziewczynie, bo
jemu nie przyszło to do głowy. Musiał to natychmiast naprawić.
— Tak
nie będzie, zostawcie to. — Draco opuścił kuchnie, nie mówić nic
więcej.
Od
razu ruszył na drugie piętro do pokoju Zabiniego. Musieli zrobić z tym
porządek. Nie mieli tu skrzatów, ale na brodę Merlina, nie będą ich zastępować
Riddle. Draco bez pukania wszedł do pokoju przyjaciela.
— Kultury
cię nie nauczyli? Puka się.
Draco
nie wysilił się nawet, aby odpowiedzieć Pansy.
— Zabini,
jesteś mi potrzebny! — zawołał, a niemal od razu z dołączonej do
pokoju łazienki wyszedł Blaise.
— Pali
się, czy jak?
— Jesteśmy
debilami.
— To
bardzo odkrywcze, Malfoy, ale…
— Riddle
od Salazar wie, której stała przy garach, żeby nas nakarmić, a teraz dla
odmiany stoi przy zlewie, bo nikt poza Marsonem nie wpadł na to, żeby po sobie
posprzątać.
Blaise
urwał swoją wypowiedź, analizując słowa przyjaciela. Szybko pojął, skąd jego
wcześniejsze wnioski.
— O
cholera, tu nie ma skrzatów.
— Otóż
to, a Riddle na pewno nie będzie za niego robić.
— Ktoś
to musi ogarniać — wtrąciła się Pansy, której w żadnym wypadku nie
było żal Hermiony. Każdy powinien znać swoje miejsce.
— Zrób
ludziom przysługę i nie otwieraj buzi. Świat stałby się piękniejszy bez twojej
paplaniny — powiedział gniewnie Draco, nie przebierając w słowach.
Nic
go nie obchodziło, że zachowuje się, jak cham, to co ostatnio wyczyniała
Parkinson, nie zasługiwało na inne traktowanie. Pansy jednak bardzo się to nie
spodobało, niemal poczerwieniała ze złości.
— Jak
śmiesz się tak do mnie odzywać? — zaatakowała Dracona. — A
ty nic nie powiesz, nie zareagujesz? — naskoczyła również na Blaise’a,
lecz ten nie wydawał się poruszony słowami przyjaciela
— Przestań
wszystkich obrażać, a potem wymagaj tego samego. Chodź, stary, trzeba
przeprosić Hermionę. — Blaise zdawał się nie zwracać uwagi na swoją
dziewczynę, co dodatkowo ją rozjuszyło.
— Przeprosić
Hermionę?! Czy ty siebie w ogóle słyszysz? Jak możesz…
— Skończ!
Pansy
oniemiała. Blaise po raz pierwszy podniósł na nią głos. Nigdy wcześniej tego nie robił. Sprzeczali się, ale
zawsze pozostawał opanowany, aż do tej chwili.
— Idziemy — rzucił
tylko Blaise, pospiesznie opuszczając pokój.
Tuż
za nim wyszedł Draco. Milczeli, aż do pierwszego piętra.
— W
porządku? — zapytał Draco, uważnie przyglądając się przyjacielowi.
W
życiu Blaise’a działo się coś złego i zauważył to już jakiś czas temu. Ten
jednak na nic się na skarżył, najpierw ten przeklęty wypadek, potem wyjazd, nie
mieli, nawet kiedy na spokojnie porozmawiać. Zabini wielokrotnie pomagał mu w
trudnych chwilach, teraz sam potrzebował wsparcia.
— Nie
teraz.
— Ale
pogadamy?
— Tak,
ale nie teraz.
Draco
skinął ze zrozumieniem głową. Blaise również czuł, że potrzebuje tej rozmowy.
Sam już nie wiedział, co robić. Potrzebował opinii osób trzecich, więc kogo,
jak nie najlepszych kumpli.
Panowie
weszli do kuchni, gdzie nadal trwało sprzątanie. Obu zrobiło się jeszcze
bardziej głupio.
— Hermiona,
wybacz nam idiotom — zaczął lamentować Blaise, przez co panna Riddle
przerwała na chwilę pracę.
Obaj
z Draconem wyglądali na skruszonych, choć ona nie gniewała się jakoś
szczególnie. Zła była tylko na Malfoya, za to, że naskoczył na nią i Wiliama.
— Nic
się nie stało.
— Stało,
gotowałaś, a my cię jeszcze z brudnymi garami zostawiliśmy. Zrobimy zmiany,
będziemy gotować, zmywać i… — odezwał się tym razem Draco, lecz
Hermiona weszła mu w słowo.
— Bez
urazy, ale czy ktokolwiek tu potrafi ugotować choćby wodę?
Niestety
Hermiona miała rację. Oni nie wiedzieli o gotowaniu zupełnie nic.
— To
nas nauczysz i będziemy ci pomagać, a opornych wyznaczymy do sprzątania. Inni
będą sobie radzić sami — oznajmił Draco, uznając to za najlepsze
wyjście.
Na
pewno znajdą się chętni do pomocy w kuchni, reszta będzie sprzątać i po
sprawie.
— Nie
wiem, czy to dobry pomysł — stwierdziła z powątpiewaniem Hermiona.
— Weźmiemy
do kuchni tylko tych, którzy ci będą odpowiadali. Nas już jest
dwóch — zapewnił gorliwie Blaise.
— Również
chętnie pomogę — wtrącił Wiliam, który do tej pory nie zabierał
głosu.
— Ty
już najwięcej pomogłeś. Dzięki, stary. — Draco wyciągnął do Wiliama
rękę, którą ten uścisnął.
Wiedział,
że musi przestać się tak na niego jeżyć. Ten koleś po prostu był do granic
możliwości miły i uczynny. Nic dziwnego, że dobrze się dogadywał z Riddle. Musiał
to po prostu zaakceptować.
— Czułości
zostawcie na później, do pracy. — Blaise prześlizgnął się do zlewu,
zakasując rękawy. Jego pierwsze w życiu mycie naczyń.
— Tylko
bądź… — Hermiona nie zdążyła dokończyć.
Z
mokrej ręki Blaise’a wysunął się talerz. Stojący obok niego Wiliam złapał go w
ostatniej chwili.
— Dobry
refleks — przyznał z uznaniem Blaise.
— Nie
gwarantuje stuprocentowej skuteczność — ostrzegł Wiliam, oddając
talerz.
— Spokojnie,
zaraz to opanuję.
Panowie
zajęli się myciem naczyń, nawet nieźle się przy tym bawiąc. Hermiona
przyglądała się temu z rozbawieniem, póki nie poczuła, że ktoś stanął tuż za
nią. Odwróciła się, doskonale wiedząc, kto to.
— Jestem
trochę przewrażliwiony — przyznał niechętnie Draco tak, aby słyszała
go tylko Hermiona.
— Trochę?
— Dobra,
bardzo.
— Bardzo
to ja cię proszę, nie zachowuj się tak. Nie masz żadnych powodów do zazdrości.
— I
tu się mylisz, mam piękną, inteligentną dziewczynę, która na dodatek potrafi
gotować. Jesteś unikatowa.
Draco
uniósł lekko twarz Hermiony, która pokryła się rumieńcem. Przybliżył się i
bardzo delikatnie ją pocałował. Zawstydzona Hermiona niepewnie odpowiedziała na
pieszczotę. Przerwało im jednak chrząknięcie.
— Malfoy,
później odkupisz swoje winy, a teraz łap się za szmatę i wycieraj.
Draco
niechętnie spojrzał znad Hermiony na Zabiniego, który udając niewiniątko, nadal
zmywał.
— Jak
to ogarniemy, idziemy nad jezioro, więc idź się przygotować.
Hermiona
przytaknęła i pospiesznie opuściła kuchnię. Draco za to istotnie wziął ścierkę,
ale w pierwszej kolejności zdzielił nią Zabiniego po głowie.
— Za
co to?! — oburzył się Blaise.
— Za
przeszkadzanie, matole.
— W
wycieraniu nie będę ci przeszkadzał — oznajmił Blaise, podając
przyjacielowi mokry talerz.
Wspaniały rozdział, na dobry początek dnia ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda mi tylko Blaisa i Pansy. Mam nadzieje, że jednak się szhbko pogodzą.
Pozdrawiam :)
Hej, jak zawsze genialny rozdział :) 😍😍😍❤ mam nadzieję że Blaise w końcu utemperuje Pansy chciaz wydaje się to trudne do osiągnięcia, na pewno w końcu coś odwali. Czekam na dalsze rozdziały z niecierpliwością 💜 patrząc na Twoje opowiadanie aż sama czuje natchnienie do napisania jakieś historii 😎 może w końcu się zabiorę. Więc dajesz radość, natchnienie, ciekawość, oczekiwanie wszystko co najważniejsze, masz niesamowity talent😍 Pozdrawiam 💕😘
OdpowiedzUsuńświetny rozdział, taki z życia codziennego :D oni wszyscy są tacy słodcy jak wszystko jest w porządku no oprócz Pansy,która szuka dziury w całym i jeszcze oskarża i angażuje osoby trzecie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :)
Świetny rozdział, jestem ciekawa co zrobi Blais z Pansy.
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że Pansy nie popełni jakiegoś głupstwa.
Czekam na kolejny rozdział :D
Codziennie tu wchodzę i sprawdzam czy nie ma czegoś nowego, robię to już tak automatycznie, że w pierwszym momencie nie dotarło do mnie, że faktycznie coś jest xD
OdpowiedzUsuńRozdział cudny, taki zabawny, lekki i przyjemny(nie licząc tej Pansy... ale ja nadal wierzę, że się ogarnie i cały czas na to czekam).
Pozdrawiam i do następnego~
Subtelny, ale wyrazisty, z wdziękiem, piękne opisy, aspirujący o głębię, z przyjemnością przeczytałam :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział. Bardzo przyjemny, uśmiech nie schodził mi prawie z twarzy. Co do Pansy to mam nadzieję, że kiedyś sie ogarnie. Z jednej strony chcialabym, żeby była szcześliwa z Blaisem, ale z drugiej strony czuje, ze Zabini zasługuje na kogoś lepszego :( Tak, więc wyczekuję momentu, kiedy Pansy stanie się lepszą wersją samej siebie :D!
OdpowiedzUsuńRewelacyjnie wyszly ci te wszystkie wątki poboczne w tej historii. Każda postać zostaje rozwinieta. Miło się to czyta :).
Pamiętam, jak kiedyś pisalas, ze pojawi się scena spania ( tylko spania) Draco i Hermiony. Także jestem ciekawa, jak to bedzie.
Jest tyle rzeczy, ktore chcialabym ci powiedziec jako autorce, ale nigdy nic nie pisze. Teraz zrobie inaczej. Należą cie się wielkie gratulacje za twoją prace, za jakosc, za wysilek, za checi i regularnosc. Mimo, ze rozdzialy pojawiaja sie co miesiac czasem dwa, to nigdy nie porzucilaś tego bloga, za co jestem ci niezmiernie wdzieczna. Ta hisotria wiele mnie nauczyła ( takze cierpliwosci ;D ).
Pozdrawiam i jak zawsze czekam na nastepny rozdzial.
~ yoko
Czytając ten rozdział widziałam przed oczami miłą parę, kobieta uśmiechała się do mnie uroczo. Wszystkiego najlepszego! :)
OdpowiedzUsuńNowy rozdział! Jestem zachwycona i dużo weny życzę :D
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział, już nie mogę się doczekac nowego :D Narobiłaś mi smaka na naleśniki...
OdpowiedzUsuńJestem totalnie zakochana w tym opowiadaniu. Uwielbiam Cię!
OdpowiedzUsuńAbsolutnie uwielbiam ten rozdział, a sam wątek z wypadem nad jezioro jest cudowny <3 Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJejku jak słodko. Czytam to w wielkim bananem na twarzy aż siostra dziwni się na mnie patrzy a jej tważ to takie wtf Dora co ty odwalasz xd. Jak zobaczyłam że w końcu nowy rozdział to orgazmu prawie dostałam xdd. Co do rozdziału stanowczo za krótki, ale bardzo fajnie przeczytać coś luźniejszego super potrafisz zbudować atmosferę. Wielbie Cię za to
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i do następnego
Dora
Genialny rozdział! Czekam na nastepny i życzę weny. Kochana jesteś cudowna!
OdpowiedzUsuńKocham ten rozdział <3 Tak mi sie chce jeść teraz, że jakaś tragedia. Ciekawie się to wszystko zapowiada :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że piszesz :) Rozdział nie jest moim ulubionym, wydaje się trochę inny od wszystkich i troszkę krótki. Ale dobry, momentami zabawny, ukazuje normalne życie bohaterów.
OdpowiedzUsuńZyczę weny :*
Świetny rozdział! Czekam na więcej! <3
OdpowiedzUsuńCałe opowiadanie jest świetne (moje pierwsze z Hermioną Riddle!) Myślę, że jest bardzo oryginalne choć nie mam porównania. Pojawiały się sceny/zachowania, ktore nie przypadły mi do gustu, jednak patrząc na całokształt to naprawdę cudo! Mimo że na początku Blaise był dość irytujący to teraz tak rozwinęłaś tą postać (relacja z babcią ♡), że to jest jeden z najlepszych bohaterów. Bardzo, bardzo ciekawi mnie ciąg dalszy i tutaj nasuwa się moje pytanie: Kiedy następna część?
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością!
Weny, czasu i wesołych świąt!
Pozdrawiam